EN

6.09.2021, 10:43 Wersja do druku

Trzy dni Trans/Misji - Trójmorza

IV Międzynarodowy Festiwal Sztuk Trans/Misje - Trójmorze w Rzeszowie. Pisze Aram Stern w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Monika Stolarska

Tegoroczny Międzynarodowy Festiwal Sztuk TRANS/MISJE – TRÓJMORZE w Rzeszowie nie trwał tylko tyle dni, ile widnieje w tytule tego tekstu, lecz siedem, ale jego obserwatorowi dane było poznać pierwsze trzy, jak się okazało, nie tylko intensywne w wydarzenia teatralno-muzyczne, lecz także wizualne, skąpane pięknie południowym słońcem ostatnich dni lata. Urokliwa rzeszowska starówka w ten weekend tętniła turystycznym gwarem, jednak kulturalne serce stolicy Podkarpacia najmocniej biło w siedzibie gospodarzy Festiwalu – Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie.

Bałtyk: żyć „przeciwko”

TRANS/MISJE – TRÓJMORZE monodramem Lalki, moje ciche siostry otworzyła młoda aktorka Teatru Studio w Wilnie – Agnieszka Radwo. Jej spektakl wyreżyserowany przez dyrektorkę jedynej polskiej sceny na Litwie – Liliję Kiejzik, został oparty na prozie nieco pomijanego w teatrach Henryka Bardijewskiego (1932-2020), autora słuchowisk radiowych i satyryka. W Lalkach… do śmiechu jednakże nikomu nie było: historia bohaterki monodramu zobrazowała bowiem świat młodej kobiety popadającej w coraz bardziej spiętrzające się szaleństwo. Samotna Kobieta, otoczona nieco upiornymi lalkami zawieszonymi na gumkach (scenografia: Artur Armacki), ma sposobność porozmawiania tylko z nimi, im wylać może swój żal, tęsknotę za miłością, z nimi żyć przeciwko złu tego świata. Przeciw złu czyhającemu na jej celuloidowe „przyjaciółki” za murami szpitala psychiatrycznego. Agnieszka Radwo (też aktorka Nekrošius’a i Koršunovas’a), oddała obłęd i urywane myśli swej bohaterki niepowszednimi środkami, w misternych odcieniach, które wielu widzów mogły chwytać za gardło.  

Również główna bohaterka Wiśniowego sadu Czechowa – Lubow Raniewska (w tej roli znakomita Mariola Łabno-Flaubenhaft), żyje w swym zamkniętym świecie „przeciwko”. Świecie ograniczonym przez reżysera (Andro Enukidze) raptem do kilku postaci, u którego czuć było założenie, iż dokładnie trzymał rękę na pulsie: nad każdym gestem i sytuacją, głównymi i epizodycznymi postaciami, obojętnie czy był to sprytny kupiec Łopachin (Robert Żurek), czy demoniczna guwernantka Szarlotta (Dagny Mikoś), czy Trofimow (Karol Kadłubiec), zatopiony w lekturze „wieczny student”. Całe to grono zamknęło się w świecie, którego już dawno nie ma, mimo to tę klasyczną propozycję repertuarową Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie na Festiwalu oglądało się bez znużenia. Miała bowiem tempo pędzącej przez Rosję kolei transsyberyjskiej, która do „cha, cha” Charkowa przecież nie dojedzie oraz niezauważalne przejścia między scenami i niezwykle wartki ruch sceniczny.

Bałtyk / Morze Czarne: śmiech przez łzy

W takim też tempie, bez przystanków, upłynął drugi dzień TRANS/MISJI – TRÓJMORZA. Pierwszy spektakl był dłuższy niż zaplanowano, (cyt.) „wybitny krytyk”* musiał po nim zadać aktorowi trzy szybkie pytania, stąd na drugie przedstawienie wchodziliśmy już w jego trakcie, by na koniec wieczoru czekać z coraz bardziej zdenerwowaną w większości pozafestiwalową publicznością na rozpoczęcie koncertu. Tak mozolnie układana logistyka Festiwalu nieco się posypała, ale teatralna adrenalina podskoczyła (!) i teraz już z dystansem można Państwa wprowadzić w jego szczegóły.

Spektaklem, który okazał się dłuższy niż podano w programie, był kolejny „monodram” z Teatru Studio w Wilnie. To Zapiski oficera Armii Czerwonej Edwarda Kiejzikaz epizodami zagranymi przez Agnieszkę Radwo i Grzegorza Jakowicza. Ten doskonale znany tekst na podstawie powieści Sergiusza Piaseckiego, grany od 19 lat (!) w białostockim Teatrze Dramatycznym im. Aleksandra Węgierki, zabrzmiał jeszcze silniej przywieziony do Rzeszowa z powieściowej lokalizacji, czyli z okupowanej przez Sowietów, a później III Rzeszę – Wileńszczyźny. Edward Kiejzik, w mundurze oficera Armii Czerwonej i roli niezbyt rozgarniętego Michaiła Zubowa, bawił sowieckim zmechanizowaniem umysłu i niezrozumieniem realiów zajętych terenów polskich, ale jednocześnie przerażał przyłożeniem pistoletu do głowy jednemu z widzów i pielęgnowaniem kultu Stalina i Hitlera, a to wszystko w przeddzień kolejnej rocznicy Paktu Ribbentrop-Mołotow…

Śmiech przez łzy ze śmiechu, to festiwalowa propozycja Teatru „Credo” z Sofii, na którą pędziliśmy wprost z Małej Sceny na Dużą, utrzymując równowagę psychiczną ciągle w klimacie Rosji, gdy już zaczynał się Gogolowski Płaszcz. Od pierwszej widzianej sceny dotarło do nas, że Bułgarzy przywieźli do Rzeszowa spektakl-rarytas: brylantowy miks komedii dell’arte z dramatem, pantomimy z wyjątkową sztuką animacji i cyrkowej klaunady z teatrem formy! Nina Dimitrowa i Stelian Radev w połatanych kostiumach, doklejonych „na smutno” grubych brwiach i doczepionych sumiastych wąsach przedstawili historię życia petersburskiego urzędnika, Akakiusza Akakiuszowicza, który po utracie tytułowego płaszcza zaczął jak zombie krążyć pośmiertnie po ulicach pięknego grodu nad Newą. I zagrali ją tak, jak nikt dotąd, zagrali przewybornie, szkoda tylko że w języku angielskim (chodziło zapewne o udaną interakcję z publicznością), tak że animacja kilkoma tyczkami i sznurkiem oraz powtarzane z „przerażeniem” „YES YES YES” z bułgarska kiwając głowami na boki, wywołały tragifarsowy entuzjazm  publiczności. Podziw zgoła surrealistyczny, wszak Płaszcz opowiadał o wolności ludzkiej duszy, której ostatnio zaczyna tak brakować we wschodniej i centralnej Europie.

Tatry / Cieśnina Fińska: od filmowych kadrów po pranie brudów

Trzeciego dnia obejrzeliśmy jedyną festiwalową propozycję dla dzieci – przedstawienie Teatru Lalkowego w Koszycach Chaplin w reżyserii znanego na polskich scenach Braňo Mazúcha. To piękne i wzruszające przedstawienie bez słów, z marionetkami sycylijskimi, animowanymi przez słowackich aktorów (Jana Bartošová, Kristína Medvecká Heretiková, Jana Štafurová, Miroslav Kolbašský, Peter Creek Orgován) przeniosło widzów nie tylko na koszyckie ulice, ale i do scen z pierwszych filmów Charliego Chaplina, przy wtórze pięknej muzyki, granej „na żywo”, „wyjętej” z niemego kina (muzyka: Vratislav Šrámek). Tramp z manierami dżentelmena, celebrujący wolność i dowcipną kreatywność. Przecież każde czasy mają swojego Chaplina, w każdych ktoś komuś musi się podporządkować, nawet aktorzy, sztuką jednak jest nie stracić przy tym twarzy.

Zdzieranie społecznych masek doskonale było za to widać w estońskim przedstawieniu Bóg mordu z Vene Theater w Tallinie, w reżyserii Philippa Loss’a. Początkowo wydawało się, iż jedyny profesjonalny rosyjskojęzyczny teatr w tym kraju, tekst Yasminy Rezy (tak znany z wielu scen i filmu Romana Polańskiego) potraktuje „klasycznie”, niejako z patosem obrazującym stopniowe opadanie masek czworga bohaterów z klasy średniej pod wpływem złości, kolejnej lampki Burbona, zazdrości i skrywanych dotąd emocji. Tymczasem Philipp Loss nie tylko z brawurą poprowadził swoich aktorów (Tatiana Yegorushkina, Dmitry Kosyakov, Victor Marvin i Anna Sergeeva) przez mistrzowsko skonstruowaną akcję sztuki Rezy, ale sprawił, iż to z pozoru niewinne spotkanie w sprawie bójki synów, mogło w jego reżyserskiej wizji przerodzić się także w namiętny pocałunek panów domu Michela i Alain’a (w Putinowskiej Rosji ta scena nie przejdzie) oraz rozbudować również wątek wypuszczonego na wolność chomika poprzez wystrzelenie go (wcześniej uwięzionego zaś w pralce) w ostatniej scenie w kosmos! Pokerowo rozegrana „walka” bohaterów rozstawionych w ciekawej scenografii nowoczesnego mieszkania, pochylonej w stronę widowni i wypełnionej całą masą plastikowych tulipanów, „rosnących” pięknie, a potem zdeptanych przez bohaterów małżeńskiego konfliktu oraz koncertowa gra estońskiego zespołu i przepyszna zabawa, sprawiły, że również z ostatniego wieczoru teatralnego tej części TRANS/MISJI – TRÓJMORZA wychodziliśmy z szerokim uśmiechem na ustach.

Żaden znaczący festiwal nie obejdzie się dziś bez wydarzeń towarzyszących, które pozwalają zapalonym teatromanom  co nieco odpocząć duchowo od Melpomeny, bowiem odpowiada ona przecież także za śpiew, którego podczas rzeszowskiego Festiwalu nie zabrakło. Z wieczornych koncertów plenerowych: kwartetu jazzowego pochodzącego z Wileńszczyzny Rafała Jackiewicza czy Alka Berkowicza największe wrażenie zrobił przedpremierowy koncert „Dagny/Osiecka” Dagny Mikoś z zespołem, która dzień wcześniej „premierowała” w potrójnej roli w Wiśniowym sadzie. Najpierw usłyszeliśmy szlagiery piosenki aktorskiej w nowoczesnych aranżacjach (kierownictwo muzyczne, aranżacje: Mikołaj Babula), by w drugiej części koncertu, w towarzystwie sześcioosobowego zespołu, Dagny zaprezentowała przedpremierowo kilka utworów ze zbliżającej się płyty „DAGNY/OSIECKA” i tu już nieoczekiwane aranże pięciu znanych piosenek wcisnęły niektórych z zachwytu w krzesła! Premierowy koncert płyty został zaplanowany na 9 października w Rzeszowie, w 85. rocznicę urodzin poetki.

Tak jak podczas poprzednich edycji Festiwalu, nie zabrakło także i na MFS TRANS/MISJE – TRÓJMORZE wystaw sztuk wizualnych. W czasie jego trwania mogliśmy uczestniczyć w wernisażu pokonkursowej wystawy organizowanej przez Teatr im. Wandy Siemaszkowej: 17. Międzynarodowego Biennale Plakatu Teatralnego – Konkurs Młodych (I Nagrodę otrzymała  Teodora Nikolic z Serbii) oraz wystawach plenerowych: fotografii słynnego litewskiego fotografa, Ričardasa Grigasa, Syberia i chorwackich pocztówek z Zadaru. Równie oryginalną pamiątką z Rzeszowa, oprócz tak wielu teatralno-muzyczno-wizualnych wrażeń, pozostanie okolicznościowy banknot 0 Euro przedstawiający profil Wandy Siemaszkowej na fotografii wykonanej u szczytu jej kariery aktorskiej oraz dawną siedzibę rzeszowskiego „Sokoła”, dzisiaj będącą budynkiem Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie.

Festiwal po krótkiej przerwie trwał jeszcze cztery dni, ale obserwator trzech pierwszych musiał już wracać znad Wisłoka nad Wisłę.

* Dziękując organizatorom Festiwalu za zaproszenie do Rzeszowa, pozostanie jednak przy zdaniu, iż wybitnym krytykiem był Antoni Słonimski…
Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Autor:

Aram Stern