EN

15.10.2024, 16:54 Wersja do druku

Z fotela Łukasza Maciejewskiego: „Transakcja czyli w samotności pól bawełnianych”

„Transakcja czyli w samotności pól bawełnianych” Bernarda-Marii Koltèsa w reż. Mariusza Wojciechowskiego. Pisze Łukasz Maciejewski w AICT Polska.

Inne aktualności

PRZECIW TEMU CZASOWI

Różne rzeczy się przypominają.

Czasami, nie tak znowu często, żałuję, że czegoś nie zapisałem, nie zanotowałem, nie utrwaliłem.

Po latach już się nie da.

Zostają tylko wyziewy, krople, deszczówka, grochówka, las.

Można by z tego stworzyć księgę spektakli nieopisanych.

Tych najważniejszych i najlepszych.

Z filmem łatwiej, można nadrobić, dogonić, odtworzyć.

Z teatrem trudniej, a u mnie to zawsze szło w parze, w duecie, obok siebie. I teatr, i kino.

Uwertura za długa, bo chodzi w zasadzie o jedno zdanie, że lata temu, w 2003 albo w 2004 roku, na

nieczynnej już scenie za Teatrem Słowackiego, „Scenie za Bramą”, tak to się chyba nazywało,

obejrzałem jeden z najpiękniejszych spektakli.

I nie napisałem o nim nigdy, i chyba mało kto napisał, a wiem, że to było nie tylko moje

doświadczenie, że to się udzielało.

Misterium nieomal.

„Samotność pól bawełnianych” Bernard-Marie Koltèsa w reżyserii Mariusza Wojciechowskiego z

nim oraz z Radosławem Krzyżowskim w głównych rolach.

Zero scenografii, zero kostiumów, ale takie zero może stworzyć tylko wirtuozka, Jagna Janicka. I

zrobiła to.

Zero które było wszystkim.

Surowe, nieuładzone ściany, dom w rekonstrukcji lub dom w destrukcji, a może nie dom. Może

schron, może więzienie. To ostatnie raczej.

Dwóch mężczyzn, dwie postaci, klient-dealer, władca-podwładny, i słowa Koltèsa, postaci samej w

sobie fascynującej i tragicznej. Szpile, womity, gardłowanie.

O tym mówili, to sprzedawali, to kupowali.

Kilometry słów, przecinki zadyszki. I złość między nimi, i nienawiść, a to wszystko miłość,

przeklęte pożądanie.

Mariusz Wojciechowski zrobił to genialnie (aż tak), zagrał genialnie, Radek Krzyżowski to samo.

Ale właśnie Krzyżowski, ze świeżą jeszcze impulsywnością Rogożyna, którego grał wtedy w

kultowym „Idiocie” w reżyserii Barbary Sass, z przejęciem zadania, które było w poprzek tamtego,

był w tym spektaklu jakimś obłędnym rycerzem bez zbroi. Nagim, bezbronnym, namiętnym.

Rogożyn stający się Myszkinem.

„Przeciw temu czasowi, kiedy mnie wyminiesz” z „Sonetu” Szekspira.

Przeciw temu czasowi.

Było. Minęło. Szybko zdjęto ten spektakl z afisza, bo za trudny, nie sprzedawał się, a może inne

jakieś względy.

A jednak przetrwał. Nie wyminął.

Samotność pól bawełnianych.

„Przeciw temu czasowi”.

Źródło:

AICT Polska
Link do źródła