EN

30.09.2022, 17:02 Wersja do druku

W lustrze wody mądry milczy, głupi gada

fot. Karolina Jóźwiak / mat. teatru

„Awantura w Chioggi” Carla Goldoniego w reż. Edwarda Wojtaszka w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Magdalena Hierowska w Teatrze dla Wszystkich.

Szum fal i szalejący sirocco nie przygłuszył przez wieki szczebiotu rozkochanych kobiet, a jednak na scenie Teatru Polskiego w Warszawie znakomita komedia Carla Goldoniego uciszyła szmer zatroskanych codziennością tłumów. Jak to możliwe, że utwór, który swą premierę miał w Teatro San Luca w Wenecji w 1762 roku, przywiał na deski sceniczne powiew prawdy o ludziach żyjących we współczesnych czasach. W zaułkach Chioggii obrażenie popędliwej natury człowieka zaistniało w pełni, by ukazać łaknienie szczęścia w najprostszej postaci.

Zbudowanie takiego świata na deskach scenicznych wymagało zdecydowanie ogromnego zaangażowania. Niebywała spójność dekoracji i kostiumów to zasługa Weroniki Karwowskiej, która czujnie połączyła charakterystyczny styl i kolorystykę włoskich kamienic z pewną dozą metafizycznego niepokoju, zbliżonego do elementów architektonicznych w malarstwie Giorgio de Chirico. Dodatkowym atutem wzbogacającym wizualną sferę tego spektaklu są kostiumy, które krojem nawiązywały do wspomnień o dawnej Chioggii, ale strukturą materiałów przypominały o czasach współczesnych, imitując odbijające się w wodzie światło.

Ta spójna kompozycja, promieniująca na wszystkie zmysły, zaistniała dzięki wirtuozerii reżyserskiej Edwarda Wojtaszka, albowiem inscenizacyjny koncept stał się doskonałym pretekstem, by przyjrzeć się temu, co tkwi w naturze człowieka odartego z zewnętrznego blichtru ugładzonej kultury. Wyraziście przeprowadzona inscenizacja, skrupulatnie i z dbałością o każdy szczegół, tchnęła ożywczy powiew znaczeń ukrytych między słowami. Pulsujące zwroty akcji i ruch sceniczny (Leszek Bzdyl) wypełniały w doskonały sposób żywość relacji mieszkańców zwaśnionego miasteczka, w którym nie tylko awantura była sensem wiodącym prym. Najistotniejszym elementem, jak zwykle u Goldoniego, jest gra charakterów i kontrastów ludzkiej osobowości, a dzięki znakomitej grze aktorów widz miał szansę poczuć tę niebywałą grę emocjonalnych odcieni.

Żywiołowi bohaterowie spektaklu ukazali w zadziwiająco precyzyjny sposób drapieżność kruchych serc w obliczu zwiotczenia fundamentalnych prawd związanych z pielęgnowaniem poczucia wspólnoty. Mieszkańcy tej samej ulicy nie bali się szczerej złośliwości względem siebie. Takie sąsiedzkie powiązania obecne są po dziś dzień, o czym świadczy ponadczasowy charakter utworu, polegający na uwypukleniu wad zakorzenionych w umysłach ludzkich. Chęć rywalizacji i poczucie wyższości względem innych to zjawiska stare jak świat. U Goldoniego wszystko jest obnażone nad wyraz okazale, by trafić w czułe punkty wstydu i ukazać człowieka, który nigdy nie chce się przyznać, że dąży do tego, by czuć się lepszym od innych.

Świadoma problemów zawartych w utworze obsada, wykazała maksimum zaangażowania, by komedia nie była tylko błahą sztuczką o awanturze, która z racji samej fabuły współcześnie nie ma żadnego znaczenia. Przygotowanie tak skrajnych charakterów wymagało ogromnego poświęcenia. Pasqua (Katarzyna Skarżanka) i Libera (Katarzyna Strączek), wyraziste i silne, tkały koronki nićmi zawiści podburzając konflikt młodych i mniej doświadczonych w sztuce manipulacji kobiet. W ten sposób szaleństwo rywalizacji ogarnęło nieroztropne panienki: Luciettę (Dorota Bzdyla), Orsettę (Hanna Skarga) i Checcę (Bernadetta Statkiewicz); powracający z połowu ryb mężczyźni, wyrwani ze snu na spokojnym morzu, trafili już na rozpętany zawiścią ląd, widząc winnego tylko w nieudolnym Toffolo (Krystian Modzelewski). W ten sposób zwykła kobieca sprzeczka o to, kto kogo bardziej kocha, stała się poważną awanturą, którą rozsądził koadiutor z Wenecji (Krzysztof Kwiatkowski). W tym spektaklu nie tylko uwięzione na lądzie kobiety pragną miłości. Mężczyźni, przemierzając hardo morze, za cenę honoru i pozycji społecznej próbują milczeć, bo o tęsknocie za stabilizacją rybakom mówić nie wypada.

Cały konflikt zatopiony w lustrze wody sprawił, że wraz z odbijającymi się postaciami odbijało się smutne milczenie tych, którzy widzą i nie chcą patrzeć, ponieważ spektakl nie jest tylko rubaszną komedią z porywistą fabułą. „Awantura w Chioggii” to znakomite dzieło krytyczne, krążące przez archipelagi twórczego umysłu Goldoniego, sprytnie obnażającego zwiotczałość konwenansów. Uwolnienie potencjałów interpretacyjnych w tej inscenizacji stało się mimo odległych czasów lustrem dla tylko pozornie zmieniającego się świata. Awantura trwa i przyjrzenie się wewnętrznym strukturom tego spektaklu może się okazać pełnym goryczy doświadczeniem na temat ludzi wykwintnie marnujących czas na przeglądanie się w lustrze zawistnych oczu innych. Dlatego wybór należy do widza: czy oglądając ten nadzwyczaj przewrotny spektakl zacznie śmiać się z siebie, przyjmując tylko powierzchowną lekkość formy utworu, czy zacznie wyciągać wnioski na przyszłość?

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła