Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego odwołał dyrektora Starego Teatru Marka Mikosa. Nie słychać jednak fanfar i okrzyków entuzjazmu, zespół aktorski milczy, jakby zapadł się pod ziemię.
Marek Mikos odchodzi ze stanowiska po cichu i w niesławie. Wziął bowiem udział w ustawce zwanej konkursem, która, nie dość przypominania o tym fakcie, doprowadziła do wyrzucenia ze sceny narodowej Jana Klaty. Klata jest osobowością, Klata ma wizję, Klata nie boi się teatralnego eksperymentu. To wystarczyło, by prawica uznała go za wroga i diabła wcielonego.
Podmiana dyrektora, który odnosił sukcesy, skonstruował na nowo zespół i poprowadził teatr pewną ręką, na człowieka absolutnie powolnego władzy była jednym ze sztandarowych posunięć ministra kultury Piotra Glińskiego i miała charakter symboliczny. Oto scena narodowa, dotychczas opanowana przez lewaków i degeneratów moralnych, została odzyskana dla prawdziwych Polaków i dla prawdziwego teatru. „Prawdziwego”, czyli takiego, który nie zadaje niewygodnych pytań, ślizga się po wierzchu i unika rozdrapywania ran.