„My żyjemy!”
Adam Pawlikowski do Zbyszka Cybulskiego w filmie Popiół i diament w reżyserii Andrzeja Wajdy, 1958 rok.
Jest sierpień 2023, a ja mam wrażenie, że z każdym sierpniem umiera kolejny kawałek mitycznego Lata, które noszę w sobie odkąd jestem zdolny do noszenia czegokolwiek. Pisze Jarosław Jakubowski w felietonie dla portalu Teatrologia.info.
Jest to Lato bezczasowe, to znaczy nieprzynależące do żadnego punktu na „osi czasu” (cokolwiek to umowne pojęcie znaczy), za to posiada wyraźną topografię i właściwości organoleptyczne. Pachnie rozgrzanym piachem leśnej drogi, igliwiem, sosnową żywicą, a jego godłem jest błękitna, połyskliwa chorągiewka jeziora, którą widać pomiędzy drzewami. Im bardziej się do niej zbliżam, tym natarczywsze są wołania, piski, śmiech. Dzieci pędzą do wody, która rozpryskuje się w słońcu na miliard brylantów. Niebo przecina odrzutowiec, pozostawiając białą postrzępioną szramę. Ale niebo nie otwiera się, trwa nad nami spokojne, bezchmurne – zapowiedź tych kilku tygodni wakacji, które jeszcze nam zostały. I one zawsze są w zapasie, i jest bezpiecznie jak w dobrze zaopatrzonym schronie albo magazynie rezerw strategicznych.
I tylko kolejne śmierci obgryzają to Lato jak owoc zakazany, pozbawiając go obrzeży, a pusta przestrzeń przesuwa się bardzo powoli, lecz miarowo ku centrum obrazu. A tam migocze, wciąż świeża i żywa, chorągiewka jeziora, i słychać harce dzieci, które najchętniej nie wyszłyby już z wody, żeby nie musieć ewoluować nieuchronnie w produkcyjno-konsumpcyjne formy życia.
Śmierć Mrożka w korowodzie śmierci mniejszych i większych zajmuje pozycję jej należną i niepodrabialną, jak każda inna śmierć. Sam Mrożek zdawał się ją antycypować i widzieć w szerszym kontekście – śmierci życia jako takiego. Nie wiadomo, czy Ziemia w jego wizji miała żyć dalej, acz już bez żywej powłoki, jako bryła substancji chemicznych dryfująca w pustym kosmosie, czy też solidarnie z ziemskim życiem błękitny glob miałby zejść ze sceny dziejów prosto w czeluści nieistnienia. W każdym razie w wypowiedzi dla miesięcznika „Teatr” udzielonej na rok z okładem przed własnym zgonem, Mrożek precyzyjnie łączy kropki i wychodzi mu rączy koń Apokalipsy: „Moim zdaniem dramat świata zmierza ku zakończeniu. Świat i nasza rzeczywistość nie są rozciągliwe. Objawy końca podpowiada przyroda, co zazwyczaj się pomija. A dla mnie ważne są takie sytuacje, jak na przykład to, co się dzieje w amerykańskim stanie Montana, który słynął z odpornych na przemijanie dębów. Obecnie ulegają masowej zagładzie. Plaga chrząszczy, która je niszczy, jest nie do zatrzymania. Kolejnym niepokojącym sygnałem jest rybołówstwo głębinowe. Ryb nie ma już w naszych morzach blisko brzegu. Zostały wyniszczone. Trzeba łowić dalej, głębiej, w czym specjalizują się jednostki z krajów azjatyckich. Zostawiają po sobie pustkę. To są szczegóły, ale gdy zebrać je do kupy – układają się w niepokojącą mozaikę. To przejawy śmierci.” („Teatr” 2012 nr 2)
A potem runął dwa tysiące trzynasty. Zanurzam batyskaf w moich ówczesnych zapiskach, żeby spojrzeć w twarz tamtemu komuś, kto je zapisywał. Jeśli uznać człowieka za continuum czasoprzestrzenne, to wszystko wskazuje na to, że tamten ktoś był mną, a ja byłem nim. Ale.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wszystko, co wtedy zapisał tamten ja, może zostać wykorzystane przeciwko mnie dzisiejszemu, ponieważ, jak chciał Kafka, w wojnie między mną a światem kibicuję światu, zaś między smutkiem a nicością wybieram smutek. To już Faulkner.
15 lutego 2013
W „Dialogu” nowa sztuka Mrożka pt. Karnawał albo pierwsza żona Adama. Robi wrażenie napisanej „lekko”, „od niechcenia”. Na pewno nie polubią jej modnisie. Za mało szokująca, krzycząca, histeryczna. Za mało łopatologicznie ideologiczna. Co nie znaczy, że jakoś mną wstrząsnęła. Nie, to porządna, porządnie obmyślana i wykonana robota dramaturgiczna, bez fajerwerków, ale z solidną podpórką filozoficzną. Chodzi mniej więcej o to, że człowiek współczesny zatracił zdolność myślenia magicznego, religijnego, transcendentalnego. Pozostają mu formy stare, których on jednak intuicyjnie nie odrzuca, bo czuje się w nich bezpiecznie. Bóg – co z tego, że to już bardziej staroświeckie słowo niż autentyczna treść, skoro pozwala nam poczuć się lepiej w ciemności.
7 marca 2013
Jasne, planuj, planuj chłopcze, a wszystko i tak odbędzie się tak, jak chce Szef. Na razie postanowił, że skończysz 39. rok życia. Nic w związku z tym specjalnego nie czuję. Czuje to moje ciało, ale z tym pogodziłem się już jakiś czas temu. Wszystko jest kwestią pogodzenia się z ogólnymi warunkami, na które nie ma się wpływu. Walkę można podejmować jedynie w ramach tego, czym się dysponuje. Teraz na przykład toczę walkę o napisanie powieści, choć dalibóg niezupełnie wiem, po co mi ona, skoro mogę w tym czasie napisać z trzy sztuki teatralne. Ale piszę ją, bo takie są niepisane reguły tej gry.
Chciałbym też mieć trzeci tom Dzienników Mrożka, który właśnie wyszedł. Czuję wręcz fizyczny głód tej książki, ale nie mam pieniędzy, żeby ją kupić.
2 kwietnia 2013
Przyszedł trzeci tom Dziennika Mrożka. I znowu dałem nura w te zapiski udręczonej samoświadomości. Głowy, głowicy czułej na ciemność i światło. Nigdy niezasypiającej. Ponadto boli mnie gardło i gdy zmierzyłem dziś sobie temperaturę, termometr pokazał 35,5.
Ponadto jakieś wieczorne poruszenie na ulicach tutejszych. Więcej niż zwykle nietrzeźwej młodzieży, ktoś odpalał race, za oknem wybuchają też i gasną głosy. Nie znam ludzkich zamysłów, nie wiem, w jakim celu ludzie robią większość z rzeczy, które robią. Ale są i to wystarczający powód, żeby na nich uważać.
Ponadto zepsuł mi się zamek w kurtce, którą lubię.
Jest późno, jestem słaby, ale nie kładę się, bo… Bo napiszę coś ważnego? Przełomowego? Otwierającego nowe horyzonty? Udręczone ciało, umysł i to coś, co zwykło się nazywać duszą, choć na ogół siedzi cicho, jakby się ukrywało. Przede mną?
30 kwietnia 2013
Lampa wisi nade mną i świeci żółto.
Szklanka jest pusta.
Stukanie klawiszy rozlega się w rozległej kuchni.
Nic dziś nie przeczytałem, a nie, przeczytałem parę stron trzeciego tomu Dziennika Mrożka.
11 czerwca 2013
Pisałem też sztukę. O grupie ludzi zamkniętych w statku kosmicznym pędzącym ku zatraceniu. Doszedłem do momentu, kiedy wszyscy kopulują z wszystkimi. Przeczytałem parę stron Dziennika Mrożka, obejrzałem (choć nie od początku) film Skafander i motyl.
19 lipca 2013
Skończyłem trzeci tom Dziennika Mrożka. Człowiek, jak się wydaje, głęboko nieszczęśliwy, ale niepotrafiący zdefiniować przyczyny swojej depresji. Błądzący myślami po coraz to nowych obszarach, jednak za każdym razem wracający jak do ośrodka magnetycznego, do nienażartego JA. A mimo to tworzy kolejne utwory, buduje swoją pozycję, utrwala miejsce w historii.
Dziś w lesie myśl świeża, choć nieodkrywcza: próbowałem, ale mi się nie udało. Byłem blisko, naprawdę blisko, ale czegoś zabrakło, żeby przekroczyć jeszcze ten jeden próg. Teraz pozostaje mi pamięć tej bliskości. I dalsze próby.
15 sierpnia 2013
Dochodzi południe. Przed chwilą podali informację, że dziś nad ranem w Nicei zmarł Sławomir Mrożek. W wieku lat 83. A więc umarł. On też. Mimo że tyle o tym pisał, mimo że oswajał nas ze swoją śmiercią, jest ona zaskoczeniem, jak zawsze. „A więc wszystko się układa i zmierza: ku odejściu mojemu. W inne, moje strony. Prastrony”. Tak pisał pod koniec ostatniego tomu Dziennika. Moje z nim spotkanie w listopadzie 2011 roku w Gdyni. Był przewodniczącym jury Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych „Raport”. Wręczył mi Grand Prix za Generała. Powiedziałem, że nigdy nawet nie śniłem, że zostanę nagrodzony przez samego Sławomira Mrożka. A on wstał od swojego stolika, wszedł na podest i wyściskał mnie serdecznie. Popłakałem się, dziś też płaczę. Nad nim i nad sobą, nad sobą nawet bardziej, bo on ma to już za sobą, ja dopiero przed. On już wie, ja dopiero się dowiem.
To lato, które powoli się kończy, będzie już na zawsze latem, w którym umarł Mrożek.
Śmierć Mrożka to cezura, wrota teatru zostały już na całą szerokość otwarte dla różnych Edków. Brak punktu odniesienia, jakim był SM, spowoduje, że poczują się pewniejsi, swobodniejsi w swoich rozróbach. „Tera ja” – rozlega się po kraju. Współczesny Edek nie jest grubo ciosanym chamem, na ogół jest nieźle wykształcony, zadbany i zorientowany w „tryndach”, wie skąd wieje wiatr, co w trawie piszczy, co kupi „ciemny lud”. No i last but not least, czego oczekują kuchciki pichcące bigos rewolucji kulturalnej w Instytucjach i Redakcjach.
17 sierpnia 2013
Mrożku, martwy już i z miejsca nierzeczywisty, bądź ze mną, tak jak ja byłem i jestem z Tobą. Są chwile, kiedy wciąż nie mogę uwierzyć, że umarłeś. Przyznaję, wydawało mi się, że będziesz żył jeszcze bardzo długo, prawie że wiecznie. Pomyliłem się nie pierwszy raz.
19 sierpnia 2013
Myślę o żonie Mrożka, o żonie Gombrowicza, o żonie Herberta, o tych paniach, które po śmierci mężów porządkują ich sprawy, wydają pośmiertne papiery, redagują dzienniki i listy, selekcjonują materiał do publikacji i do ukrycia. Po śmierci mężów otrzymują nagle ogromną władzę nad ich dziełem, w pewnym sensie nad nimi samymi. Od wdowy zależy, jak będzie istniał pisarz po śmierci.
26 sierpnia 2013
Pogrzeb Mrożka 17 września w Krakowie. W ceremoniale religijnym.