„Giulio Cesare” Georga Friedricha Händla w reż. Włodzimierza Nurkowskiego w Warszawskiej Operze Kameralnej. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.
Georg Friedrich Händel powrócił na deski Warszawskiej Opery Kameralnej z jednym ze swoich największych arcydzieł –Giulio Cesare in Egitto. Ta barokowa opera, pełna namiętności i politycznych intryg, zyskała nową odsłonę w inscenizacji Włodzimierza Nurkowskiego. Bogactwo wizualne, nowoczesne rozwiązania sceniczne i dynamiczna interpretacja muzyczna pod batutą Adama Banaszaka sprawiły, że spektakl nabrał nowego wymiaru. Czy jednak ta eksplozja formy chwilami nie przytłoczyła samego dzieła?
Żywa narracja muzyczna
Jednym z kluczowych atutów nowej produkcji jest energiczne i pełne życia prowadzenie orkiestry przez Adama Banaszaka. W porównaniu do wcześniejszych interpretacji, w tym historycznego wystawienia pod dyrekcją Władysława Kłosiewicza, tegoroczna wersja opery wyróżnia się większą dynamiką, szybszym tempem i ekspresyjną różnorodnością. Partie instrumentalne, zwłaszcza solowe popisy rogu i skrzypiec, dodają dramaturgii i podkreślają emocjonalne napięcie w kluczowych momentach opery.
Kontratenorzy i ich sceniczne wcielenia
Obsada spektaklu to połączenie doświadczonych artystów z młodymi talentami. Jednym z nich jest Artur Plinta, absolwent Akademii Muzycznej w Katowicach, który w roli Nirena z wdziękiem udowodnił, że może stać się obiecującą postacią na operowych scenach. Jan Jakub Monowid jako Giulio Cesare zaprezentował postać władcy, który stopniowo mięknie pod urokiem Kleopatry, granej przez Dorotę Szczepańską. Jej interpretacja łączyła wdzięk uwodzicielki z siłą kobiety walczącej o tron. Oboje byli w doskonałej dyspozycji wokalnej.
Joanna Motulewicz jako Kornelia operowała głęboką, ciemną barwą mezzosopranu, kreując dumną, niemal posągową heroinę. Kacper Szelążek w roli Sesta stworzył przekonujący portret młodzieńca pragnącego zemsty, choć jego charakteryzacja budziła pewne wątpliwości. Nicholas Tamagna jako Tolomeo i Mariusz Godlewski w roli Achillasa nie rozczarowali – ich mocne głosy i stylowe wykonanie doskonale wpisały się w barokową estetykę Händla.
Przerysowanie czy nowoczesna koncepcja?
Reżyser Włodzimierz Nurkowski postawił na kontrast dwóch światów – surowego, niemal postpunkowego Rzymu oraz pełnego blasku i celebryckiego przepychu Egiptu. To ciekawy pomysł, który nadaje spektaklowi inscenizacyjną świeżość, choć momentami nadmiar barokowego przepychu budzi pytania o intencje zastosowanych rozwiązań. Scena niejednokrotnie zanurza się w feerii barw, błyskotek i kabaretowo-rewiowej stylizacji, ale na szczęście wizualne efekty – a zwłaszcza finałowa choreografia Violetty Suskiej – nie zakłócają narracyjnego porządku ani dramaturgii dzieła. Dzięki zaangażowaniu solistów subtelne emocje bohaterów pozostają czytelne i wyraziste.
Barokowa intensywność w nowoczesnym wydaniu
Händlowska opera to dzieło pełne kontrastów – od triumfu po tragedię, od ekstazy po melancholię. Realizacja Warszawskiej Opery Kameralnej stara się oddać tę emocjonalną różnorodność, choć momentami może przytłaczać nadmiarem wizualnych bodźców. Mimo pewnych zagadkowych rozwiązań scenicznych jest to inscenizacja, która przyciąga uwagę i skłania do refleksji nad tym, jak współczesne podejście do barokowej opery może balansować między wiernością tradycji a potrzebą świeżej interpretacji.