"Zimowla" Dominiki Słowik w reż. Jakuba Roszkowskiego w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie. Pisze Sławomir Szczurek z Nowej Siły Krytycznej.
Prowincja. Zwykle obiekt kpin. Niegdyś porzucana na rzecz wielkiego miasta. Dziś powracająca do łask i przeżywająca swój renesans. Niczym soczewka skupia przekrój ludzkich zachowań. Pozwala dostrzec człowieka z rożnej odległości. Tego, do którego jest nam daleko i tego, którym jesteśmy. Zachwyca urodą, zielenią lasów i lazurem stawu. Wszędzie z niej jest daleko. Nigdzie nie jest po drodze. Miasteczka z legend i plotek, sobą tylko żyjące. Nad dachami jednego z nich, oddychająca gołą piersią, z rozpostartymi ramionami niczym Jezus (piękna to scena!), młoda kobieta. Kim jest? Cukrowską Kasandrą? Śpiewaczką nieuchronnej zagłady? Czy może niewiastą z Apokalipsy świętego Jana?
Lista znaków – ptasia grypa, cyklony, pożary, tornada i nieszczęścia takie, jak śmierć papieża Polaka – dowodzi, że „to wszystko musi w końcu pierdolnąć”. Atmosfera końca gęstnieje. Zdaje się, że wybawienie przyjść może jedynie przez rozmodloną i rozśpiewaną wieś. A w tej wsi ? Wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Nie wypowiadają się, ale ocenianie innych przychodzi im z dużą łatwością. Jak nazywanie córki sąsiada „kurwą”, podczas całowania figury Maryi. „Panienka taka frasobliwa, a ja jeszcze niepokoję” – mówi Dąbrowska (Agnieszka Przepiórska), spadkobierczyni pasieki po wcześniej urzędującym proboszczu.
W Cukrówce nawet pszczoły się pogubiły. Są dokuczliwe i słychać je wszędzie. Nie dziwi zatem, że ksiądz po kolędzie chodzi tu w kwietniu i głosi, że zło nie jest jedynie teoretyczne. Jego źródła upatruje we wszystkich otworach ciała człowieka. Przez nie też tylko może przyjść ocalenie. Dlatego Magdę Dygnarównę (Magdalena Osińska) – tą, która lata po wsi naga i śpiewa na dachach – należy nasmarować „tam”. Samozwańczy wiejski wróż Arrevald (Rafał Dziwisz), łudząco przypominający Kaszpirowskiego, zachęca w klimacie disco do kontaktu i straszy, że świat pęcznieje. Rosną jego prośby o wsparcie finansowe na rozkręcenie biznesu i stronę internetową, kieruje je do teściowej z Ameryki. Mnoży się też liczba podejrzanych o zamordowanie dziennikarza „Spraw Niezwykłych”, jego ciało wyłowiono ze stawu. Przybył do Cukrówki, by pisać o zjawiskach paranormalnych i stanowojennym cudzie. Trwa dochodzenie, a podejrzani są wszyscy. Zeznania uwieczniane są za pomocą kamer, zapis widzimy na ekranach monitorów. Mieszkańcy wioski, jak każda mała społeczność w trudnych chwilach, trzymają się razem, panuje zmowa milczenia, umacniana śpiewaniem religijnych pieśni (notabene świetnie wykonywanych przez zespół Teatru im. Słowackiego). Nikt niczego nie pamięta, choć każdy ma swoją wizję śmierci redaktora. A jak się czegoś nie pamięta, to prawie jakby tego nie było. Kłębi się jak w ulu, ale na zewnątrz słychać tylko bzyczenie. Rzeczywistość nie może zapuścić w Cukrówce korzeni. Tak jakby okoliczne drzewa (świetna imitacja palmiarni) zajmowały całą przestrzeń, a bzyczenie pszczół przekręcało wszystkie słowa. Wieś i jej mieszkańcy potrzebują oczyszczenia, uzdrowienia, zmartwychwstania lub choćby turystów ze świata. Czegoś, co zapewni jej rozgłos, a tym samym potwierdzi istnienie.
Nagrodzona Paszportem „Polityki” w 2019 roku powieść Dominiki Słowik, również dzięki jej dramaturgicznemu wsparciu, przeniesiona została na teatralne deski wspaniale. Jakub Roszkowski wraz z zespołem współpracowników (Mirek Kaczmarek – scenografia, Dominik Strycharski – muzyka, Maćko Prusak – choreografia) powtórzyli niedawny sukces z Teatru Śląskiego, gdzie brawurowo, lekko i bez zbędnego patosu, w sposób ciekawy acz niepozbawiony ciężaru historycznej treści, wystawił „Potop” Henryka Sienkiewicza. Reżyser jest w dobrej formie. Doskonale radzi sobie zarówno z literaturą współczesną, jak i powieściami historycznymi. Patrzy na bohaterów czule, choć nie bezkrytycznie. Wydobywa głębię osobowości, smacznie wyśmiewając przywary. Portretuje naród i jednostki, niezależnie od warstw społecznych oraz dziejowego momentu, w sposób trafny i niezwykle zabawny. Postaci nie są płaskie. Z każdym wypowiadanym zdaniem aktorzy pompują w nie krew, stają przed nami niczym żywi ludzie.
Na scenie Małopolskiego Ogrodu Sztuki, jak i na polskich wsiach, królują kobiety. Reprezentantki trzech pokoleń – Anna Tomaszewska, Agnieszka Przepiórska, Magdalena Osińska – zawłaszczają bezapelacyjnie scenę dla siebie. Pierwsza z nich w roli towarzyszki Sareckiej jest bezkonkurencyjna. Harda, nieugięta, przezabawna i błyskotliwa. Każde jej zdanie wypowiedziane po angielsku lub z amerykańskim akcentem (Johny, holy shit) przyprawia publiczność o salwy śmiechu. Przepiórska, nowy nabytek w zespole – z nawykami grania solo (wspaniała w monodramie „Ginczanka. Przepis na prostotę życia” granym w krakowskiej Łaźni Nowej) – budzi ciekawość, jakie role przyjdzie jej zagrać w „Słowaku”. Oczekuję ich z niecierpliwością! Last but not least – Magdalena Osińska, również zaczynająca przygodę z krakowską sceną (łudząco przypomina Małgorzatę Gorol). To, co zobaczyliśmy w jej wykonaniu nakazuje myśleć, że żadnej roli się nie boi. To nowe rozdanie w Teatrze Słowackiego może okazać się zwycięskie.
A wracając do miasteczka w Dolinie Zmornickiej, gdzieś pomiędzy Bielskiem a Krakowem... Cóż, rozwikłania tej zagadki nie zdradzę, zrobi to kto inny, zdecydowanie lepiej ode mnie. Takie cuda tylko w Cukrówce, przyjeżdżajcie, oglądajcie!
Dominika Słowik
„Zimowla”
adaptacja i reżyseria: Jakub Roszkowski
współpraca dramaturgiczna: Dominika Słowik
premiera: 12 marca 2021, Teatr im. Juliusza Słowackiego, Scena MOS
występują: Agnieszka Judycka, Magdalena Osińska, Agnieszka Przepiórska, Wanda Skorny, Anna Tomaszewska, Rafał Dziwisz, Marcin Kalisz, Wojciech Skibiński, Feliks Szajnert
Sławomir Szczurek – mieszka w Katowicach, z wykształcenia filolog polski, wielki miłośnik teatru.