Wiele ostatnio narzekaliśmy, całkiem zresztą słusznie, na to, że dookoła nas jest coraz więcej wulgarności i przemocy. Na murach i transparentach, w mediach społeczność i owych, w wypowiedziach polityków udających zbuntowane dzieciaki i zbuntowanych dzieciaków udających polityków. Dzięki nieudanej, przynajmniej na tym etapie działań, akcji Funduszu Wsparcia Kultury przez weekend rozmawialiśmy jednak przede wszystkim o kulturze właśnie, a poziom emocji pokazał, że rozmowa taka była nam wszystkim potrzebna - pisze Krzysztof Karnkowski w Gazecie Polskiej codziennie.
Wypłaty z FWK zrównoważyć miały artystom i szerzej - osobom żyjącym z działalności artystycznej, więc również fundacjom i firmom zajmującym się obsługą technicznego zaplecza czy organizacją imprez - utracone w 2020 r. dochody.
Niewidoczni bohaterowie drugiego planu
O tym, że zwłaszcza ci „niewidzialni" pracownicy tracą finansowo grunt pod nogami, mówiło się od wielu miesięcy. Większa część bieżącego roku to przecież odwołane imprezy, a pozostałe, z wyjątkiem stycznia i lutego, to ograniczenia liczby uczestników, a więc i mniejsze wpływy z biletów. Z perspektywy zwykłego odbiorcy wydarzenie artystyczne tworzą ci, którzy znajdują się po dwóch stronach - na scenie i pod sceną. Aby jednak tego, który na scenie stoi, zobaczyć i usłyszeć, potrzeba jeszcze dużej grupy innych osób - nagłośnieniowców, oświetleniowców, techników, konserwatorów. Pracowników, na których nie spływa splendor, często nie myślimy o ich istnieniu, bez których jednak wydarzenia artystyczne miałyby o wiele gorszą oprawę, a ta bardzo często stanowi tak naprawdę główną ich część, zwłaszcza w czasach dominacji twórczości nie najwyższych lotów, bardziej potrzebującej całej tej błyszczącej otoczki. Są wreszcie ludzie znajdujący się pomiędzy tymi sferami - akompaniatorzy, tancerze, bohaterowie drugiego planu, których widzimy, choć raczej nie znamy ich nazwisk. Oni również nie zarabiają w tym roku swoich normalnych kwot. Wszystko to powoduje, że ta wielowarstwowa społeczność oczekuje pomocy od państwa, żądając również, choćby podczas niedawnego protestu w Warszawie, złagodzenia obostrzeń i umożliwienia świadczenia pracy w większym lub jakimkolwiek wymiarze.
Podział środków, podział środowiska
To jedna strona medalu. Jest jednak druga, na którą składa się realizacja pomysłu ministerstwa i społeczny odbiór udzielonej przez nie pomocy, Warunkiem jej sensowności, więc i tego, by dała się ona uzasadnić i społecznie, i politycznie, jest objęcie świadczeniem wszystkich wymienionych wyżej grup. Z publikowanych przez cały weekend wypowiedzi przedstawicieli świata kultury wynika, że nie ma żadnej gwarancji, że tak właśnie się stało. „Pojawia się tam informacja, że management Perfectu otrzyma ponad 500 tys. zł. Chciałbym wszystkich zainteresowanych poinformować, że pieniądze te nie są dla mnie ani członków zespołu, techników, całego naszego teamu. To pieniądze wyłącznie dla manager Perfectu i jej agencji" - pisze na przykład w oświadczeniu Grzegorz Markowski.
Kolejnym problemem jest sama zasada, która sprawia, że najwięcej otrzymać mieli ci, którzy na starcie byli w lepszej sytuacji, czyli osoby bądź firmy z największymi dochodami, więc też, potencjalnie, najlepszymi możliwościami radzenia sobie z obecnym kryzysem. To zaś powoduje zły odbiór społeczny, ale też generuje podział w samym środowisku. Go, oczywiście, rządzących martwić akurat nie musi, zważywszy na znane polityczne sympatie większości artystów.
Algorytm nie wybiera
Przyznanie, choćby tylko deklaratywne i tylko na chwilę, potężnej rządowej pomocy dla tej grupy okazało się bardzo ciekawym eksperymentem socjologicznym - i to chyba jedyna korzyść dla samego ministra Piotra Glińskiego, który zapewne w ten weekend przeczytał o sobie więcej złych rzeczy niż przez cały pozostały czas kierowania ministerstwem. Wydaje się bowiem, że o wiele więcej emocji niż przywołany wyżej problem braku pewności dotarcia pomocy tam, gdzie faktycznie jest potrzebna w pierwszej kolejności, wzbudziły zupełnie inne kwestie. Przede wszystkim - artystyczne. Krytycy rządu od kilku lat fakt, że obecna władza dostrzegła istnienie kulturowego fenomenu muzyki disco polo, wykorzystują do stworzenia narracji, że sprzyja ona najniższym gustom, stając się czymś w rodzaju instytucjonalnej wersji rodziny z Mrożkowego „Tanga". Medialne doniesienia o dotacji i idącą za nimi dyskusję zdominowało oburzenie, że państwowy grosz trafia do przedstawicieli tego gatunku, a komunikaty nieraz formułowane są w taki sposób, jakby byli oni wręcz jedynym jego beneficjentem. Tymczasem lektura listy grantobiorców wskazuje na pełen przekrój zarówno od strony artystycznej, jak i branżowej - znajdziemy tu i nazwiska większych gwiazd, i nazwy klubów muzycznych, i agencji artystycznych obsługujących przeróżne gatunkowe nisze, ale też lokalne orkiestry czy teatry. Kwoty bywają różne, na ogół jednak zauważalne, znów jednak wszystko rozbija się o nieszczęsny algorytm. Po co jednak o nim w ogóle pisać, skoro skuteczniejszy politycznie, a zarazem bardziej mobilizujący czytelnika czy widza będzie komunikat: „wykonawca disco polo dostaje miliony w czasie kryzysu"?
Janda trochę rozgoryczona, inni nieco bardziej
Jednak pomoc miała być przyznana wszystkim, którzy się o nią zwrócą i spełnią kryteria, bez patrzenia na ich polityczne deklaracje i sympatie. Nie wszyscy, jak Kazik Staszewski, wyszli z założenia, że niczego od rządu nie chcą. Krystyna Janda zwróciła się o wsparcie w wysokości 5,8 min zł na prowadzone przez siebie teatry. Otrzymała 1,8 min, zbyt mało, by nie poczuła się kolejny raz urażona przez znienawidzoną władzę, jednak wystarczająco wiele, by wyborcy PiS przypomnieli w mediach społecznościowych jej najbardziej obraźliwe dla dzisiejszych sponsorów wypowiedzi. Teoretycznie, wspierając instytucję Jandy, państwo realizuje swoje obowiązki i pokazuje, że jest ponad nieracjonalną krytyką płynącą ze strony histerycznych nieraz artystów, w praktyce jednak budzi tym samym rozgoryczenie przedstawicieli pozostałych grup, zwłaszcza tych, które nieraz przed Jandą i jej podobnymi rządów Prawa i Sprawiedliwości bronili.
Wydaje się, że w pierwszej chwili minister Gliński nie zrozumiał tych nastrojów, czemu dał wyraz swoimi wpisami na Twitterze. Żarty z internautów nie wystarczyły jednak na długo i po kilku godzinach trzeba było jednak zauważyć pojawiające się kontrowersje, a co za tym idzie, z dotacji, przynajmniej na razie, się wycofać, zapowiadając ponowne przeanalizowanie kryteriów pomocy. I jest to niezbędne minimum, zważywszy na to, że w tak trudnym momencie zarówno przeciwnicy, jak i sympatycy rządu dokładnie przeanalizują wydanie każdego grosza. I nie będzie to wyłącznie rozmowa o gustach, choć pewnie na takie tory po raz kolejny będą chciały przekierować ją media.
I znowu, co nagle, to po diable
Protesty, jakie rozpoczęły się po decyzji Trybunału Konstytucyjnego, zgodnie z przewidywaniami słabną, wygaszone przez radykalizm ich liderek, Chociaż wciąż dochodzi do antyklerykalnych incydentów i aktów wandalizmu, a przekleństwa, mimo że większość Polaków nie chce ich obecności w debacie politycznej, nadal krążą w przestrzeni publicznej, Strajk Kobiet ustąpił miejsca wydarzeniom z 11 listopada. Agresja części demonstrantów i niepanująca nad emocjami tłumu i własnych funkcjonariuszy policja zdominowały medialne przekazy na kolejnych kilka dni. Rozmowa o finansach artystów może wydawać się pewnym wytchnieniem od tych ciężkich tematów, jednak rządzącym przytrafia się w chwili, gdy dopiero zaczyna się wyjście z sondażowego dołka. Wiele wskazuje na to, że znów, jak w przypadku „piątki dla zwierząt", na obiecujących pomysłach mści się pośpiech przy ich realizacji. Rzecz jasna, dobrze dzieje się, że po fali krytyki akcja została odwołana i ma szansę odbyć się w formie bardziej przemyślanej, a co za tym idzie - skuteczniejszej, Czy jednak nie można było od tego zacząć?