Zacząć trzeba od uporządkowania terenu, czyli ustalenia podstawowych faktów. Najpierwszym z nich jest ten, że w 1989 roku Wanda Majtyka, wspólnie z bratową – Edwardą Lach powołały w Popowicach Zespół Obrzędowy i ich wspólnym dziełem były przygotowane w następnych latach widowiska - pisze Lucjan Cehl w Scenie.
Pierwsza jego obecność w sejmikowych przeglądach odnotowana została w 1991 roku – zespół przedstawił we Włoszakowicach widowisko obrzędowe Wywoziny. Trzy następne lata potwierdzają ten stan – pod wodzą żeńskiego duetu powstają i są przywożone następne spektakle. Zmiana dokonuje się w 1995 roku – w tych samych Włoszakowicach pojawia się po raz pierwszy Zespół Śpiewaczo-Obrzędowy z Ożarowa i pokazuje Wieczór panieński. To był początek ponad dwudziestoletniego uczestnictwa w Sejmikach grupy prowadzonej przez Majtykę. „Prowadzonej” to za mało powiedziane, bo była ona nie tylko i nawet nie przede wszystkim kierownikiem Zespołu. Była sprawcą jego istnienia – pisała scenariusze, reżyserowała, grała „wiodące” role. Obraz teatralnej aktywności samej Majtyki jest zresztą nieco skomplikowany, bowiem najpierw w 1998 roku, a potem jeszcze dwukrotnie, na sejmikach pojawia się również kierowany przez nią Dziecięcy Zespół Obrzędowy z Ożarowa.
Dotykamy w tym momencie ogromnie ważnego punktu w metodzie pracy Majtyki, zatrzymajmy się przy nim na parę chwil. Zespół dziecięcy był dla niej sprawą nie tylko artystyczną, ale w równym stopniu pedagogiczną, stanowił formę edukacji – wprowadzania dzieci w świat kultury ludowej, a więc tradycji, obyczaju. Poznawały one lokalne pieśni, uczyły się wytwarzania ozdób, elementów ubrania, także zabaw. Wszystko to naturalnie było wykorzystywane w widowiskach i to nie tylko grupy dziecięcej. Sposobem wdrażania do pracy scenicznej był „przepływ” dzieciaków do spektakli zespołu dorosłego. Otrzymywały tu odpowiadające wiekowi i umiejętnościom sceniczne zadania – przeważnie w ramach większej zbiorowości (np. lanie wosku, przygotowanie ozdób na wieczór panieński), niekiedy niewielkie role (zwykle dzieci w sytuacjach rodzinnych). Ta „samorodna” metoda wychowania do kultury własnego środowiska lokalnego wymaga mocnego podkreślenia.
Powróćmy do zbioru faktów podstawowych. Lata 1995 – 2016 to dla Zespołu Śpiewaczo-Obrzędowego 17 przedstawień, zatem można mówić (szczególnie, gdy uwzględniać grupę dziecięcą), że co roku przygotowywana była premiera. Sześć premier zostało pokazanych w trakcie sejmików na Ziemi Leszczyńskiej (Włoszakowice, potem Bukówiec Górny). Wspominamy o tym, bo dzięki zdobytej przez Zespół pozycji w ruchu sejmikowym (trochę także dzięki drugiemu – z pobliskich Popowic), właśnie Ożarów, najpierw „zastępczo” i „tylko na trochę”, a potem na długie lata, stał się siedzibą sejmiku dla południowo-zachodniej części kraju, a funkcję organizatora przyjęła Gminna Biblioteka Publiczna w Mokrsku. Wtedy już nie wypadało nie zrobić co rok premiery. Ta niepisana reguła obowiązywała do 2016 roku, potem nastąpiły lata kolejnych znaczących odstępstw. Otóż w 2016 roku w spektaklu Miłosierdzie nie było Majtyki na scenie, a rok później przygotowała nową premierę Oczekiwanie, ale na sejmik już nie przyjechała. To było zamknięcie ćwierć wiekowej obecności.
Wcześniej już określona została rola Majtyki w pracy Zespołu z Ożarowa – tworzyła scenariusze, reżyserowała, była jedną z głównych aktorek. Nie da się rozdzielić tych funkcji, można co najwyżej wyłowić opinie o poszczególnych „zakresach” teatralnej obecności. Była oczywiście odrębnie dostrzegana jako aktorka. Po jednym ze spektakli Rada Artystyczna „skierowała wyrazy szczególnego uznania” za jej sceniczną obecność, w innych recenzjach znajdziemy określenia „wspaniała rola”, „znakomite aktorstwo”. Jednakże w zdecydowanej większości opisów mówi się o jakości aktorstwa niemal wyłącznie w odniesieniu do całej grupy. I to należy uznać za prawdziwy sukces Wandy Majtyki – nie tylko sama była „gwiazdą” zespołu, ale potrafiła odnaleźć siłę sceniczną w ludziach, którzy z aktorstwem nic wspólnego nie mieli. Można to również nazwać umiejętnością tworzenia aktorstwa naturalnego, które zasadza się na trafnym przypisywaniu zadań – dać tyle, ile wybrany do zadania wykonawca zdoła podźwignąć, wyzwolić chęć odnalezienia w sobie samym scenicznych potencji. I tu już jesteśmy o krok od sformułowania oczywistej prawdy – o reżyserskim talencie Majtyki. Nie miała żadnego przygotowania, nie przeszła żadnych kursów, skąd więc zadziwiająca zdolność pracy czystymi amatorami, skuteczność? Zapytana w trakcie jednej z pospektaklowych rozmów, odpowiedziała: ja znam moich aktorów, dlatego wiem jaką rolę mogę im powierzyć. Znam – mogłaby dodać – bo wywodzę się z tego samego środowiska, z tej samej kultury, obyczajowości. Tu otwiera się inna jeszcze perspektywa – perspektywa autora dramatu (w słownictwie sejmikowych rad artystycznych używa się określenia „scenariusz”, ale to jako zabezpieczenie przed zbytnim wyniesieniem prób literackich niewysokiego lotu, które przecież w sejmikowej praktyce dominują). I tak doszliśmy do miejsca, w którym nieodzowne staje się podjęcie problemu najważniejszego, wpływającego na wcześniej poruszone, nawet decydującego.
Powiedzmy to wprost – problemem najważniejszym w teatralnej praktyce Wandy Majtyki jest sprawa autorstwa. Ona realizuje na scenie wyłącznie swoje własne utwory. Dla nadania im przyporządkowania formalnego, gatunkowego, słuszne by było użycie określenia „małe dramaty”, albo „obrazki dramatyczne”. Są to utwory o niewielkiej objętości – żaden ze spektakli Majtyki nie przekroczył wymiaru 30 – 40 minut, jest w nich niewielka liczba postaci, a jeśli spory zespół, to jako gromada i tylko kilka ról „wiodących”, prosta, oszczędna scenografia, jedno miejsce akcji. Majtyka umiejętnie obraca się w tej poetyce, umie szybko wprowadzić w bieg zdarzeń, zarysować konflikt, albo serię perypetii, nadać charakter postaciom. Bardzo wysoko ocenił te kompetencje jeden z członków Rady – przyrównał obrazki Matyki do sztuk Edwarda Redlińskiego i Ryszarda Latki, autorów przez dość długi czas popularnych, często wystawianych.
Najbardziej wyrazistą cechą Majtykowych obrazków jest miejsce akcji. To jest zawsze wieś. Więcej – to jest n a s z a wieś: wszyscy tu się znają, wiedzą o sprawach sąsiadów, spotykają się, lubią ze sobą rozmawiać. Pojawia się tu pytanie zasadnicze dla dramatu – a o czym rozmawiają? jaka jest tematyka utworów? Tu z pomocą przychodzi autorka, która najczęściej już tytułem daje przynajmniej sugestię odpowiedzi. Dokładniejsze wczytanie się w te małe dramaty pozwala na podzielenie ich na dwie grupy. W pierwszej czytelne jest wskazanie tematu obrzędowego (rozumianego szeroko, mieści się tu także obyczaj): Wieczór panieński, Wieczornica w poście, Wigilia, Babskie zapusty, Andrzejki. W drugiej grupie podana jest konkretna, wiejska lokalizacja zdarzeń – Jeden dzień z życia sołtysa, Wiejska sielanka, A to wioska właśnie, albo sugestia takiego ulokowania – Co wy, babko, Nabożeństwo za dziadka, pojawiają się też tematy tzw ogólnoludzkie: Miłosierdzie, Co za czasy, Oczekiwanie, ale już pobieżna lektura przekonuje, że akcja toczy się na wsi.
Zacznijmy od tej drugiej grupy – jaka jest wieś, czym żyje? Od razu powiedzmy: to nie jest wieś widziana oczami „letnika”, tu się nie opowiada o „wsi spokojnej, wsi wesołej”. Nie jest to również wieś przemian cywilizacyjnych, industrializacji, postępu. Autorkę interesuje codzienne życie ludzi. Mają swoje kłopoty, swoje ciche dramaty. Oto matka, której synowi policja chce odebrać opiekę nad dzieckiem – bo wychowuje sam, ponieważ matka pojechała na zarobek za granicę. Oto stara kobieta, oczekująca – daremnie i od lat – na Bożonarodzeniowy przyjazd córki, która jest na czasowej emigracji. Jest też – rozegrany w ostrej tonacji – pokoleniowy spór światopoglądowy, konflikt w ocenie dobra i zła, a wszystko to za sprawą ujawnienia afery biskupa Wielgusa. Odwiedziny Świętego Obrazu ujawniają upadek wartości, podwójną moralność, cynizm i obłudę. Do wsi wdzierają się też „światowe” problemy – po wnuczka przychodzi policja, bo zamieszany jest w sprawę narkotyków. Zauważmy – tych spraw nie znajdziemy w filmach i serialach, nie wejdą na sceny ważnych instytucji teatralnych. A przecież to jest prawda.
Może jednak jest jaśniejsza strona wiejskiej egzystencji – mamy wszak własną tradycję, obrządek, obyczaj, rytuały świąteczne i rodzinne. Na dalszych stronach „Sceny” pomieszczone zostały 3 opisy spektakli z tytułami zapowiadającymi tematy obrzędowe. Gdy przeczytamy te opisy uważnie, zgodzimy się pewnie z tezą – to nie konwencjonalne odtworzenie obrzędu czy rytuału, to raczej pytanie: co stało się z obyczajem, ze świętem? Co z nimi zrobiliśmy i robimy co dzień? Wigilia jest opowieścią o zepsuciu jednego z najbardziej rodzinnych, ciepłych dni w kalendarzu, o wyparciu duchowości przez banalną, tandetną pospolitość. Wieczór panieński okazuje się obrazkiem o biedzie, która łamie ludzkie nadzieje na piękne życie, sprawia że zmiana stanu jest początkiem nie nadziei, ale dramatu. W jednym z opracowań poświęconych sejmikom, dokonując próby klasyfikacji gatunkowej spektakli z nurtu teatru ludowego, zaproponowano gatunek/formę „z obrzędu dramat”. To trafne określenie. Obrzęd zostaje tu ukonkretniony, wprowadzony do zdefiniowanej sytuacji społecznej, odbywa się „tu i teraz”, zachowuje stałe ramy, ale ma własny przebieg, bo rozgrywają go postaci mające indywidualne charaktery. Punktem wyjścia jest obrzęd, ale obrzęd, który przebył drogę w realną codzienność. Najczęściej zostaje poddany niszczącemu naporowi zewnętrznej obojętności, niechęci, bezideowości.
Smutek przemijania – tradycji, obyczajowości, tego w czym żyliśmy. Ale właśnie smutek, nie złość na świat, nie odrzucenie. Nie ma potępienia, ani skargi. Jest zaduma nad zmianami, które się dokonały i ciągle się dokonują. Czy można jeszcze uchronić coś z odwiecznych wartości? Tu trzeba by wrócić do rzeczywistości. Majtyka własnym życiem, własną twórczością dowodzi, że można. To dlatego podjęła i do dziś prowadzi pracę z OBRZĘDOWYM (ważna obecność tego słowa w nazwie) zespołem dziecięcym, w formie zabawy „przemyca” to, co z odchodzącego świata trzeba przynajmniej starać się ocalić – obrzędy, zwyczaje, umiejętności rękodzielnicze. To jeszcze zrobić warto, jeszcze nie jest za późno.
Sto lat temu Jędrzej Cierniak – od dzieciństwa uczestnik, potem twórca, baczny obserwator i prawodawca teatru wiejskiego – konstruował zbiór reguł tego teatru – bardziej pożądany, niż rzeczywisty, bo tylko najlepsze zespoły przystawały do wzorca. Najpierw nadał mu nazwę – teatr ludowy. Wskazuje ona z jakich źródeł wypływa, ale też odróżnia od tandety „teatru dla ludu”, a także od teatru zawodowego i naśladującego go teatru amatorskiego. Powstaje teatr ludowy w łonie ściśle określonej grupy społecznej, gromady. Z tej samej grupy wywodzą się aktorzy, jest zatem właściwie odbierany, bo i aktorzy, i widzowie reprezentują ten sam poziom kultury. Posługuje się odmiennym od zawodowego repertuarem, zrywa z bezmyślnym uczeniem się ról, „tresowaniem” przez reżysera, przyjmuje metodę pracy zespołowej, gromadnej. W naturalny sposób dochodzi do wyłonienia przywódcy gromady, który kierując artystyczną pracą, staje się „indywiduum przodującym w społeczeństwie”. Wreszcie – ważna jest rola wychowawcza takiego działania, ale na pierwszym miejscu zdecydowanie staje cel kulturalno-artystyczny.
To cofnięcie się w odległą przeszłość, we własną historię teatru wiejskiego, pozwala osiągnąć cel wywodu. Wanda Majtyka swoją pracą teatralną, ale również w innych dziedzinach twórczości – śpiewu, gawędziarstwa, koronkarstwa, plastyki – spełnia warunki, jakie Cierniak ustanowił dla artysty ludowego. Można przejść punkt po punkcie jego „katechizm” – niezawodnie w każdym znajdziemy potwierdzenie spójni między idealną konstrukcją a artystką ludową z Ożarowa. W takim kształcie, w takim wymiarze to określenie należy traktować jako znak najwyższego uznania. Artysta ludowy to godność.