„Don Juan” Moliera w reż. Michała Kotańskiego w Teatrze im. Wilama Horzycy w Toruniu. Pisze Alicja Kostrzak.
Na pewno w swoim życiu spotkaliście takich ludzi – kuszących, z błyskiem w oku, za którymi poszlibyście na koniec świata, nawet do piekła. Ich spojrzenie powoduje, że tracicie rozum, kolana miękną, serce wyrywa się z piersi. Ponadto są złotouści, opowiedzą Wam o głębokich uczuciach, a ich dotyk wywołuje dreszcz na całym ciele. Zwykle wiadomo, jak to się kończy – poobijanym sercem, mętlikiem w głowie, ale na pewno pozostawią wspomnienia do końca życia.
Choć powyższy opis powinien zostać uznany za ostrzeżenie, to po spektaklu jestem przekonana, iż wiele osób siedzących na widowni pobiegłoby w ogień za Don Juanem, bo to bohater, który kusi ze sceny nawet tych najbardziej opornych na jego wdzięki. Z czasem okazuje się, że jego targetem nie są tylko naiwne panny marzące o wielkiej miłości, ale również mężczyźni: wcześniej przekonani o swojej męskości ulegają jego urokowi. Przyznaję, iż talent oraz dopracowany ruch sceniczny aktora (Michał Darewski) mają ogromne znaczenie i mogą przekonać odbiorców; spowodować, iż uwierzą w kokieterię tego szelmy, Don Juana.
Każdy z nas wie, kim jest ten człowiek, to nie tylko postać w sztuce Moliera, ale także utarty w naszej rzeczywistości zestaw cech. W tym momencie należy zacytować słowa Sganarela, uniżonego sługi głównego bohatera: „Mój przyjacielu, wierzaj mi, ty jeszcze nie wiesz, co to za człowiek ten Don Juan”. Mówiłam – flirt z takim graczem nigdy nie może skończyć się dobrze, a piękna zewnętrzna warstwa nie skrywa krzty wrażliwości lub empatii. Don Juan to bohater dążący do własnej przyjemności i korzyści. Uwielbienie hedonizmu, pogoń za kolejną miłostką nigdy nie będą współgrać z więzami małżeńskimi. Cóż, nie szukajcie w nim bezpiecznej przystani. Taki człowiek nie może odnaleźć się w świecie pełnym reguł, zasad i podporządkowania tradycji, zawsze będzie buntownikiem, choć sposób jego postępowania będzie ewoluować, by mężczyzna mógł wciąż czerpać garściami, dlatego też poza wizerunkiem bawidamka, jawi się nam również obraz hipokryty i obłudnika manipulującego rzeczywistością, który kpiąc z wartości, religii, ostatecznie bezczelnie wykorzystuje te elementy, by zyskać przewagę nad innymi.
„Don Juan” w reżyserii Michała Kotańskiego to komedia w pięciu aktach świetnie prezentująca hipokryzję i cynizm. Bawimy się świetnie, jednak nie widzimy tu tylko głównego bohatera, każdy z nas dostrzega w tym dziele nasze własne podwórko. „Don Juan” przywołuje obrazy znane nam z medialnego, politycznego świata, w którym znajdują się osoby skrywające pod płaszczykiem przyzwoitości i pod hasłami pełnymi cnoty oraz sprawiedliwości ciemną stronę osobowości. Spektakl rozprawia się również z obłudą religijnych przewodników wznoszących wielkie słowa o Bogu, którzy manipulują społeczeństwem, by zyskać dobra doczesne (mówiąc prosto - hajs się musi zgadzać, nawet w sferze duchowej).
W „Don Juanie” odnajdziemy wiele inspiracji, nie tylko politycznych czy religijnych, także nawiązania do kina Quentina Tarantino, Paolo Sorrentino, filmu „Wszystko wszędzie naraz” Daniela Kwana i Daniela Scheinerta, ale nie tylko, bo oglądając spektakl nasuwają się również inne obrazy znane nam choćby z „Idola” Reza Fahima i Sama Levinsona czy „Bridgertonów” Christa van Dusena.
Warto wspomnieć o wielu innych świetnie zagranych rolach – łączymy się w bólu z Donną Elwirą (Maria Kierzkowska) - porzuconą, błądzącą między sacrum a profanum, dostrzegamy jej braci goniących za zemstą (Przemysław Chojęta, Łukasz Ignasiński), dla których honor to wartość nadrzędna czy współczujemy ojcu Don Juana (Jarosław Felczykowski) marzącemu o wartościowym dziecku, a ulegającemu złudzeniom stworzonym przez syna, by zyskać spokój w domu.
Choć przedstawiona w pewnym momencie w tle fotografia nawiązująca do „Śmierci Marata” Jacques-Louis Davida może łudzić widzów, gdyż mogą uznać, że hedonizm zginął, a mężczyzna być może wrócił na ścieżkę prawości lub tylko bawi się konwencją, to dla mnie obraz stanowi potwierdzenie, iż ten, kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Karma zawsze wraca.