„Służąca panią” Giovanniego Battisty Pergolesiego w reż. Jerzego Jana Połońskiego w Operze Nova w Bydgoszczy. Pisze Krystian Kajewski w Teatrze dla Wszystkich.
Teo, przecież nigdy nie byłem w Londynie. Byłem za to w Bydgoszczy i widziałem Służącą panią, operę komiczną, w której wzorce komedii dell’arte zostały pomysłowo przeniesione we współczesność.
Sederowe półmiski, libretto Gennaro Antonio Federico na motywach sztuki Jacopa Angelo Nelli. Śpiewane na dodatek przez Arlekina i Kolombinę po polsku. Publiczność zaproszona do współudziału w tym zbiorowym przestępstwie, przestępuje z nogi na nogę, ale nogi nikt chyba nie chce dać, nie wieje tu bowiem nudą, a jest zabawnie i świeżo.
A u tego, kto to usłyszy,
pojawi się uśmiech delikatny, jak zmyślnie zrobiony filigran.
Bo też przemyślnie jest ta historia przetłumaczona przez Joannę Kulmową, a opracowana przez Jerzego Jana Połońskiego. Wchodzi się w tę grę w klasy jak nóż w masło, przyjmując warunki postawione przez twórców przedstawienia za obowiązek sine qua non. I nagle w tej dusznej operze robi się przestronnie, a mała sala wydaje się wnętrzem wieloryba – każdy z nas jest tutaj Jonaszem na własny rachunek. Opowieść zaś, pozbawiona koturnów, wydaje się lekką mgiełką, która otula nas, zabłąkanych przechodniów i każe uwierzyć w tę miłość, w tę rokokową muszlę, którą – gdy przyłożymy do ucha – to żar z rozgrzanego jej wnętrza bucha. Jak u Marivaux zatem – wszystko jest miłością, a służąca panią.
Bóg jak czarodziej robi czarodziejskie sztuczki
kreacji świata
Za sprawą tajemniczego napoju miłosnego, jakby to była historia Tristana i Izoldy, a nie służącej i pana, miłość zostaje wprawiona w ruch. Dzięki rozmaitym sztuczkom i fortelom, tytułowa Służąca staje się tytułową Panią. Te dwa aspekty jej istnienia są zresztą wpisane w całość tej postaci, i jak we wszystkich baśniach, tak i tutaj, brzydkie kaczątko ulega przemianie w łabędzia, a Kopciuszek zyskuje miłość Królewicza. Wszystkie te archetypy skupia w sobie nasza postmodernistyczna Kolombina, a Książę pan jest jednocześnie Arlekinem i Pierrotem. Ledwie smutnym, za chwilę niepomiernie wesołym. W tej komedii intryga jest kluczem do drzwi, za którymi stoi jedyne rozwiązanie: miłość.
Komedia dell’arte i de Musset to zaledwie dwie z tradycji, które wywarły ogromny wpływ na twórcę tego fantastycznego, skondensowanego przedstawienia reżysera Jerzego Jana Połońskiego.
W materii scenografii i kostiumów Mariusz Napierała zwraca się ku estetyce pop, ubierając swoje postacie w pomysłowe stroje będące połączeniem tego co klasyczne z tym co dzisiejsze; wprowadzone są także postacie stricte współczesne, pozornie zaburzające tok opowieści, jak chociażby zagubiony człowiek, który raz jest kurierem, to znowu sprzątaczem…
Od Bacha i Mozarta, przez uwspółcześnioną dekorację, docieramy do meritum: recytatwów świetnie opracowanych przez Violę Łabanow i wdzięcznie odśpiewanych przez parę kochanków przez gwiazdy przeklętych.
Ale Służąca panią jest pogodniejsza niż mroczne Niebezpieczne związki Choderlos de Laclos i pozostaje jednym z wdzięczniejszych hymnów o miłości.
Plakat Mariusza Napierały ukazuje naszą parę, zapowiadając, że cały ambaras nastąpi zaraz. Czas zatem na naszą parę głównych bohaterów. Dzieło wieńczy doskonała w roli Serpiny Dorota Nowak. Od pięknego barytonu Janusza Żaka w roli Uberto również nie można „oderwać” uszu.
Temat przewodni sztuki zdeterminował warstwę muzyczną. Jest zatem lekko, łatwo i przyjemnie i ta nieznośna lekkość bytu pozwala odetchnąć, gdzieś między śniadaniem a obiadem, bo o takiej porze, w samo południe, ma miejsce to zabawne przedstawienie. Należy jeszcze wspomnieć o dwóch bohaterach drugiego planu, czyli o Vespone (Wojciech Urbanowski) i Panu do wszystkiego (Konrad Przybytniak). Panowie, dobra robota!
P.S.
Mimo konieczności stania przez godzinę na dwóch nogach, Służąca panią to doskonała rozrywka na wysokim poziomie, pięknie przybliżająca wyrafinowany świat opery w prosty, lecz subtelny sposób.