EN

30.03.2022, 09:49 Wersja do druku

widz_trebicki(nie)poleca: „Rapsodia z Demonem”

„Rapsodia z demonem” inspirowana utworami zespołu Queen w reż. Michela Driesse w Teatrze Rampa w Warszawie. Pisze Robert Trębicki w Teatrze dla Wszystkich.

fot. mat. teatru

Biorąc pod uwagę, że „Rapsodia z Demonem” jest w Teatrze Rampa wystawiana od siedmiu lat, a niektórzy artyści występują w spektaklu od dnia premiery, to tym bardziej zachwyca świeżość, radość i pasja wciąż widoczne na scenie. Najbardziej tę radość widać w zespole tanecznym, który robi świetną robotę, czasem potęgując grozę, a czasem wprowadzając chwilę wytchnienia. W każdym razie ogląda się to znakomicie. Jednak najmocniejszym atutem tego przedstawienia są wokalistki i wokaliści, czyli ich czyste, pełne pasji wykonania, pokazujące ogrom temperamentu i wokalnych uniesień. Bardzo dobre interpretacje znanych piosenek zespołu Queen mogą wprowadzić w najwyższy rodzaj zadowolenia i zachwytu. Radosnego „katharsis” przy rockowej muzyce.

Fabuła to „bajka”, prosta opowieść, w której młody człowiek, muzykant, marzy o wielkiej rockowej karierze. Na razie z kolegą gra w pobliskim barze i robi to całkiem nieźle, pokazując w „One Vision” wokalne i gitarowe umiejętności, a grupa taneczna świetnie uzupełnia utwór proponując balet z blaszanymi kubeczkami. W muzykanta wciela się Jakub Molenda, a w drodze do kariery towarzyszy mu znakomity Przemysław Niedzielski. W kolejną scenę przechodzimy płynnie, by poznać Mistrza, tytułowego Demona i w „Innuendo” w pełni usłyszeć wszystkie walory głosowe Łukasza Mazurka. Utwór świetnie zaaranżowano na mroczny, wampiryczny sposób, choć nieco zabrakło mi tych charakterystycznych chórkowych „uu–uu”, ale to przecież drobiazg.

Głównym postaciom przedstawienia towarzyszą wspaniałe panie, i śmiem twierdzić,  że to właśnie wszystkie damskie role są perłami tego muzycznego widowiska. Brygida Turowska – Ignacja i Agnieszka Fajlhauer – Aspazja to diaboliczne asystentki Demona – w piosenkach „Innuendo” i „A kind of magic” pokazują kobiece pazurki i wspaniałość swoich głosów. 

Na moment znów wracamy do rockowego baru, gdzie Jakub Molenda prezentuje „Don`t stop me now”. Zaraz po tym utworze słuchamy znakomitej Natalii Piotrowskiej-Paciorek, która w dwóch rolach, skromnej stażystki Idy i owładniętej Demonem Idalii, gra w tym spektaklu pierwsze skrzypce – nadzwyczaj mocny „Killer Queen” , delikatny „Play the game” i świetny „Another one bites” z towarzyszeniem Daniela Zawadzkiego. A już wisienką na torcie jest jej headbanging podczas „Breakthru”, który wykonuje stojąc pod sceną obok zwykłych widzów. Ta  piosenka to koncertowe spotkanie z mityczną Królową – w tej roli przeurocza scenicznie i genialna wokalnie Agnieszka Niemiec, która zmusza publiczność do wstania z miejsc i wprowadza autentyczny klimat koncertów z warszawskich klubów Progresja czy Hydrozagadka. Jest zabawa, aplauz, trochę ruchu – to na widowni, a na scenie wykonawczy ogień i świetny taniec z Natalią Kielan, Dominiką Łakomską i Santiago Bello na czele. Balet jest w „Rapsodii…” równorzędnym partnerem scenicznym, żadnym tam dodatkiem czy wypełniaczem przestrzeni. Agnieszka Niemiec równie doskonale wykonuje „We will rock you” – w kosmicznym anturażu witając  koncertową Warszawę, a w „Living on my own”,  rewelacyjnie zaaranżowanym na jazzową modłę, szaleje ze znakomitym baletem, tym razem całym spowitym w bieli.

Oczywiście nie można zapomnieć o Jakubie Molendzie, który rozpoczyna karierę gwiazdy i kończy pierwszą część spektaklu piosenką „I want it all”, zmuszając publiczność do wstania z miejsc i uczestnictwa w spektaklu jak na rasowym koncercie rockowym.

Drugą część Molenda rozpoczyna już jako gwiazda, wśród tłumu dziennikarzy, i znowu przy wtórze znakomitej choreografii śpiewa „I want to break free”, daje popis w zaskakująco delikatnym „I`m going slighty mad”, przepięknym i wzruszającym „Love Kills”, i razem z  Przemysławem Niedzielskim oraz przejmująco nieruchomym zespołem tanecznym w „Show must go one” – to  świetnie zrobiony numer, wywołujący ciarki na plecach. Równie pięknie wykonano finałowy „Who wants to live forever” w przepięknej organowej aranżacji. W tym utworze opada sceniczna kurtyna i wreszcie możemy dojrzeć kolejnych świetnych wykonawców, czyli zespół muzyczny pod dyrekcją Jana Stokłosy. Im również należą się ogromne brawa, albowiem prócz świetnego akompaniamentu, tworzą też muzyczne tło dla akcji w postaci cytatów z „Flash”, „Under Pressure czy „It’s A Hard Life”.

Cała historia kończy się jak w bajce, miłość zwycięża i pokonuje Demona, wszyscy są szczęśliwi, zadowoleni i z ufnością patrzą w przyszłość. Największe hity zespołu, „Bohemian rapsody” i „We are the champions”, bardzo zmyślnie zostawiono na bis. Te piosenki zna każdy, więc i wspólne śpiewanie z publicznością, na stojąco i po gorącej owacji, jest nieocenioną wartością dodaną tego udanego przedsięwzięcia.

Powiem szczerze, że gdybym mógł choć raz na kwartał przejść się na „Rapsodię z Demonem”, by naładować akumulatory, odświeżyć głowę przy znakomitych interpretacjach i świetnych aranżacjach znanych, choć nie do końca słuchanych na co dzień piosenek grupy Queen, to moje teatralne szaleństwo byłoby już chyba do końca spełnione.

Tytuł oryginalny

widz_trebicki(nie)poleca: „Rapsodia z Demonem”

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Robert Trębicki

Data publikacji oryginału:

29.03.2022