Logo
Recenzje

Teatr młody, świadomy i ekspresyjny

15.05.2025, 19:08 Wersja do druku

„Frankenstein Show” w reż. Rafała Dziwisza z Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie na Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Sylwia Matyja / mat. teatru

Co się stanie, gdy klasyczna opowieść o Monstrum spotka się z wyobraźnią dzieci, estetyką musicalu i brawurą młodych aktorów? „Frankenstein Show” to nie tylko dyplom, ale pełnoprawna teatralna wypowiedź pokolenia, które nie boi się ani formy, ani treści. AST w Krakowie redefiniuje mit Frankensteina – z rozmachem, humorem i gorzką refleksją.

„Frankenstein Show” to musicalowa adaptacja powieści Mary Shelley, która w rękach reżysera Rafała Dziwisza staje się surrealistyczną, metateatralną podróżą. Korzystając z wersji Wojciecha Kościelniaka, Dziwisz nie tylko przekształca fabułę, ale także zmienia jej kontekst. Akcja rozgrywa się w szpitalu dziecięcym, gdzie pacjenci spontanicznie wcielają się w postacie z powieści. Poprzez wyobraźnię, lęki i dziecięcą kreatywność bohaterowie opowiadają na nowo historię o Frankensteinie, łącząc gotycką grozę z młodzieńczą fantazją i odświeżając klasyczny mit w zaskakujący sposób.

Ten pomysł, choć z pozoru prosty, wznosi się ponad banalność, tworząc przestrzeń, w której klasyczny mit staje się czymś więcej niż tylko opowieścią o szaleństwie i samotności. Reżyser potrafił połączyć humor i dramatyzm, nie gubiąc głębi emocji – to spektrum od zabawy do powagi sprawia, że spektakl zyskuje na autentyczności i świeżości, pozwala na subtelną, lecz bardzo wymowną grę z formą metateatralną, która nie tylko odkłada w cień naturalistyczne podejście do historii, ale także nadaje jej nową, świeżą dynamikę. W ten sposób stary mit zostaje odświeżony i otwarty na nowe, współczesne interpretacje – wciąż z pełną świadomością tego, czym jest groza i samotność, ale również ukazujący ich refleksyjny, niemal dziecięcy wymiar.

Wykorzystanie dziecięcej konwencji pozwala zawiesić realizm, usprawiedliwić umowność, a przede wszystkim nadać opowieści wymiar uniwersalnej przypowieści o samotności, wyobcowaniu i potrzebie miłości. Sfera wizualna – komiksowa scenografia, dynamiczne światło i projekcje multimedialne – podkreśla fantazmatyczny charakter świata przedstawionego. Być może nie wszyscy widzowie poczują się w tej estetyce swobodnie, ale dla mnie była ona absolutnie fascynująca. W choreografii i ruchu scenicznym (Papazyan i Beta) widać wpływy estetyki kampu i musicalowego przerysowania, które służą nie tylko widowiskowości, ale też ironii i dystansowi. I to zderzenie formy i treści, pełne celowej przesady, to coś, co w tym spektaklu naprawdę mnie porwało.

Spektakl broni się jednak nie tylko formą, lecz przede wszystkim wykonaniem. Mateusz Wróblewicz w roli Frankensteina proponuje postać chłodną, analityczną, bardziej niepokojącą w swej racjonalności niż emocjonalnym szaleństwie. Uderzające w tej kreacji jest to, jak głęboko oddaje zimną determinację postaci – jego postawa jest tak stanowcza, że budzi jeszcze większy niepokój niż typowy szalony naukowiec. Zaskoczeniem była dla mnie również rola Ingi Chmurzyńskiej, której Monstrum zmienia się ze zlepku ograniczeń w pełnokrwistą, tragiczną postać. Jej ewolucja jest organiczna, rytmiczna, fizyczna i głęboko emocjonalna.

Drugoplanowe role są równie wyraziste. Elżbieta (Sara Kociołek) to figura kobiecej determinacji i rozpaczy, której motywacje są niejednoznaczne, a jednocześnie pełne życia i wewnętrznych sprzeczności. Igor (Alex Spisak) błyskotliwie łączy humor i groteskę, stając się postacią, która przyciąga uwagę każdą sceną, w której się pojawia. Henryk (Kamil Micał) uwiarygodnia dramat miłosnej niemożności – jego postać jest pełna smutku i niedopowiedzeń, a jego solowe wykonanie „Piosenki o odciętej dłoni” pozostaje na długo w pamięci.

„Frankenstein Show” nie unika patosu ani efektu, ale w ich cieniu nie gubi sensów. To spektakl o współczesności – przetworzonej przez mit – w której nieprzystosowanie i samotność są nie tyle dziwnością, ile odbiciem społecznych mechanizmów wykluczania. Dyplom AST to wyraz artystycznej odwagi, stylistycznej brawury i dojrzałości aktorskiej, która świadczy o gotowości młodych twórców do zabierania głosu nie tylko w teatrze, ale i o nim samym.

Tytuł oryginalny

Teatr młody, świadomy i ekspresyjny

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Wiesław Kowalski

Data publikacji oryginału:

15.05.2025

Sprawdź także