EN

24.01.2022, 11:35 Wersja do druku

15 lat temu zmarła Krystyna Feldman

Mistrzyni epizodów, odtwórczyni postaci ekscentrycznych, oryginałów, dziwaków, zwariowanych staruszek, dewotek, wścibskich sąsiadek - dorobek Krystyny Feldman to kilkaset kreacji w teatrze, filmie, serialach. I główna rola w filmie „Mój Nikifor” Krzysztofa Krauzego.

fot. mat. Filmu Polskiego

Dwukrotnie została uhonorowana nagrodą Orła za drugoplanową rolę w filmie „To ja, złodziej” i pierwszoplanową w filmie „Mój Nikifor”. Otrzymała też nagrodę za całokształt twórczości na festiwalu „Prowincjonalia 2001” we Wrześni.

Feldman, jak najbardziej uzdolnieni artyści, potrafiła odnaleźć się w różnych gatunkach, w rozmaitych rolach: od postaci męskich – malarza Nikifora Krynickiego po rolę babki Rozalii, teściowej Ferdynanda w serialu „Świat według Kiepskich”, która przyniosła jej niebywałą popularność.

„Gdy Krauze ogłosił, że rolę Nikifora zagra kobieta, nikt nie widział w tym nic dziwnego. W końcu genialny prymitywista często mówił o sobie w rodzaju żeńskim. A poza tym miała to być Krystyna Feldman” – napisała Magdalena Łukaszewicz w „Newsweeku” (2004). Feldman przyznawała, że w przygotowaniu do tej roli bardzo pomogły jej rysunki artysty, artykuły i książki na jego temat. Film opowiada o ostatnich ośmiu latach życia Nikifora, artysty uważanego za jednego z najwybitniejszych malarzy naiwnych na świecie. „Poczułam, że go rozumiem, że chyba nawet byśmy się polubili. On miał pokrewną duszę” – mówiła aktorka.

Nikifor nie był pierwszą męską rolą w jej dorobku - wcześniej grała m.in. w teatrze Staszka w „Weselu” i Kaja w „Królowej Śniegu”.

Ale przede wszystkim Krystyna Feldman była mistrzowską odtwórczynią znaczących epizodów – postaci ekscentrycznych, rodzajowych czy wręcz dziwacznych. Nigdy nie broniła się przed dosadnością swoich typów. Bardziej bowiem określały ją warunki zewnętrzne niż osobowość czy skala przeżyć. Jej kunszt aktorski i oryginalność sprawiały, że drugo- i trzecioplanowe role od początku przykuwały uwagę widzów.

„Epizod to projekcja postaci bardzo skondensowanej, zwięzłej, ale zawsze pełnej. Pełny, żywy człowiek, chociaż rola epizodyczna” – mówiła o swoich rolach Krystyna Feldman. „Epizod ani nie ogranicza aktora, ani w niczym mu nie ujmuje” - oceniała.

Z dystansem i poczuciem humoru potrafiła charakteryzować swoją twórczość: „Wiadomo, że jak jakaś wściekła dewotka, wścibska sąsiadka, straszna nauczycielka jest potrzebna, to pod ręką jest Krystyna Feldman. Teraz to się trochę zmieniło, bo zeszło na zwariowane staruszki albo dobre ciocie, babcie…” – opowiadała aktorka, która stworzyła rzeszę charakterystycznych, wzruszających, niezapomnianych postaci.

Krystyna Zofia Feldman urodziła się w rodzinie polsko-żydowskiej 1 marca 1916 roku we Lwowie. Można powiedzieć, że aktorstwo miała we krwi. Jej rodzicami byli artyści: matka śpiewaczka operowa Katarzyna Feldman i ojciec - aktor Ferdynand Feldman. Debiutowała na scenie lwowskiego Teatru Miejskiego jako siedemnastolatka. Kształciła się w prywatnym studiu aktorskim we Lwowie. W 1937 r. zdała egzamin końcowy w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej w Warszawie.

Wkrótce odbył się jej oficjalny debiut teatralny w Teatrze Miejskim we Lwowie. Przez pewien czas występowała też w Łucku. Po wybuchu II wojny światowej powróciła do Lwowa. W 1942 r. wstąpiła do Armii Krajowej - pełniła funkcję łączniczki. Po wkroczeniu do Lwowa Armii Czerwonej w 1944 r. teatr wznowił działalność. Feldman grała wówczas rolę Staszka w „Weselu” Stanisława Wyspiańskiego, wyreżyserowanym przez Aleksandra Bardiniego. Po wojnie występowała w wielu teatrach, m.in. w Łodzi, gdzie przez kilkanaście lat była aktorką i asystentem reżysera u Kazimierza Dejmka w Teatrze Nowym. Grywała również w teatrach Katowic, Szczecina, Opola, Krakowa, Nowej Huty, aż w końcu, od roku 1983 związała się z Teatrem Nowym w Poznaniu.

„Poznaliśmy się z Krysią w 1971 roku, wtedy skończyłem studia w Krakowie i przyszedłem do Szczecina do Państwowych Teatrów Dramatycznych, którymi kierował wówczas Józef Gruda - wówczas to był jeden z najlepszych teatrów, szalenie ciekawy. W tym samym roku przyszła tam Krysia” - wspominał w rozmowie z PAP (2019) aktor Andrzej Lajborek z Teatru Nowego w Poznaniu.

Feldman jeszcze w teatrze Grudy miała pokój gościnny, wisiał w nim duży portret marszałka Józefa Piłsudskiego. „To był prawdziwy ewenement, przypomnę, że był 1971 rok, krótko po wydarzeniach Grudnia '70. Zawsze na urodziny marszałka i jego imieniny paliła świece po obu stronach portretu. Pamiętam, że pewnego dnia przyszedł smutny pan, żeby zrobić w jej pokoju rewizję, ponieważ spodziewano się, że tam może być jakaś bibuła właśnie z Grudnia. Okazało się, że bibuły nie ma, ale ów człowiek przeszukał pokój, bardzo kulturalnie się przy tym zachowując. Na koniec usłyszał jednak pytanie Krysi: +proszę pana, ta świeca z witrażem po lewej stronie, ona chyba stała bardziej z przodu?+.+Bardzo panią przepraszam+ - odpowiedział smutny pan i poprawił świecę” - opowiadał Lajborek.

fot. mat. Teatru Nowego w Poznaniu

Aktorka Antonina Choroszy powiedziała PAP (2019), że Feldman była osobą, która wzbudzała w niej „wewnętrzny uśmiech”. „Kiedy zaczęłam pracę w Teatrze Nowym w Poznaniu w 1991 roku byłam najmłodszą osobą w zespole, na czwartym roku studiów? Przydzielono mnie do garderoby numer 9., w której były cztery stanowiska, a jedno z nich należało właśnie do Krystyny Feldman. Takim zrządzeniem przez 16 lat byłam w jednej garderobie z panią Krystyną” - opowiadała Choroszy.

Jak mówiła, „obcowanie w jednej garderobie to jeszcze inne bycie w teatrze niż to na korytarzach, na scenie, na spotkaniach zespołu, bo tam jest przestrzeń wspólna, zarazem bardzo intymna, wytwarza się maleńka wspólnota”.

Choroszy zdradziła, że z Krystyną Feldman łączyło ją miejsce pochodzenia. „Pani Krystyna pochodziła ze Lwowa, to było jej ukochane miasto, ona tęskniła za tymi ludźmi, za tym czasem, często opowiadała o swojej rodzinie. Mój tata był również lwowiakiem. Kiedy się o tym dowiedziała, powstała miedzy nami szczególna nić porozumienia. Jak tylko słyszała, że jadę to domu, mówiła, żebym przekazała pozdrowienia tacie. Albo mówiła: +serwus dla taty+. Później okazało się, że lwowiacy tak się pozdrawiali” - opowiadała.

„To była osoba stonowana, niezwykłej inteligencji, taka umarła klasa, gatunek osobowości i inteligencji przedwojennej” - zaznaczyła Choroszy. Jak mówiła, Feldman „nigdy nie spóźniała się, nie narzekała, była bardzo wyważona w reakcjach i opiniach, co nie znaczy, że nie była emocjonalna”. Dodała, że była też „niezwykle dowcipna, skłonna do żartowania, ale i samokrytyczna”.

Zdradziła, że Feldman „czasem, gdy siedziała w garderobie przed lustrem i przygotowywała się do spektaklu, patrzyła na w lustro i żartobliwie mówiła do siebie: +no i co, no i co, no i co ty tutaj, co tak patrzysz+”. „Oczywiście to było pod kontrolą i z ogromnym żartem, nieraz dawała sobie klapsy po policzkach za coś, bo mówiła, że trzeba czasami siebie musztrować” - dodała Choroszy.

„To była aktorka starej daty, zawsze przygotowana, pierwszą rolę znała na pamięć” - wspominał Lajborek. Dodał, że Feldman dbała o dykcję również na co dzień. „Ona nie pozwalała sobie na zlekceważenie tego nawet wtedy, kiedy mówiła zupełnie prywatnie, a tak robią niektórzy aktorzy” - zaznaczył. Zapamiętał, że aktorka paliła nałogowo papierosy. „Ja nigdy nie paliłem, poza krótkim okresem na studiach, więc siedzenie z nią w jednym pomieszczeniu kończyło się uwędzeniem” - mówił.

Krystyna Feldman ma na swym koncie kilkanaście ról w spektaklach Teatru Telewizji, reżyserowanych m.in. przez Jerzego Antczaka, Andrzeja Barańskiego, Olgę Lipińską, Izabellę Cywińską.

Filmowym debiutem Feldman była niewielka rola w socrealistycznej „Celulozie” Jerzego Kawalerowicza (1953), ale dopiero lata osiemdziesiąte stały się dlań czasem znaczących ról filmowych - zagrała u Radosława Piwowarskiego w serialu „Jan Serce”, w „Mgiełce”, „Chłopakach”, „Yesterday”, „Pociągu do Hollywood”.

Właśnie w filmie „Yesterday” (1984) Radosława Piwowarskiego zagrała starą ciotkę, wychowującą dorastającego, niesfornego siostrzeńca „Ringa”, zafascynowanego muzyką Beatlesów. Sekwencje z Feldman stanowią majstersztyk aktorski. „W pozornej surowości zmęczonej życiem kobiety zawarła aktorka wiele ciepła i wyrozumiałej mądrości” – pisali krytycy filmowi.

Z kolei pamiętne role w filmach Andrzeja Barańskiego to postać agresywnej Magotki w „Nad rzeką, której nie ma”, żebraczki Agaty w „Dwóch księżycach”, służącej Józefiny w „Horrorze w Wesołych Bagniskach”. W pamięci widzów zapewne też utkwiła rola w filmie „Głos z tamtego świata” Stanisława Różewicza - prostej kobiety bezgranicznie wierzącej w boskie objawienia i posłannictwo swej lokatorki, oszustki.

Krystyna Feldman zmarła 24 stycznia 2007 r. w swoim poznańskim mieszkaniu. Pochowano ją w Alei Zasłużonych na cmentarzu Miłostowskim. Zgodnie z życzeniem złożono ją do grobu w kostiumie z ostatniego spektaklu – monodramu „I to mi zostało” wyreżyserowanego przez Roberta Glińskiego. Powstał na podstawie opowieści biograficznej o Feldman pt. „Festiwal tysiąca i jednego epizodu” spisanej przez Tadeusza Żukowskiego.

W 2007 r. spadkobiercy Krystyny Feldman odkryli rękopis powieści jej autorstwa „Światła, które nie gasną”. Książka ukazała się w setną rocznicę urodzin aktorki w marcu 2016 r. Jest to napisana piękną polszczyzną opowieść o teatrze od kulis.

Źródło:

PAP