EN

12.04.2024, 11:47 Wersja do druku

To nie ja byłam Edith Piaf

„Moja Edith” wg scenar. i w reż. Piotra Kosewskiego w Ośrodku Teatralnym Rondo w Słupsku, w ramach przeglądu "Trzy teatry". Pisze Wiktoria Formella z Nowej Siły Krytycznej.

fot. mat. teatru

„Moja Edith” w reżyserii i według scenariusza Piotra Kosewskiego to monodram muzyczny, który według medialnych zapowiedzi miał pogłębić portret Edith Piaf – z jednej strony przybliżyć twórczość legendarnej, francuskiej pieśniarki, a z drugiej ukazać jej barwny, lecz naznaczonymi trudnymi doświadczeniami życiorys. Szkoda, że obietnica została spełniona tylko połowicznie – na deskach Ośrodka Teatralnego Rondo w Słupsku obok autorskich, wirtuozerskich interpretacji utworów w wykonaniu Aleksandry Cybuli, pojawiły się nijakie galopady słowne przez wycinki z biografii artystki.   

Po lewej stronie znajduje się kameralny zespół muzyczny, pośrodku krzesło, a po prawej – niewielki podest z mikrofonem. Na scenę wychodzi młoda kobieta – blondynka, z włosami zaczesanymi do tyłu, bez grama makijażu, w czarnej, obcisłej sukience i ciemnych butach na niewielkim obcasie. Początkowe partie scenariusza dowodzą, że to Edith Piaf. Spektakl przybiera formę monologu skierowanego do niewidzialnego dla publiczności człowieka, któremu gwiazda zleca bycie ghostwriterem. Chce, żeby jej życie spisał i zredagował, wzorem innych sław, jako autobiografię.

Swe losy referuje chronologicznie, zaczyna od 19 grudnia 1915 roku, czyli dnia narodzin, jednak podanie detali na temat szpitala czy położnika wypada w jej mniemaniu zbyt pospolicie. „Nie, nie, muszę opowiedzieć to inaczej” – konstatuje. „To musi być historia, którą każdy będzie chciał poznać”. W oka mgnieniu cofa się do tego dnia, jednak tym razem poród odbywa się w drodze do szpitala, w asyście policjantów zamiast lekarza. Autor scenariusza nawiązuje do jednej z anegdot, które Piaf roztaczała na swój temat, ale i kreśli jedną ze strategii biografizmu – ubarwiania.

W pozostałych scenach Kosewski koncentruje się na nierozerwalnym splocie życia prywatnego i zawodowego Piaf, zwłaszcza kluczowych postaciach i wydarzeniach, dla których mianownikiem jest smutek i trudne emocje. Kobieta wspomina ojca-akrobatę, nieobecną matkę i dzieciństwo spędzone to pod opieką babci, to w cyrku. W biografii, naznaczonej piętnem I wojny światowej, jest znacznie więcej cieni niż blasków – dość wspomnieć o wczesnym macierzyństwie zakończonym śmiercią osiemnastomiesięcznej Marcelle, o biedzie, która co i rusz wyganiała artystkę na ulicę, gdzie być może oddała się prostytucji. Los odmienił się, gdy przypadkowo odkryto jej zdolności wokalne, a zwłaszcza gdy poznała Louisa Leplée, łowcę talentów, który zaangażował ją do kabaretu Le Gerny’s i wymyślił sceniczny pseudonim – „La Môme Piaf”, czyli mały wróbelek, pod którym znana jest na całym świecie. Wspomina związki: czteroletnie małżeństwo (i życie na odległość) z piosenkarzem i aktorem Jacques’em Pillsem, czy romans z bokserem Marcelem Cerdanem. Kosewski (w monologach) właściwie kończy opowieść o Piaf w 1949 roku, kiedy nie mogąc doczekać się spotkania z mistrzem ringu, namówiła go na lot z Francji do Stanów Zjednoczonych. Mimo braku biletów, w ostatniej chwili udało mu się wejść na pokład, pech chciał, że rejs skończył się śmiercią wszystkich osób. Scenarzysta odważnie stawia tezę, że właśnie to wydarzenie, a zwłaszcza poczucie odpowiedzialności za śmierć ukochanego, doprowadziło Piaf do uzależnienia od alkoholu i morfiny, choć gwoli wyjaśnienia warto dodać, że artystka jeszcze dwukrotnie wychodziła za mąż, a jej życie zakończyło się w 1963 roku. Zastanawia również nieumotywowana dramaturgicznie zmiana formy – pod koniec niespełna godzinnego monodramu Cybula zaczyna mówić o Piaf w trzeciej osobie, koncentrując się na żalu, w którym jej bohaterka pogrążyła się po śmierci Cerdana. Kim jest postać, która to mówi – trudno zrozumieć.  

Krótkie monologi przeplatane są bodaj dziesięcioma, utworami z repertuaru Edith Piaf. Sposób doboru piosenek nie zaskakuje, zazwyczaj ilustrują fragmenty mówione: gdy mowa o życiu w cyrku, pojawia się „Brawo pour le clown!”; w parze ze wspomnieniem o ukochanych idzie „Kto mi tak zawrócił w głowie” i „Hymn miłości”; gdy Piaf napomina karierę w Stanach Zjednoczonych, brzmi „Autumn Leaves” (jedyny utwór śpiewany w języku obcym – pierwsza część po angielsku, druga po francusku). Nie brak też kultowych numerów: „Milorda” (jedyny nagrodzony oklaskami), „Akordeonisty”, „Niczego nie żałuję” w finale.

Aleksandra Cybula to zawodowa wokalistka. Od lat dziecięcych zajmowała się nauką śpiewu, ukoronowaniem było ukończenie wydziału musicalu w akademiach muzycznych w Gdańsku i Łodzi. Jest pracowitą perfekcjonistką – nie pozostawia sobie przestrzeni na przypadek czy dowolność, świetnie wie, co chce zaprezentować, „Moja Edith” to pokaz wirtuozerii i doskonałej kontroli każdego dźwięku, w czym świetnie partneruje jej grający na żywo zespół: Ariel Suchowiecki (piano), Adam Pacha (kontrabas), Tomasz Klepczyński (klarnet). Cybula jest świadoma swoich umiejętności wokalnych, ale jednocześnie niebywale skromna, dlatego publiczność jest urzeczona, a nie przytłoczona jej maestrią.

Wokalistka w przedpremierowym wywiadzie udzielonym Joannie Mereckiej-Łotysz w Radiu Gdańsk powiedziała, że inspiracją do powstania monodramu była jej wizyta w słupskim teatrze, gdzie poruszył ją spektakl „Edith i Marlen” (opowiadający o przyjaźni Edith Piaf i Marleny Dietrich). Zapragnęła zmierzyć się z tym materiałem. Nie chciała silić się ani udawać kogoś, kim nie jest (na scenie obserwujemy ewidentny dystans aktorki wobec pierwowzoru, powściągliwą ekspresję), trudno wobec tego zrozumieć, dlaczego plakat promujący przedstawienie głosi „w roli Edith Piaf Aleksandra Cybula”. Wszystkie monologi, bez względu na to, jakich emocji dotykają, są zagrane – czy może po prostu: wypowiedziane – w podobnie beznamiętny sposób. Aktorka nie zostawia ani sobie, ani odbiorcom przestrzeni na namysł, pędzi, byle szybciej zakończyć kwestię i śpiewać, w czym czuje się jak ryba w wodzie. To doprowadziło do kilku przejęzyczeń, niewpływających ani na komunikatywność, ani niezaburzających akcji, do tego błyskawicznie naprawionych, słowem – takich, o których w oka mgnieniu się zapomina. Mimo to przywołuję je, ponieważ wydają mi się symptomatyczne, dowodzą  niepewności aktorskiego warsztatu, niedopracowania bądź niedostatecznego przemyślenia tych fragmentów, skoro żaden kiks nie zdarzył się podczas dominujących w spektaklu fragmentów wokalnych. Czy wobec tego koncert nie byłby lepszym rozwiązaniem? Byłaby to kwintesencja Piaf – minimalizm w najbardziej ascetycznej odsłonie.

***
„Moja Edith”
scenariusz, reżyseria: Piotr Kosewski  
występuje: Aleksandra Cybula; zespół muzyczny: Ariel Suchowiecki (piano. aranżacje), Adam Pacha (kontrabas), Tomasz Klepczyński (klarnet)
premiera: 29 października 2023, Ośrodek Teatralny Rondo w Słupsku (recenzowany spektakl: 27 marca 2024)

Wiktoria Formella – absolwentka teatrologii o specjalności dramaturgiczno-krytycznej na Uniwersytecie Gdańskim, pracuje w Dziale Teatralnym Muzeum Narodowego w Gdańsku.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne