EN

2.11.2022, 12:10 Wersja do druku

Teatr w dźwiękach zaklęty

„Depesze” w reż. Marty Zalewskiej w Teatrze Rampa oraz „Najpiękniejsza”, recital Anny Sroki-Hryń w Teatrze Roma w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Marek Zimakiewicz

Annę Srokę-Hryń i Marcina Januszkiewicza łączy nie tylko to, że są absolwentami Akademii Teatralnej w Warszawie, ale przede wszystkich ich talent i wszechstronność, które pozwalają im na sięganie po różnorodny repertuar teatralno-muzyczny. Spełniają się znakomicie zarówno w teatrze dramatycznym, jak i musicalowym, a także na estradzie, prezentując teksty i kompozycje swoich ulubionych autorów, nadając im przy tym zupełnie nowe życie, przefiltrowane przez swoją osobowość, niezwykłą muzykalność i zdobywane doświadczenia.  

Łączy ich jeszcze jedno – Agnieszka Osiecka. Januszkiewicz już kilka lat temu sięgnął po twórczość niezapomnianej i wciąż żyjącej obok nas poetki, nagrywając płytę „Osiecka po męsku”. Sroka-Hryń dopiero teraz może zaprezentować twórczość autorki „Nie żałuję”, choć jej piosenki oczywiście wykonywała wcześniej, które ukazały się właśnie na płycie „Najpiękniejsza”. Niemal w tym samym czasie artyści zaprezentowali na różnych scenach Warszawy swoje nowe recitale: Januszkiewicz piosenki zespołu Depeche Mode w Rampie na Targówku, a Sroka-Hryń piosenki z „Najpiękniejszej” w Romie.

Obydwa koncerty, kameralne, zagrane na małych scenach, są znakomitą egzemplifikacją nieprawdopodobnych umiejętności wokalnych, których trudno szukać dzisiaj u innych aktorów. Skala głosu, intonacja, sposób frazowania, operowanie dynamiką czy różnymi rejestrami dźwiękowymi są u tych artystów dopracowane do perfekcji. Jednocześnie nie są to interpretacje odwzorowujące oryginalne wykonania, ale poszukujące dla nich nowego, świeżego wyrazu, zarówno w warstwie aranżacyjnej, jak i wokalno-aktorskiej. Stąd utwory znane z wykonań choćby Maryli Rodowicz brzmią zupełnie inaczej, zadziwiając nowymi sensami. Są mniej przebojowe i zwykle odmienne w nastroju.

Anna Sroka-Hryń stara się z każdej piosenki wyłowić nie tylko jej melodię, ale przede wszystkim nastrój, buduje bardzo osobisty, pastelowy, ciepły i sentymentalny klimat, wspaniale dozując możliwości ekspresyjne swojego głosu, niecodzienną atmosferę, która udziela się publiczności… niejednokrotnie dopełnioną nawet łzami wzruszenia. To interpretacje, w które można się wsłuchać, zasłuchać, niekiedy wywołujące zamyślenie, choć nie tylko, bo przecież zabawne metafory, dowcipne sentencje i gorzką ironię też u autorki „Sing, Sing” znajdziemy. Zresztą do tekstów Agnieszki Osieckiej, dotykających przemijania, miłości i życia z jego jakże różnymi odcieniami smutku i radości, trzeba podejść jak do małych miniaturek aktorskich. I Anna Sroka-Hryń tę dramaturgię poszczególnych piosenek buduje głosem, który dzięki ilości pojawiających się alikwotów brzmi zjawiskowo, zarówno wtedy gdy śpiewa piano, jak i wtedy, kiedy jej głos nabiera nieprawdopodobnej mocy i nie potrzebuje mikrofonowego wzmocnienia. Słuchając Sroki-Hryń odnosimy wrażenie, że nawet dla najbardziej mrocznych zakamarków poetyckiej wyobraźni Osieckiej, daje się znaleźć ekwiwalent dźwiękowy w głosie idealnie oddający emocjonalność i dramatyzm utworu. Aktorka jawi się w tym spektaklu w bardzo różnych barwach, niekiedy bywa zmartwiona i zatroskana, innym razem smutna, a czasami jakby pogodzona ze swoim losem, jest też drapieżna i dynamiczna, wtedy kiedy śpiewa na najwyższym diapazonie emocji, choć wciąż jednak jakby próbująca odnaleźć się jako kobieta w wirującym wokół teatrze życia. Czujemy to również w balladach jazzowych Krzysztofa Komedy, które przypominają nam jak dobrze Sroka-Hryń czuje się w repertuarze  Billie Holiday, który też od czasu do czasu prezentuje.

Podobne klimaty, tylko w nieco innej poetyce muzycznej, można odnaleźć w koncercie Marty Zalewskiej (również autorka bardzo dobrych aranży) i Marcina Januszkiewicza w Teatrze Rampa. Piosenki kultowego zespołu Depeche Mode, wywodzącego się z nurtu muzyki elektronicznej i alternatywnego rocka, stają się tutaj kanwą opowieści o współczesnym świecie i tym wszystkim, co nas w nim smuci, przeraża i zabija to, co w człowieku najwartościowsze. Piosenkom, w których wiele jest tęsknoty za czystym i bezinteresownym uczuciem,  towarzyszą filmy video dopełniające podróż w jaką zabierają nas artyści Rampy w Klubie Tragediowym. Głosy wokalistów bardzo dobrze ze sobą współbrzmią, a Marcin Januszkiewicz odkrywa kolejne możliwości swego kilkuoktawowego głosu. Podoba mi się jak powściąga w utworach Depeche Mode swoje skłonności do charakterystycznych dla niego ornamentów, jak  świadomie używa jaśniejszej i bardziej miękkiej barwy. W tym przypadku jest to z korzyścią dla artykulacji i architektoniki tej muzyki, w której brzmienie też staje się obrazem.

Wirtuozeria wokalna i wykonawcza błyskotliwość Anny Sroki-Hryń i Marcina Januszkiewicza, pokazana podczas ostatnich występów w Rampie i Romie, każe oczekiwać na ich kolejne dokonania, które mam nadzieję zobaczymy i usłyszymy już niebawem.   

Tytuł oryginalny

Teatr w dźwiękach zaklęty

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Wiesław Kowalski

Data publikacji oryginału:

01.11.2022