„Wojna, która zmieniła Rondo. Niezapominajka” wg Romany Romanyszyn i Andrija Łesiwa w reż. Anity Piotrowskiej w Teatrze Guliwer i „Bordenline” Marcina Bartnikowskiego w reż. Leny Holosly w Teatrze Rampa w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.
Coraz częściej artyści ukraińscy pojawiają na polskich scenach i to nie tylko jako autorzy tekstów. Również aktorzy, którzy opuścili swój kraj po wybuchu wojny, znajdują swoje miejsce w zespołach teatralnych, przygotowując własne projekty, czy też występując na scenie razem z polskimi aktorami. Tak się stało w ostatnich dniach choćby w Teatrze Rampa, który w ramach Sceny Polsko-Ukraińskiej przygotował spektakl „Borderline” na podstawie scenariusza Marcina Bartnikowskiego i w reż. Leny Holosiy. Natomiast zespół warszawskiego Guliwera w spektaklu „Wojna, która zmieniła Rondo. Niezapominajka” zasiliła Mariia Senko.
Obydwa przedstawienia traktują o wojnie, o ranach jakie zadaje i o tym, jak w kontekście tego okrutnego zagrożenia funkcjonuje ludzka pamięć, tyle że każde z innej perspektywy. W „Borderline” słuchamy opowieści czterech młodych kobiet (Valeriya Kosmidis, Rozaliia Kucherova, Hanna Novak, Khrystyna Velychko), które próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości po najeździe Rosjan na ich kraj, natomiast w spektaklu wyreżyserowanym przez Anitę Piotrowską w ramach 12. Festiwalu Muzyki Współczesnej Dla Dzieci „Mała Warszawska Jesień” i 65. Festiwalu Muzyki Współczesnej „Warszawska Jesień” w Guliwerze oglądamy świat oczami dzieci, które próbują odbudować to, co straciły i za czym tęsknią. Scenariusz Mariusza Gołosza, zainspirowany obrazkową książką Romany Romanyszyn i Andrija Łesiwa, opowiada historię trójki dzieci (Danek – Damian Kamiński, Fabian – Błażej Twarowski i Gwiazdka – Anna Przygoda), które dążą do przywrócenia swojemu miastu światła, spokoju, harmonii, czystego powietrza i szczęścia, a zatem tych atrybutów, które towarzyszyły im w życiu przed nastaniem ciemności. Aktorzy bardzo dobrze oddają zróżnicowane charaktery swoich postaci, ich różne wrażliwości i empatię, jaka ich nie opuszcza. Młodzi protagoniści, pragnąc powrócić do pełnej miłości krainy dzieciństwa, przypominają sobie piękne, najbardziej radosne chwile, które wspólnie przeżywały rozkoszując się chociażby wonią kwiatów, które wokół rozkwitały czy koncertami w oranżerii. Ta perspektywa artykułowana jest od początku w spektaklu, a zatem od momentu kiedy pojawia się w nim Róża, grana przez wcześniej wspomnianą Mariię Senko, a później Malwa (Honorata Zajączkowska) i Modrzyk (Jacek Poniński). Jej próby odnalezienia się pośród innych roślin będą towarzyszyły przygodom pozostałych bohaterów, którzy za wszelką cenę próbują „wypędzić” z miasta złowieszczą chmurę i chwasty, które przesłoniły słońce. Nadzieja, jaka im towarzyszy w walce z ciemnością sprawi, że ich ukochane miejsca powoli zaczną się odradzać, a oni sami będą mogli wrócić do dawnych zabaw i podziwiania piękna. „Wojna…”, dobrze, że nie pozbawiona elementów baśniowych, jest znakomitym tworzywem do rozmów rodziców z dziećmi na temat przemocy, bólu, wojny nie mającej serca i objaśniania okrucieństw, które nigdy nie powinny się zdarzyć. Wracając po spektaklu ulicą Różaną z satysfakcją słuchałem jak wspaniałe, mądre rozmowy prowadzili rodzice ze swoimi pociechami i to wcale nie z pozycji wymagającego odwagi bogoojczyźnianego patriotyzmu.
Warto zwrócić uwagę na formę i kompozycję spektaklu, który zarówno w przestrzeni (scenografia – Franciszek Orłowski), jak i w kostiumach (Ysia Khomenko) ucieka od dosłowności na rzecz metaforyzowania świata przedstawionego za pomocą zastosowania wielu żywych materii, które mocno działają na dziecięcą wyobraźnię. Oczywiście bardzo ważną funkcję pełni w tej realizacji współczesna, grana na żywo i wszechobecna muzyka skomponowana przez Bohdana Frolyaka, która w niesamowity sposób podbija nastrój i atmosferę tego w dużej mierze poetyckiego spektaklu.
Takiej dawki poezji i w takim wymiarze nie odnajdziemy już w przedstawieniu przygotowanym w Teatrze Rampa, choć „Borderline” też stara się uciekać w zabiegi sceniczne, które będą odrealniały słowa monologów bohaterek, a pada ich w przedstawieniu bardzo wiele. Aktorki niektóre partie wypowiadają w języku polskim, a kiedy posługują się językiem ukraińskim możemy śledzić nad sceną tłumaczenie.
Zaczyna się wszystko od opowieści kobiety, która próbuje przedostać się przez granicę, kolejna będzie starała się (czy to jest możliwe?) opanować emocje w sytuacji dla niej ekstremalnej, jeszcze inna zacznie zastanawiać się nad mechanizmami rządzącymi światem polityki i doprowadzającymi do ludobójstwa; w swoich zwierzeniach, niekiedy z trudem opanowywanych przez łzy, opowiedzą też o tym, jaką cenę trzeba będzie zapłacić poszukując odnalezienia się w nowej rzeczywistości; o utracie najbliższych, o tym, jak trudno i z jakim ogromem lęku boją się teraz żyć…
Eksplorowanie kobiecej psychiki, w sytuacjach tak trudnych do okiełznania, dzięki zabiegom dramaturgicznym Marcina Bartnikowskiego i elementom scenograficznym zaproponowanym przez Marcina Bikowskiego (bardzo dobre pomysły na wykorzystanie najprostszych rzeczy, jak choćby dużych kartek papieru, czy innych, dających się łatwo ożywiać materii) pomagają przełamywać dojmujący nastrój powagi, który na peregrynacje bohaterek każe spojrzeć niekiedy z lekkim przymrużeniem oka, oczywiście, na tyle szlachetnym, by nie burzyć tego, co w obecnym stanie dotyka je najmocniej i najdotkliwiej.