EN

26.03.2024, 09:28 Wersja do druku

To jest hit, a nie kit!

„Chłopcy z Placu Broni” wg Ferenca Molnara w reż. Wojciecha  Kościelniaka w Teatrze Kameralnym w Bydgoszczy. Pisze Beata Baczyńska w „Gazecie Świętojańskiej.

fot. mat. teatru

Powieść Ferenca Molnara ukazała się w 1906 r. w odcinkach w węgierskiej gazecie „Tanulok Lapja” („Gazetka Uczniowska”), a następnie w 1907 jako książka. W oryginale jej tytułowymi bohaterami nie byli wcale chłopcy z Placu Broni, ale z ulicy Pawła, bo tak właśnie brzmiał tytuł książki. Kiedy jednak w 1913 r. Janina Mortkiewiczowa tłumaczyła powieść na język polski, tak właśnie nazwała grupę chłopaków dowodzonych przez Janosza Bokę. Kolejne pokolenia już od ponad 100 lat czytają więc o chłopcach z Placu Broni – o losach Nemeczka, jego przyjaciół i wrogów, a co ciekawe, nadal czynią to z chęcią. Często zazdroszczą bohaterom możliwości tak wspaniałej wspólnej zabawy, posiadania wiernych przyjaciół, poczucia wspólnoty i wzruszają się poznając zakończenie tej historii. Odbiór powieści nie zmienia się przez lata. Przetłumaczona na ponad 40 języków, wydana w setkach tysięcy egzemplarzy, doczekała się siedmiu adaptacji filmowych i wielu teatralnych. W Polsce „Chłopcy z Placu Broni” pojawili się w 2007 r. w reżyserii Michała Zadary w Teatrze Narodowym w Warszawie, a potem w 2018 r. Gdańsku wystawiło ten spektakl w wersji muzycznej Stowarzyszenie Teatralne Ingenium. Teraz przyszła pora na adaptację przygotowaną przez niewątpliwego króla musicalu polskiego Wojciecha Kościelniaka, we współpracy z fantastycznym kompozytorem Mariuszem Obijalskim. Taki duet plus superzespół gwarantują, że to nie jest kit, ale kolejny hit!

Historii, która rozgrywa się na scenie, nikomu opowiadać nie trzeba, gdyż każdy, kto chodził do szkoły, musiał ją przeczytać lub przynajmniej o niej posłuchać na lekcji, bo to jednak lektura obowiązkowa. Adaptacja jest niezwykle wierna, zaczyna się od pojawienia ubranego w płaszcz i kapelusz mężczyzny, który staje przed ukazaną dzięki wizualizacji kamienicą, na ścianie której widzimy napis: 1912. Kiedy jednak konstrukcja rozpada się, a mężczyzna zrzuca płaszcz i odrzuca kapelusz, wraz z nim wracamy do przeszłości, gdy był chłopcem, a w miejscu budynku znajdował się otoczony ceglanymi ścianami pusty plac. Interesujące dekoracje Mariusza Napierały nie są bardzo skomplikowane, ale za to funkcjonalne. Scenę otaczają mury z cegieł pokryte napisami wykonanymi kredą. W tej przestrzeni pojawiają się sągi drewna lub płot z furtką. To Plac Broni. Drugie ważne miejsce, czyli Ogród Botaniczny, zostaje przedstawiony przy pomocy wyświetlanych na półprzezroczystej kurtynie wizualizacji, nawiązujących swą formą do rysunków na ścianach.

W tej przestrzeni pojawią się chłopcy z Placu Broni i ich przeciwnicy, Czerwone Koszule, którzy stoczą walkę o miejsce do zabawy. Dzięki świetnej choreografii Mateusza Pietrzaka roztańczona grupa zawładnie sceną. Ruch sceniczny w połączeniu z rewelacyjną muzyką Mariusza Obijalskiego dodają spektaklowi energii i intensywności. Bałkańskie, folkowe nuty, ale w bardzo nowoczesnym brzmieniu, podbite dźwiękiem trąbki i energicznym tupnięciem nogą o sceniczne deski nasilają emocje. Jednak najbardziej przejmujące są momenty, w których czas jakby stanął w miejscu, kiedy scena pustoszeje lub postaci zastygają w bezruchu, jak w momencie piosenki Nemeczka (Julia Witulska) czy przejmującego songu Boki (Nikodem Bogdański) o jutrze. Świetnym pomysłem jest też wprowadzenie piosenek wyjaśnień, które tym, co nie wiedzą lub nie pamiętają, przypomną, czym jest kit (porywająca piosenka Weissa – Adrian Wiśniewski) lub einstand.

fot. mat. teatru

„Chłopcy z Placu Broni” to opowieść o dwóch grupach chłopaków, którzy wspólnie spędzają czas, przyjaźnią się, czasem kłócą, ale najczęściej dobrze się bawią. Chłopcy z drużyny Janosza Boki to bohaterowie przedstawieni jako zdecydowanie pozytywni, choć to właśnie wśród nich znajdzie się zdrajca, a i pozostali mają swoje wady. Każdy z nich jest inny, choć mają wspólne cele, wartości czy zasady. Grupa Feriego Acza składa się z lubiących rozwiązania siłowe i cechujących się pewną brutalnością chłopaków, choć i oni potrafią zrozumieć swoje błędy.

Aktorom pod kierunkiem reżysera Wojciecha Kościelniaka udało się bardzo dobrze zbudować postaci, nie są papierowe czy jednowymiarowe. Zacząć wypada od świetnie zagranej przez Julię Witulską roli Nemeczka. Aktorka sprostała nie lada wyzwaniu i zaprezentowała postać chłopca jednocześnie nieśmiałego, cichego, uległego, który pełen strachu skarży się kolegom na swój marny los wiecznego szeregowca, a z drugiej strony, staje dumnie wyprostowany przed groźnym wodzem Czerwonych Koszul. Julii Witulskiej udało się przekonać widzów, że w tym drobnym ciele kryje się wielki duch, a wiara w słuszność sprawy dodaje sił nawet najsłabszym. Dodatkowo pięknie o tym wszystkim zaśpiewała. Nikodem Bogdański jako Janosz Boka bezbłędnie zbudował postać rozsądnego dowódcy, który stara się trzymać emocje na wodzy i nie okazywać wzruszenia czy strachu. Jednak mimo opanowania, bez trudu odczytujemy skrywane uczucia, szczególnie dotyczące małego Nemeczka.

fot. mat. teatru

Kolejną ciekawą rolę stworzyła Katarzyna Chmara w roli Feriego Acza. To bohater bardzo niejednoznaczny, bo choć stoi na czele „tych złych”, to jednak potrafi zachować się honorowo, docenia odwagę i gardzi zdradą i podstępem. Budzi strach, ale dowodząc grupą silnych chłopaków, sam musi być najsilniejszy i najgroźniejszy. Aktorce udało się zbudować dominującą postać bohatera, a jej matowy mocny głos świetnie wspiera tę kreację. Deżo Gereb w wykonaniu Katarzyny Kłaczek to chłopiec słaby, choć pełen ambicji, który nie dba o zasady, jeśli może coś na tym zyskać, co doskonale widać przy fantastycznie zaśpiewanej piosence o cygarach. Ten bohater nie ukrywa swoich uczuć. Kiedy postanawia zmienić grupę, nie szczędzi dawnym kolegom pełnych pogardy spojrzeń i lekceważących słów, ale kiedy przeprasza za swoją zdradę, nie wstydzi się łez. Właściwie każda rola zostaje w pamięci – elegancik Czele (Zofia Gołaj) i rewelacyjna piosenka o grajcarze, zabawny Weiss (obdarzony wyjątkową vis comica Adrian Wiśniewski) z przebojową piosenką o kicie, donośnie gwiżdżący Czonakosz (Łukasz Przykłocki) z kieszeniami pełnymi skarbów, szelmowski Rychter (Leszek Andrzej Czerwiński) i piosenka o znaczku czy komiczni adwersarze Kolnay (Katarzyna Witkowska) i Barabasz (Michał Rybak). Warto też wspomnieć o mistrzu epizodu Witoldzie Szulcu, który wcielił się w kilka różnorodnych postaci, między innymi cwanego włoskiego sprzedawcy słodyczy, surowego profesora Raca i dystyngowanego ojca Gereba.

Ten spektakl jest nie tylko wartościowy, bo porusza ważne tematy przyjaźni, odpowiedzialności, odwagi, posiadania i przestrzegania zasad moralnych, ale też dlatego, że ma wysoką wartość artystyczną. Jest to przedstawienie przemyślane i spójne, z rewelacyjną muzyką, bardzo dobrze zagranymi i zaśpiewanymi rolami. Zdecydowanie warto wybrać się do bydgoskiego Teatru Kameralnego na „Chłopców z Placu Broni”!

Tytuł oryginalny

To jest hit, a nie kit!

Źródło:

Gazeta Świętojańska online
Link do źródła

Autor:

Beata Baczyńska

Data publikacji oryginału:

25.03.2024