EN

24.01.2022, 12:25 Wersja do druku

To, co jest w nas, zależy tylko od nas

„Dziki wschód” Przemysława Pilarskiego w reż. Jerzego Jana Połońskiego w Teatrze Miejskim w Gliwicach. Pisze Wiola Imiolczyk z Nowej Siły Krytycznej.

fot. Jeremi Astaszow

„Pamiętaj nie przeciwko tamtym, a dla dobra przyszłych pokoleń” – te słowa padają kilkukrotnie na scenie Teatru Miejskiego w Gliwicach. Spektakl „Dziki Wschód” w reżyserii Jerzego Jana Połońskiego zdaje się stawiać ważne pytania: czym jest zemsta, czym pamięć, a czym wybaczenie. Aby nie było zbyt poważnie, twórcy posługują się filmową konwencję westernu w iście tarantinowskim wydaniu.

„Dziki Wschód” przenosi nas wiele lat wstecz, do czasów bałaganu, jaki nastąpił po II wojnie światowej i przejęciu polskich ziem wschodnich przez Rosjan. By przypomnieć ważne wątki autor tekstu Jan Połoński posłużył się historią Loli Pokot (Aleksandra Wojtysiak) – postaci prawdziwej, pochodzącej z Będzina krawcowej. Kiedy ją poznajemy, wraz z bliskimi podąża w marszu śmierci. Jako jedynej z rodziny udało się jej przeżyć. Bita i poniżana, przez długie wojenne lata była ofiarą nazistów. Jednak nagle role się odwróciły – teraz to Niemcy zamykani się w więzieniach, a ci, którzy do tej pory dostawali baty, sami te baty wymierzają. Wśród nich jest Lola, która zatrudnia się w obozie Zgoda w Świętochłowicach, by zemścić się na swoich oprawcach. Wraz z komendantem Szlomo (Mariusz Galilejczyk) zaciekle tropi zbrodniarzy wojennych i przesłuchuje więźniów. Jej obsesja ma jedno imię – Josef Mengele, którego oblicze Lola widzi w każdej niemieckiej twarzy.

Agresja napędza agresję. Postaci przedstawiane są jako czarno-białe. Skoro do tej pory cierpieli, teraz sami mogą zadawać cierpienie. I tak kręci się wielkie koło historii. Choć pojawiają się momenty i osoby, które mogłyby zatrzymać to perpetuum mobile – jak koleżanka Loli. Ada kwestionuje wyrok wydany na niemieckich więźniów, jest on niczym wobec rozpędzonej maszyny zła. Wtem następuje wielka przemiana: Lola śni, a we śnie widzi matkę. Po rozmowie z nią zaślepienie bohaterki znika. Postawione są pytania: czy zemsta jest możliwa? Czy przyniesie ukojenie?

Metanoia Loli jest też kluczowym momentem dla przedstawienia. Do tej pory wartkiej akcji i bogatej choreografii (Jarosław Saniek, Katarzyna Zielonka) towarzyszyły dosadne, często zabawne dialogi. Żądza krwi przedstawiana była w akompaniamencie żywiołowej muzyki – bohaterowie byli w ciągłym ruchu, a plany akcji zmieniały się błyskawicznie. Scena snu staje się cezurą: od tego momentu dynamika spektaklu ulega zmianie. Wraz z uspokojeniem emocji drzemiących w bohaterce, tempo przedstawienia zwalnia. Widzimy kolejne sceny, Lola, już jako starsza kobieta, odwiedza emerytowanego Szlomo (Błażej Wójcik). Poznajemy byłego więźnia obozu Zgoda w towarzystwie córki-dziennikarki, która chce wydusić z ojca historię dawnych lat.

fot. Jeremi Astaszow

Postać dziennikarki (Aleksandra Maj) wprowadzona została nie bez przyczyny. Jej osoba zdaje się pokazywać widzom, że zrozumienie doświadczeń wojennych nie jest możliwe. Przekracza to wyobraźnię, a nikt z nas nie może wejść w cudze buty, przez co nie powinien oceniać. Jednocześnie twórcy ponownie przywołują dawne historie, nie pozwalają im odejść w zapomnienie. Odkrywają je na nowo, odwracają i przedstawiają w innym świetle. Mówią: nie można zapomnieć, jednak należy wybaczyć. 

„Dziki Wschód” to bez wątpienia świetnie zbudowana historia, inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, ale wciąż pozostająca fikcją literacką. Dowód temu daje znamienna scena rozmowy Żydów podczas świąt. Szlomo pyta: „Jestem prawdziwy, czy jestem postacią fikcyjną?”. Tymi słowami reżyser zaprasza nas do intertekstualnej zabawy z tradycją kina, a my z przyjemnością w tej grze bierzemy udział. Już sama rozmowa Żydów zdaje się cytatem „Ośmiu gniewnych ludzi” Quentina Tarantino. Bohaterowie siedzą w przygaszonym świetle, a opowiadaniu trudnych historii towarzyszy szaleńczy śmiech Szlomo. Jednak podobnie jak mistrz amerykańskiego kina, również Jerzy Jan Połoński nie trywializuje poważnych treści. Wręcz przeciwnie, śmiech staje się aktem bezradności, potęguje powagę i beznadziejność tej sceny. W spektaklu nie brakuje też innych odwołań do filmowej ikonografii. Lola do złudzenia przypomina Shoshanę z „Bękartów wojny”, a Szlomo ma w sobie wiele z Pułkownika Hansa Landa. Z kolei tajemnicza Diva (Olga Burek), która niczym duch kończy i zaczyna kolejne sceny, wprowadza na scenę lynchowską estetykę neo-noir. 

U Jerzego Jana Połońskiego intertekstualność odbywa się nie tylko na poziomie konwencji. W warstwie treściowej możemy doszukać się podobieństwa do kultowego „Prawa i pięści” z Gustawem Holoubkiem w roli głównej. Gra skojarzeń, którą wprowadza reżyser, nie tylko wzbogaca spektakl, ale i dostarcza uważnemu widzowie sporo radości. Zabawa z filmem kończy się wraz z conversio Loli. Wtedy reżyser porzuca popkulturową konwencję, od teraz wszystko jest bardziej serio. Chociaż dalej oglądamy jedynie domniemany bieg historii, reżyser wyraźnie oddziela czas powojenny od współczesności. Film się skończył, teraz bohaterowie są prawdziwi. Staruszek na wózku i jego córka dziennikarka mogą być mną albo tobą. 

Reżyser miesza sacrum (brutalne wojenne wątki) z profanum (popkulturowa konwencja). Tym samym tropem podąża scenografka Marika Wojciechowska. Proste, industrialne rusztowania i neonowe lampy kontrastują z obozowymi tablicami „Arbeit macht frei”. Połączenie klasycznego teatru i nowoczesnych zabiegów reżyserskich jest intrygujące, jednak powoduje też kilka zgrzytów. Jednym z nich jest scena, gdy Lola opowiada swoje obozowe doświadczenia, a towarzyszy temu nowoczesny taniec w świetle stroboskopowych lamp. Czasem mniej znaczy więcej, a w spektaklu i bez tego dużo się dzieje. 

„Dziki Wschód” to kolejna premiera mówiąca o tym, co istotne tu – na Śląsku. Wybór historii lokalnej bohaterki sprawia, że przedstawienie wydaje się tym ważniejsze i bliższe publiczności. Chociaż ogląda się je dobrze, a opowieść porywa i zaciekawia widzów, słabym elementem pozostaje gra aktorska. Można wytłumaczyć sobie, że przecież twórcy wyraźnie mówią: sztuka to sztuka. Nie musi być wiarygodna. Mimo to pojawia się pytanie, czy sztuczność gry aktorów, aby na pewno wynika z przyjętej konwencji.

Przemysław Pilarski 

„Dziki wschód”

reżyseria: Jerzy Jan Połoński 

premiera: 11 grudnia 2021, Teatr Miejski w Gliwicach

występują: Kamila Baryczkowska (gościnnie), Karolina Olga Burek, Antonina Federowicz, Katarzyna Gocał (gościnnie), Aldona Karska (gościnnie), Aleksandra Maj, Jolanta Olszewska, Aleksandra Wojtysiak, Szymon Dobosik (gościnnie), Mariusz Galilejczyk, Cezary Jabłoński, Łukasz Kucharzewski, Maciej Piasny, Krzysztof Prałat, Karol Pruciak (gościnnie), Adrian Wajda (gościnnie), Błażej Wójcik

Wiola Imiolczyk – absolwentka historii sztuki na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Pisze nie tylko o teatrze, ale także o architekturze i urbanistyce, wnętrzach oraz krajobrazie.

fot. Jeremi Astaszow

Źródło:

Materiał własny