Na dwa tomy dramatów radiowych Iwony Rusek składają się teksty dla dorosłych i dzieci, odnoszące się do współczesności, ale i przywołujące ważne momenty historyczne oraz postaci polskiej kultury przedstawione w przełomowym dla nich momencie życia.
Większość jej dramatów określić można mianem historycznych. Są pisane w charakterystyczny sposób polegający na tym, że wybrane wydarzenie nie jest tylko historią jednostki – autorka mocno osadza je na płaszczyźnie polskich losów. Nic nie zdarza się w oderwanej czasoprzestrzeni, lecz wpisuje się w dzieje Polski w całej ich rozciągłości i tragizmie. Tak jest w dramacie Jeszcze będzie…? o powstaniu na warszawskim Czerniakowie. 19 września 1944 roku, w dniu kończących się w tym regionie walk, dwóch żołnierzy zostawia swoją ciężko ranną koleżankę w piwnicy kamienicy. Ukrywa się tam ponaddziewięćdziesięcioletni starzec i tej umierającej dziewczynie opowiadać będzie o powstaniu styczniowym. Brał w nim udział jego ojciec, on sam zaś miał wówczas 10 lat, ale dokładnie zapamiętał tamten czas. Ta postać wprowadzona jest nie tylko po to, by zestawić dwa najbardziej tragiczne z polskich powstań. Starzec z pamięcią zakorzenioną w dawnym świecie XIX wieku, pozwala spojrzeć na tragedię Warszawy z szerszej – dziejowej – perspektywy. Sporo tu retrospekcji. Wydarzenia z 1863 roku przeplatają się z 1944 rokiem, układając się w rozmowę o tym, „czym jest Polska” i czy ona „jeszcze będzie?”. Te pytania, niezależnie od tego, kto i kiedy je stawia, brzmią tak samo.
Podobny zabieg opowiadania z użyciem różnych perspektyw czasowych i szerszego widzenia polskiej historii został użyty w Ciszy, dziejącej się w realiach III Rzeczpospolitej. Bohaterką jest młoda dziewczyna odkrywająca historię życia swojego dziadka należącego do Armii Krajowej. Został aresztowany przez komunistów, gdy po spotkaniu z żoną nie zdążył wrócić do lasu. Przeżył brutalne przesłuchania, odsiedział wyrok, a potem nie chciał o tym opowiadać. Po jego śmierci wnuczka, porządkując bibliotekę i archiwum, przechodzi przyspieszony kurs dojrzewania. Osią dramatu wydaje się historia nieżyjącego żołnierza, ale ona jest pretekstem do opowieści o dziewczynie, która dzięki przeszłości dziadka i rozmowom z babcią odkrywa siebie. Tym dwóm postaciom kobiecym powierzono obowiązek utrzymania międzypokoleniowej pamięci. Babcia była żoną żołnierza i musiała pogodzić się z tym, że ukochany mężczyzna ma obowiązki nie tylko wobec niej, ponieważ wiązała go jeszcze żołnierska przysięga. Historia jednostki rozciąga się na dzieje polskich kobiet widziane na przestrzeni wieków. Wnuczka, zaczynając rozumieć życie swojej rodziny, nuci pieśń Białe róże: „Rozkwitały pąki białych róż./ Wróć, Stasieńku, z tej wojenki już./ Wróć, ucałuj, jak za dawnych lat,/ Dam ci za to róży najpiękniejszy kwiat”. Didaskalia dają wskazówkę inscenizacyjną i interpretacyjną: „W jej głosie zawarty jest głos całych pokoleń kobiet polskich, które od Powstania Kościuszkowskiego żegnały swoich synów, braci, mężów, ojców, narzeczonych, którzy szli «na niepowroty»”.
Temat II wojny światowej pojawia się i w Warszawskim wrześniu, gdzie mocno podkreślone jest społeczne napięcie towarzyszące ostatnim dniom sierpnia 1939 roku – zawieszenie i atmosferę oczekiwania na najgorsze, a także próbę niedopuszczenia do siebie prawdy o zbliżającej się wojnie Rusek pokazuje, kreśląc historię dwóch sióstr. Izabella i Maria, dwie młode dziewczyny wchodzące w dorosłość z odmienną wrażliwością i oczekiwaniami od życia, muszą określić swój stosunek wobec nadchodzących wydarzeń. Jedna reprezentuje środowisko warszawskiej bawiącej się młodzieży, przekonanej, że to nie jest ich wojna. Kiedy nadchodzi tragiczny dzień, Izabella w przyjaciółmi po prostu uciekają z miasta. Druga siostra pozostaje, wpisując swoje życie w wydarzenia warszawskiego września. Autorka zestawiła beztroskę ostatniego dnia sierpnia, należącą jeszcze do kończącego się świata, z rzeczywistością walącego się miasta, bombami i ginącymi ludźmi.
Iwona Rusek pisze dramaty prawdziwie warszawskie i bynajmniej nie chodzi tylko o wskazanie, że miejscem akcji jest właśnie to miasto. Uderzająca jest dbałość pisarki, by stworzona przestrzeń miała swój rozpoznawalny realny charakter. W przypadku słuchowiska radiowego wszystko dzieje się oczywiście w sferze dźwięku, a autorka skupia się na znanych warszawskich elementach: piosenkach, gwarze i głosie ulicy. W Warszawskim wrześniu przypomniane są znane stołeczne lokale rozrywkowe: Oaza, Adria, Ziemiańska. Bywający tam bohaterowie śpiewają i słuchają popularnych wówczas utworów (polskich, ale także anglojęzycznych szlagierów z tamtych lat, jak In the Mood Glenna Millera czy Lambeth Walk z musicalu Me and My Girl). Te miłe dla ucha rytmy kończą się 1 września, gdy spiker w radio wygłasza historyczne już słowa: „A więc wojna! Z dniem dzisiejszym wszelkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy. Całe nasze życie publiczne i prywatne przestawiamy na specjalne tory […]”.
Warszawskie dźwięki słyszalne są w szczególny sposób w biograficznym utworze Wiech, czerpiącym pełnymi garściami z miejskiego kolorytu. Przestrzeń tworzą odgłosy podwórza: gra katarynki, pokaz podwórkowego artysty, śmiechy, uliczne kłótnie, a także ówczesne przeboje i patriotyczne pieśni. Akcja dzieje się na Woli, między innymi na słynnym bazarze Kercelaku (przywołano nawet cień mrocznej postaci Taty Tasiemki), gdzie mały Stefanek biegał na pyzy ze słoninką. Jada się tu jeszcze: golonki, bigos oraz flaki z parmezanem. Stefan Wiechecki uchwycony jest w momencie dla siebie przełomowym – gdy żegna się ze swoją miłością do teatru (interes się nie udał, bo zatriumfowało kino), by stać się legendarnym Wiechem piszącym o Warszawie i jej mowie dla „Kuriera Czerwonego” Henryka Butkiewicza.
Także w dramacie Jeszcze będzie…? widoczna jest próba możliwie wiernego odtworzenia powstańczego Czerniakowa, a dokładnie ulicy Wilanowskiej, gdzie w tym czasie trwało silne niemieckie natarcie. Wspomniane są znajdujące się w pobliżu magazyny „Społem”, stanowiące w czasie powstania ważne źródło zaopatrzenia dla ludności, a niebawem będące niemym świadkiem brutalnej pacyfikacji Czerniakowa. Dziś w tym miejscu znajduje się park im. Rydza-Śmigłego. W utworze wyróżnia się scena z udziałem głównych bohaterów, którym towarzyszy autentyczna powstańcza para małżeńska: „Czarny Jaś” i „Irka”, czyli Jan Wuttke i jego żona Irena Kowalska. To jedno z tych krótkich stażem (w tym wypadku dwutygodniowym) powstańczych małżeństw, gwałtownie przerwanych przez śmierć. Rusek przedstawia „Irkę” w ostatnich dniach, a „Jasia” w ostatniej chwili życia. Umierał podobno na rękach żony, do czego autorka delikatnie nawiązuje. W dramacie powstańcy muszą przebiec ulicę pod ostrym niemieckim ostrzałem. „Czarny Jaś” zostaje postrzelony, a „Irka”, jak relacjonuje jedna z postaci: „Ciągnie go… są już za murem „Społem””. Scena to krótka, aczkolwiek znacząca, ponieważ jest obrazem ostatniego śladu wspólnego życia tych młodych ludzi. Śladem wyobrażonym, ale przecież prawdopodobnym.
W granicznym momencie – choć to już bajkowa forma – pokazany jest Stanisław Jachowicz, późniejszy pisarz i pedagog, opiekun warszawskich sierot. O Stasiu Jachowiczu, co został bajkopisarzem to jeden z utworów przeznaczonych dla dzieci, obok Słowa honoru i Ostatniego listu. Teksty pisane dla młodych słuchaczy to zaproszenie do rozmowy na trudne tematy, na przykład o tym, czym jest honor. W Słowie honoru anachroniczne pojęcie zostaje wytłumaczone najpierw najprostszym zdarzeniem wziętym z podwórka, na którym bawią się dziecięcy bohaterowie (dziewczynka daje słowo honoru, że przejdzie po murku, by uratować kota z rąk łobuzów). Dopiero potem narracja przenosi nas w przestrzenie trudniejsze, bo wojenne, wymagające od dziecka przyjęcia powagi i dorosłej postawy – wówczas słowo honor także zyskuje inny wydźwięk. Ciekawy jest Ostatni list – współczesny dramat, do którego również puka historia. To opowieść o dzieciach trochę już uzależnionych od komputerów i telefonów. W czasie odwiedzin dziadka – listonosza powstańczej poczty – na własnej skórze poznają smak bycia dostarczycielem radości. Rusek unika dydaktyzmu, raczej z życzliwością wskazuje dzieciom, że także one, wykorzystując dzisiejsze elektroniczne gadżety i umiejętności, mogą zrobić coś dobrego, na przykład odnaleźć starszą panią i wręczyć jej list nadany ponad siedemdziesiąt lat temu w czasie powstania warszawskiego.
W tych dwóch zbiorach są jeszcze dramaty będące niejako na obrzeżach tamtych, pisanych z wielką historią w tle, choć tu również daje się ją odczuć. I są to chyba jedyne teksty, które omijają warszawskie przestrzenie. Odessa-Krym-Odessa nawiązuje do wątku z biografii Adama Mickiewicza, gdy z carskiego nakazu przebywał w Odessie (ukłonem w stronę poety są jeszcze zamieszczone w tomie ujęte w dramatycznej formie Lilije. Z pieśni gminnej spisane przez Adama Mickiewicza). W Odessie postać wieszcza sprowadzona jest do roli pionka w rozgrywkach carskich szpiegów polskiego pochodzenia: Karoliny Sobańskiej i Jana Witta. Poeta wybierze się z nimi na krymską wyprawę, skąd przywiezie swą wielką poezję. Z kolei Wanda znaczy wolność to dramat zupełnie osobny na tle tutaj prezentowanych. Jest kameralny, pełen emocji, intymny. Dzieje się w dwóch planach czasowych i przestrzennych: tuż przed odlotem Wandy Rutkiewicz na jej ostatnią wyprawę oraz już na stokach Kanczendzongi w czasie umierania himalaistki. Obie przestrzenie wypełnione są rozmową – pierwszą Wanda toczy z matką, drugą z górą, z którą los splótł ją już na zawsze.
Te dramaty doczekały się realizacji radiowych i publikacja zawiera także spis twórców słuchowisk. Każdy z tomów otwiera krótki szkic autorki dotyczący procesu twórczego. Rusek mocno podkreśla wrażliwość piszącego, „niewyczerpaną miłość do świata” i „(współ)odczuwanie z nim”. Stąd pewnie bierze się nadzieja i otwarcie na przyszłość, unoszące się nad tym pisaniem dla radia i to niezależnie od tego, do jakich tragicznych zdarzeń Iwona Rusek się odwołuje.
***
Iwona Rusek, Dramaty radiowe, Fundacja Duży Format, t. 1, Warszawa 2021; t. 2, Warszawa 2022.