EN

3.02.2021, 11:56 Wersja do druku

Wraz z komunizmem wyrzucono kulturę

- Stworzyliśmy taki mit, fałszywy, że my Rosjanie jesteśmy taką duchową nacją. I powtarzamy go. Mamy wielką kulturę, mieliśmy wielką kulturę, mamy teatr, kino, mamy tradycję. Ale z tą tradycją nie jest wszystko w porządku. Zgubiliśmy tę tradycję. Mamy teraz kryzys duchowy, kryzys polityczny – z Iwanem Wyrypajewem, reżyserem i dramaturgiem rozmawia Krzysztof Lubczyński.

fot. Sergei Bobylov/PAP/TASS

Jak zaczęła się Pana droga artystyczna? Był Pan wrażliwym młodzieńcem zainteresowanym kulturą?

- Nie, mieszkałem w chuligańskiej dzielnicy w Irkucku i sam bytem chuliganem. Kiedy byłem w dziesiątej klasie nauczycielka literatury zaproponowała mi żebym poszedł do studium teatralnego dla młodzieży. Poszedłem do tego studium i bardzo mi się tam spodobało. I od tamtej pory teatr towarzyszy mi do dzisiaj. Napisałem swoją pierwszą sztukę, o ludziach, którzy umarli od zażywania heroiny. Tak było w tym czasie w Irkucku – wielu moich przyjaciół właśnie tak zmarło. Gdy skończyłem szkołę, dostałem zaproszenie do teatru w Magadanie. Wyjechałem tam razem z dzieckiem i z pierwszą żoną. Pracowałem tam dwa lata, a później pracowałem też dwa lata na Kamczatce.

Pana artystyczna sława zaczęła się dopiero w Moskwie…

- W Rosji jest tak, co mi się strasznie nie podoba, że jest Moskwa i reszta Rosji. Wszyscy, którzy mają talent jadą do Moskwy. To niedobra sytuacja. Była jednak jeszcze jedna przyczyna mojego wyjazdu z Irkucka. Za wystawienie w studyjnym teatrze „Przestrzeń gry" sztuki „Sen", w której pokazałem degeneracje społeczeństwa i plagę narkomanii, władze Irkucka oskarżyły mnie o demoralizację i pozbawiły sceny. Pierwszym spektaklem, który został doceniony przez widzów był spektakl „Tlen".

Czy ma Pan poczucie, że wpisuje się Pan w wielką tradycję rosyjskiej literatury, która podejmuje fundamentalne problemy - o życiu, o świecie, o egzystencji? Czy ma Pan poczucie tego jak gdyby pokrewieństwa z tą tradycją na przykład XIX-wieczną -Dostojewski, Tołstoj i inni?

- Z tradycją jestem połączony, ale myślę, że nie tylko dlatego, że jestem Rosjaninem. Jak każdy Rosjanin. Podam przykład z Polski. Grotowski był awangardzistą, ale znał specyfikę polskiej mentalności. Ja nie jestem takim wielkim artystą, nie porównuję się z Grotowskim. Oczywiście, że z tradycją czuję się połączony, ale Dostojewski i Tołstoj to byli wielcy pisarze, a ja jestem skromnym postmodernistą. U nas w Rosji nie ma teraz wielkiej literatury, nie ma wielkiej sztuki, nie ma miejsca na nią, nie ma czasu. Ja piszę o tym, co dotyka mentalności, ale piszę w tradycji współczesnej. Oczywiście, dla mnie bardzo ważny jest język, jak to brzmi. Ale to nie jest wielki tekst. Zostaje nam tylko sens.

Czy uważa Pan, że w Rosji przywiązuje się większą rolę do tradycji kulturalnej niż w Polsce?

- Nie mogę się z tym zgodzić. Żyliśmy w czasach komunizmu. To dla nas, ale także dla was, było straszne. Nastąpiła zmiana i stwierdzono, że wszystko, co zostało z czasów komunistycznych należy wyrzucić. I wyrzucono wszystko, na przykład kulturę. Popełniono błąd, bo obecnie to jest tylko kolejny krok w rozwoju społeczeństwa. Ja nie jestem, broń Boże, komunistą, ale sądzę, że tam było dużo cennych rzeczy, które należało zachować. Jestem trochę konserwatystą i widzę, że jest rozpad wszystkiego. Jedno powinno wynikać z drugiego. Nie można na przykład domu zbudować bez pierwszego piętra, a od razu drugie piętro. To jest ważne dla młodych ludzi. To, co możemy zrobić ze studentami, czy swoimi dziećmi, to nauczyć ich kochać własną kulturę, rodzinę, siebie. To jest ważne.

Istnieje taka opinia, że Rosjanie mają większą skłonność do pogłębionej refleksji

0 życiu niż na przykład Polacy. Jak Pan odbiera te różnice w duchowości?

- Nie lubię takiego tematu, jaki kraj jest najbardziej duchowy, a jaki najmniej. Wydaje mi się, że stworzyliśmy taki mit, fałszywy, że my Rosjanie jesteśmy taką duchową nacją. I powtarzamy go. Mamy wielką kulturę, mieliśmy wielką kulturę, mamy teatr, kino, mamy tradycję. Ale z tą tradycją nie jest wszystko w porządku. Zgubiliśmy tę tradycję. Mamy teraz kryzys duchowy, kryzys polityczny.

Zatrzymajmy się przy spektaklu „Iluzje”. Skąd taka idea artystyczna. Skąd taki temat, taki tytuł, taka konstrukcja i taką wizja? Co Pan chciał przez to powiedzieć widzom?

- Każdy z nas szuka szczęścia. Ale w tym świecie zwykłe ludzkie szczęście jest niemożliwe. Wszystko w każdej sekundzie zmienia się. Mam córkę i strasznie ją kocham. Pewnej nocy ona zachorowała. Ja chcę sprawić, żeby ona nie chorowała, ale to jest niemożliwe, żeby cały czas być zdrowym. Zawsze kiedyś się zachoruje. Ale ja tego nie przyjmuję i dlatego cierpię. To cierpienie powstaje, dlatego, że my nie możemy przyjąć naszego życia takim, jakim ono jest. Chcemy to życie zmienić tak, żeby nam było wygodnie. Ale każdy z nas ma inne zdanie na to, jak powinno wyglądać to życie. Całe cierpienie polega na tym, że chcemy zmienić, żeby było lepiej, a lepiej być nie może. Jeżeli ja mam kilka miliardów dolarów, to trzeba mieć świadomość, że ktoś nie ma tych pieniędzy, że na przykład w Afryce ludzie cierpią. Nie może być szczęścia na świecie, jego nie ma. W żadnej demokracji, przy tolerancyjności czy liberalizmie - te wartości nie dają nam tego szczęścia. One tylko obiecują nam to szczęście. Szczęście polega na tym, żeby znaleźć coś stałego. A co jest stałe? - na to pytanie moja sztuka „Iluzje" nie odpowiada. Chcę tylko pokazać, że nawet mądrzy ludzie, inteligentni, wrażliwi też cierpią. Inaczej - oni cierpią szczególnie.

I swoje skupienie trzeba przesunąć na coś stałego. I skończyłem w tym miejscu, w którym zaczynałem odpowiedź.

Spektakl „Iluzje" byt równolegle realizowany przez Agnieszkę Glińską w Teatrze na Woli i przez Pana w Moskwie. Jakby Pan porównał te dwie realizacje?

- Był jeszcze wystawiany w Teatrze Starym w Krakowie. Trudno jest to porównać, bo ja jestem autorem. Moim zdaniem reżyser może dać spektaklowi coś dodatkowego. Wnosi siebie. I ciekawe jest, że mogłem obejrzeć jako autor swoją sztukę w Moskwie i pójść zobaczyć, jaki Agnieszka Glińska ma stosunek do tego. Dodam, że „Iluzje” są wystawiane wielu krajach – chyba już 20 przedstawień w różnych językach, ale nie oglądałem ich.

Podróżuje Pan pomiędzy Polską i Rosją. Jakim miastem wydaje się Panu Warszawa w porównaniu z Moskwą?

- W porównaniu z Moskwą jest tu spokojnie, cicho. Mam mieszkanie na Saskiej Kępie w takim miejscu, że jest tam cicho. Jak jadę na lotnisko w Moskwie, to sobie myślę, że za dwie godziny będzie cisza i spokój.

Dziękuję za rozmowę.

Iwan Wyrypajew - ur. 3 sierpnia 1974 w Irkucku. Absolwent wydziału aktorskiego Akademii Teatralnej w Irkucku. Studiował także reżyserią w Wyższej Szkole Teatralnej w Moskwie. W 1998 zalożył w Irkucku teatr studyjny „Przestrzeń gry", który został zlikwidowany z powodu trudności finansowych i nieprzychylności władz. Wskutek tego przeniósł się do Moskwy i od 2001 współpracuje w moskiewskim „Teatrem doc". Międzynarodowy rozgłos przyniósł mu dramat „Sny". Laureat nagrody Paszport „Polityki" za 2012 w kategorii „Teatr". Autor Sztuk teatralnych, m.in. „Sny", (1999), „Tlen" (2003), „Lipiec" (2006). W Polsce, w Warszawie wystawił na scenach: „Lipiec" (Teatr na Woli, 2009), „Taniec Delhi" (Teatr Narodowy „Ufo. Kontakt" ( Teatr Studio, 2010), „Nieznośnie długie objęcia" {Teatr Powszechny, 2015). W Starym Teatrze w Krakowie zrealizował „Iluzje" (2012), wystawiane później na innych scenach, także przez innych reżyserów, także on-line. Zrealizował też m.in. filmy fabularne: „Euforia" (2006), „Tlen" (2009), „Zbawienie" (2015).

Tytuł oryginalny

Wraz z komunizmem wyrzucono kulturę

Źródło:

Dziennik Trybuna Nr 23/24/03/04-02-21

Wątki tematyczne