Logo
Recenzje

Kolorowa melancholia

11.04.2025, 16:19 Wersja do druku

„Mewa” Antoniego Czechowa w reż. Thomasa Ostermeiera w Barbican Theatre w Londynie. Pisze Przemysław Skrzydelski w Teatrze dla Wszystkich.

fot. fot. Marc Brenner / Barbican Theatre

Cate Blanchett to prawdopodobnie najlepsza aktorka na świecie, co nie znaczy, że Thomas Ostermeier niczym naiwniak wystawił w Londynie „Mewę” tylko po to, by Blanchett zagrała Arkadinę.

Początek jest iście antyczechowowski. Zachary Hart (Miedwiedienko) wjeżdża na scenę quadem, odstawia go, chwyta za elektryczną gitarę i zaczepia ponadtysięczną grupę widzów Barbican Theatre zwykłym „skąd przyjechaliście, jak się macie?”. I wtem zdziwienie, że ktoś na tę „Mewę” przyjechał aż z San Francisco. Ale najważniejsze pada później: „No i jak, Barbican jest lepszy od West Endu?”. Takich quasi-brechtowskich wtrętów z wygłupami do mikrofonu, podważaniem statusu postaci czy przerywników z powracającym motywem „Golden Brown” Stranglersów – będzie w tym przedstawieniu bez liku. Bo Thomas Ostermeier nie chce ukazywać jedynie beznadziei i tego, jak ambicje mijają się z rzeczywistością. Chce też dobrej zabawy; nie zapomina, że Czechow napisał „Mewę” również jako dramat o sile teatru i teatralizacji życia.

Niemiecki reżyser wie, co robi, i nie jest tak, że destyluje z tekstu wygodny dla siebie temat, uparcie go realizuje, a demoluje inne, ważniejsze. Zabieg, który wykonuje, jest o wiele sprytniejszy i ostatecznie wobec autora służebny, a nawet szlachetny. Przy tym całym dystansie udaje się Ostermeierowi udowodnić, że u Czechowa każdy ma własną egzystencjalną rangę, że to nie jest zbiór mniej czy bardziej podobnych cierpiętników. Realizacje oparte na takiej strategii zazwyczaj ponosiły klęskę. Tutaj każdy szuka zrozumienia po swojemu, do cna się ośmieszając – bo niełatwo filozofować w sportowych szortach, jak np. Trigorin (wybitny Tom Burke) – i zaraz zdobywając się na rozczulającą szczerość. Zresztą to chwile serio zyskują w tym spektaklu niebywałą intensywność; choćby dialogi między Trigorinem a Zarieczną (Emma Corin) wręcz przytłaczają wzajemnym pragnieniem akceptacji wbrew światu, wobec którego niełatwo określić swoje powinności. Cóż za świadome role tych dwojga.

Jeśli zaś „Mewa” ma być komedią, to Ostermeier testuje jej różne oblicza i sprawdza, jak aktorzy radzą sobie z faktem, że odtwarzanie życia to zadanie co do zasady absurdalne, politowania godne. No ale i rzęsisty deszcz z finałowej sceny nie przynosi ulgi. Tym bardziej że oczekiwany wystrzał z pistoletu następuje, tu nic się nie zmienia.

A Cate Blanchett? Jeśli jest się najlepszą aktorką na świecie i gra się Arkadinę, która sądzi, że jest najlepszą aktorką na świecie, i jeszcze do woli można się nabijać z najlepszej aktorki na świecie… To gdzie szukać większej frajdy?

Tłumy rozwrzeszczanych fanów po pokazie czekały tylko na nią. Nawet wspaniały Kodi Smit-McPhee, który przecież jako Trieplew kończy tak marnie, przemknął niemal niezauważony. Pomyślałem sobie, że to także jest cena teatru.

Tytuł oryginalny

Kolorowa melancholia

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Przemysław Skrzydelski

Data publikacji oryginału:

11.04.2025

Sprawdź także

Wątki tematyczne