„U mnie wszystko w porządku” wg scen. Norberta Bajana w reż. Cezarego Tomaszewskiego w STUDIO teatrgalerii w Warszawie. Marek Zajdler na stronie Nasz Teatr. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Ten one-man-show Norberta w Resorcie Komedii sprzed trzech lat pamiętam doskonale. Błyskotliwy, zawadiacki, inteligentny, przewrotny, nieziemsko zabawny… Napisałem dobrą recenzję, zaprosiłem autora do radia, trochę pożartowaliśmy. Jakiś czas później okazało się, że tytuł tej uroczej burleski był w okrutny sposób prowokacyjny. Spektakl Cezarego Tomaszewskiego, z niemal w całości oryginalnym „resortowym” librettem, oglądałem ze ściśniętym gardłem, w wielu momentach z trudem radząc sobie z emocjami, bo miałem przed oczami – nie Cezarego Tomaszewskiego – lecz wygłupiającego się na scenie Norberta.
To przedstawienie jest o bezbrzeżnej tęsknocie. O złości, a nawet o wkurwie. O wywrzeszczanym pytaniu: „Jak mogłeś?!”. O rozpaczliwej bezradności najbliższych i o wyrzutach sumienia, że można było zrobić coś więcej. Jest pieśnią żałobną, a jednocześnie – paradoksalnie – hymnem na cześć życia. Jest opowieścią o pięknym, wrażliwym człowieku, dla którego świat okazał się nie do zniesienia. I o tym, że na świecie ktoś odbiera sobie życie co 40 sekund – co oznacza, że w czasie trwania spektaklu samobójstwo popełnia ponad 110 osób.
To jedno z nielicznych przedstawień, w których mocny, bezpośredni przekaz edukacyjny nie razi. Przeciwnie – sądzę, że właśnie po to powstało, by dotarło do każdego z nas, że to nieprawda, iż samobójstwa popełniają tylko „inni”. Że to tragedia mogąca dotknąć każdego. Że mamy prawo być wobec niej bezradni, ale i po to, żebyśmy wiedzieli, że w razie czego – możemy liczyć na pomoc.
Na scenie dwoje aktorów – świetna Monika Obara, oraz – sam Cezary Tomaszewski, w niewyobrażalnie trudnej – bo nie wyuczonej, lecz przeżytej – roli pogrążonego w przepracowanej (wydawałoby się) żałobie faceta, którego partner popełnił samobójstwo.