„Byk” Szczepana Twardocha w reż. Roberta Talarczyka i Szczepana Twardocha, koprodukcja STUDIO teatrgalerii, Fundacji Teatru Śląskiego „Wyspiański”, Teatru Łaźnia Nowa i Instytutu im. Jerzego Grotowskiego. Pisze Aneta Kyzioł w „Polityce”.
Polski teatr kontynuuje podążanie śladem literatury i w kolejnych spektaklach oglądamy wiwisekcje, wglądy i psychoterapie jednostkowe i grupowe. W gdańskim Wybrzeżu niedawno premierę miała „Nieczułość" według wykorzystującej wątki rodzinne książki Martyny Bundy, o kobiecym zmaganiu się z bagażem kaszubskiej historii, w warszawskim Studiu o wstydzie związanym z robotniczym pochodzeniem i kosztach awansu społecznego opowiadała adaptacja „Końca z Eddym" Edouarda Louisa, a twórcy „Powrotu do Reims" zderzali autobiograficzną prozę Didiera Eribona z osobistą historią grającego w spektaklu Jacka Poniedziałka. „Byk" to portret zmagań ze śląskością i męskością, stworzony przez kronikarza śląskiej tożsamości Szczepana Twardocha i Roberta Talarczyka - aktora, reżysera i dyrektora Teatru Śląskiego w Katowicach. Bohater, Robert Mamok, w pierwszej części spektaklu przywodzi na myśl Kamila Durczoka - to postać medialna, która musi się zmierzyć ze skandalem, gdy wypływa nagranie z narkotykowo-seksualnej imprezy. Ukrywa się w domu ōpy - dziadka i konfrontuje z rodzinnym dziedzictwem: wojennymi tajemnicami, patriarchalizmem, toksyczną męskością, poczuciem niesprostania oczekiwaniom. W drugiej części do głosu dochodzi Twardoch - publicysta walczący z „warszawką", obowiązkowo dworkową, pretensjonalną i protekcjonalną. Dramaturgicznie „Byk" nie jest arcydziełem, ale na scenie się broni dzięki uczłowieczającemu bohatera aktorstwu Talarczyka i scenografii, która jest tu prawdziwym partnerem.