„Ja, córka Rasputina” Rafaela Akopdżaniana w reż. Sylwestra Biragi w Teatrze Druga Strefa w Warszawie. Pisze Łukasz Maciejewski na stronie AICT.
Jeżeli możecie, biegnijcie do Drugiej Strefy, do Teatru Druga Strefa, na monodram Marzeny Trybały, „Ja, córka Rasputina” w reżyserii Sylwestra Biragi.
Nie pierwszy raz jestem w tym miejscu, w „Drugiej Strefie” na Magazynowej i czuję się tam naprawdę dobrze.
Czasami warto zboczyć z głównych szlaków, żeby zobaczyć teatr, poczuć teatr.
I aktorstwo Trybały. Po przedstawieniu natychmiast chciałem poznać losy Mariji Grigorjewny Rasputiny, nieszczęsnej córki swojego ojca.
Czytałem o niej (głównie materiały po angielsku), i wracały sceny ze spektaklu.
Trybała-Maria, u kresu życia, dzierżąc ostatnią szklanicę syberyjskiej wódki, rekapituluje siebie. Rozmawia z psami tylko, bo nikogo już nie ma. A te psy złośliwe albo szczere: czytaj jak chcesz.
Rozmowa o ojcu (broniła go konsekwentnie), o carycy, o historii, o pracy w cyrku, tresowanym niedźwiedziu, tresurze myśli, dzieciach, samotności, tęsknocie.
Trybała gra wspaniale. Wyciska ze sztuki Rafaela Akopdżaniana tyle, ile się da. Wulgarna i subtelna. Nie da się tego pogodzić? Zobaczcie Trybałę. Potrafi.