Zostałem kompletnie zaskoczony ostatnim koncertem orkiestry Sinfonia Varsovia w ich siedzibie na Grochowie. Stosunek do słuchacza, sposób prowadzenia koncertu i ciekawy repertuar podpowiadają mi, że jeśli ten kierunek zostanie utrzymany to Sinfonia Varsovia może stać się najatrakcyjniejszą sceną w Warszawie, prezentującą muzykę klasyczną dla zwykłych słuchaczy, takich nie do końca obeznanych z meandrami partytur i z zawiłościami kompozytorskich życiorysów. O koncercie Sinfonii Varsovii prowadzonym przez Michała Klauzę pisze Robert Trębicki w Teatrze dla Wszystkich.
Pomysł na prezentację utworów symfonicznych w aranżacji wyłącznie na instrumenty dęte to strzał w dziesiątkę. Wreszcie w pełnej krasie słyszymy moc i piękno dźwięku tworzonego identycznie jak głos śpiewaków operowych. To nie jest jakieś tam smyczkowe pociąganie końskim włosiem po baranich jelitach, czy fortepianowe uderzanie młotkiem w stalowy pręt, to jest magia stworzenia dźwięku z samych trzewi artysty. Z jego duszy i jestestwa.
Pomysł na przedstawienie unikatowego repertuaru to kolejny strzał w samo sedno. Uwertura Engelberta Humperdincka z „Jasia i Małgosi”, „Suita Amerykańska” Antoniego Dvoraka, „Poemat symfoniczny” Cesara Francka czy „Noc na Łysej Górze” Modesta Musorgskiego to utwory nie pojawiające się zbyt często na warszawskich scenach muzycznych, a tu zaprezentowane zostały jeszcze w dodatkowy, atrakcyjny sposób. Dobrym pomysłem są podawane przystępnie przez dyrygenta Michała Klauzę informacje przed każdym utworem, zawierające kulisy powstania muzycznego dzieła czy kompozytorskie smaczki, na które warto zwrócić uwagę. Opowieści Klauzy przekazują publiczności całą jego pasję i miłość do muzyki. Czy wiecie Państwo, że trójkąt w „Suicie Amerykańskiej” uosabia dzwoneczki, które Indianie przypinali sobie na kostkach, by brzmiały w ich plemiennych tańcach? Czy wiecie, że „Noc na Łysej Górze” ma zakończenie napisane przez Mikołaja Rimskiego-Korsakowa, bo wersja kompozytora była zbyt posępna, diabelska i przygnębiająca, zatem trzeba było ją zakończyć jakimś światełkiem dobrego ducha? Tego, i jeszcze kilku innych rzeczy, dowiedziałem się właśnie na tym koncercie.
Pomysł na prezentację samych instrumentów, ich specyfiki i trudności grania, to kolejny interesujący temat, który w połowie koncertu przedstawił jeden z muzyków, oboista Arkadiusz Krupa. Prócz mistrzostwa muzycznego instrumentalista pokazał niezwykły talent komediowy i z wielkim humorem, taktem i ogromnym dystansem do siebie i kolegów-muzyków, wprawił publiczność w fenomenalny nastrój. Śmiechom nie było końca, a wszelcy stand-uperzy, kabareciarze czy inni rozśmieszacze powinny przychodzić do Pana Arkadiusza na korepetycje. Opis sposobu gry dęciaków w koncercie z solistą powinien być wydany na najbliższej płycie Sinfonii Varsovii jako bonus dla wiernych fanów. Sam spłakałem się ze śmiechu, a widownia, dyrygent, tudzież muzycy orkiestry również nie ukrywali łez radości.
Oczywiście, przy tak przyjemnym i serdecznym nastroju, wszystkie utwory zabrzmiały pięknie, wzruszająco i zaskakująco, biorąc pod uwagę ich oryginalnie napisane wersje w pełnej obsadzie orkiestrowej. Nie dziwi wypełniona po brzegi sala, tak samo jak brak niepotrzebnych, rozpraszających braw (mam wrażenie, że na którymś koncercie była pogadanka dlaczego nie klaszcze się między częściami utworu czy w pauzach) – w ten sposób Sinfonia Varsovia wyedukowała swoją publiczność, by oklaski zostawić na koniec utworu, a owacje na koniec koncertu. I tak też się stało.
W nagrodę za „dobre zachowanie” publiczność wysłuchała na bis „Trepaka” z „Dziadka do orzechów” Piotra Czajkowskiego, i wszyscy, z uśmiechem i świadomością dobrze spędzonego czasu ze sztuką, rozeszli się do domów. Z wielką przyjemnością sprawdzę tę formułę na kolejnych koncertach. W ogóle muszę przyznać, że Sinfonia Varsovia mocno mnie zaskoczyła – kilka dni wcześniej świetny występ na festiwalu „Chopin i Jego Europa”, teraz znakomity koncert w swojej siedzibie. Warto się samemu o talencie tej orkiestry przekonać, bo prezentowana przez zespół jakość dźwięku, a także umiejętność radosnego przekazywania miłości do muzyki, zasługują na uwagę i rozpowszechnienie wśród jak największej ilości melomanów. Tych, którzy już klasykę pokochali, jak i tych, którzy dopiero stawiają pierwsze kroki w jej poznawaniu i w odnajdywaniu jej piękna.