Szok i niedowierzanie – to emocje, które towarzyszyły chyba wszystkim, którzy dowiedzieli się o nagłej i przedwczesnej śmierci Piotra Nowakowskiego – tancerza, mima, aktora i sportowca. Pisze Rafał Dajbor.
Wszyscy, którzy w lipcu 2002 roku brali udział w premierze „Skrzypka na dachu” w Teatrze Żydowskim w reżyserii Jana Szurmieja czują się do dziś jakoś ze sobą związani, choć ten wciąż obecny w repertuarze spektakl mocno już zmienił swoje oblicze, w tym obsadowe. Wielu z tych, którzy brali udział w premierze, jako aktorzy, tancerze, statystujący w przedstawieniu maszyniści sceny, już nie ma; odeszli: reżyser (i wykonawca roli Rabina w jednej z kolejnych obsad) Jan Szurmiej, Adam Koziołek, Jan Prochyra, Wanda Siemaszko, Mariusz Bach, Jan Grenwald. W to, że do tego grona dołączył właśnie Piotrek Nowakowski, dosłownie trudno uwierzyć.
Nosił w teatrze ksywę „Aikido”. Tak do niego przylgnęła, że nie wszyscy nawet pamiętali jak Piotrek się nazywa. Ten pseudonim nie był przypadkowy. „Aikido” był mistrzem i instruktorem aikido, wyglądał jak okaz zdrowia i żył jak okaz zdrowia. Bez używek, wciąż w ruchu, uprawiał najrozmaitsze dyscypliny sportu, żył aktywnie i zdrowo. W „Skrzypku na dachu”, jako jeden z Rosjan, w scenie w karczmie robił salta i inne taneczne figury tak, jakby nie stanowiło to dla niego żadnego problemu. Oprócz tego był po prostu szalenie przystojny, mówił cicho, spokojnie, dość niskim głosem. Nic dziwnego, że dziewczyny z teatru patrzyły na niego maślanymi wręcz oczami. Był tancerzem, bywał aktorem. Najczęściej pojawiał się na deskach Teatru Wielkiego – Opery Narodowej w Warszawie. Występował w przedstawieniach reżyserowanych przez Tomasza Koninę, Mariusza Trelińskiego, Natalię Korczakowską. W najpiękniejszy z możliwych sposobów łączył życie sportowca i artysty.
W zeszłym roku siedziałem na stoisku Wydawnictwa Krytyki Politycznej podpisując swoją książkę o serialu „40-latek”. Nagle usłyszałem nad sobą ciche „Cześć”. To był „Aikido”. Nie widzieliśmy się parę ładnych lat, obaj już od dawna w „Skrzypku...” nie graliśmy. Piotrek kupił książkę, pogadaliśmy solidnie. Pochwalił mi się, iż zapisał się do agencji aktorskiej, że grał już w kilku produkcjach, m.in. w „Na dobre i na złe”, w jakichś serialach paradokumentalnych. Wymieniliśmy się telefonami, mieliśmy się nawet spotkać... Jak zwykle potem brakowało czasu.
Drugiego września tego roku przyszła tragiczna wiadomość, że Piotrek Nowakowski zmarł nagle w wieku zaledwie 50 lat kilka godzin po przylocie z wakacji na Sycylii. Pogrzeb Piotrka zgromadził liczne grono tancerzy i aktorów Teatru Żydowskiego, a także ludzi związanych ze sportami walki. Piotr Nowakowski spoczął na Cmentarzu Komunalnym Północnym na warszawskiej Wólce Węglowej.
Żegnaj „Aikido”!