Był moim sąsiadem na warszawskim Powiślu. Jeszcze niedawno spotykaliśmy się w sklepie, pod który pan Tadeusz podjeżdżał zawsze swoim samochodem. Zawsze też znajdowaliśmy czas na pogawędkę. A wcześniej co jakiś czas widywałem Tadeusza Wojtycha w którejś z powiślańskich kawiarenek, gdy siedział przy kawie z Zofią Czerwińską. Kłaniałem się im wtedy obojgu i mówiłem ze śmiechem, że to dla mnie zaszczyt widzieć Teatr Syrena niemal w komplecie. A dziś – obojga już nie ma. Pisze Rafał Dajbor.
Tadeusz Wojtych urodził się w Lille we Francji 10 sierpnia 1931 roku. Studiował budownictwo mostów na Politechnice Gdańskiej, gdy w 1954 roku, wciągnięty do świata studenckiego kabaretu Bim-Bom przez Bogumiła Kobielę, zmienił swoje zawodowe plany i został aktorem. Po Bim-Bomie był teatry: Wybrzeże w Gdańsku (1957-63), Polski w Poznaniu (1963-75), im. Bogusławskiego w Kaliszu (1975-76), Polski we Wrocławiu (1976-77), a w końcu warszawska Syrena w której Tadeusz Wojtych pracował od 1977 roku do emerytury i z którym współpracował także już jako emeryt. „Aktor zdawałoby się jednoznacznie komediowy, a zaskakuje przekazywaniem stanów i spraw serio” – napisał o nim Witold Filler. Rzeczywiście, Wojtych, choć wyszedł ze świata studenckiej „zgrywy”, choć kończył karierę w teatrze rewiowo-komediowym, miał w dorobku także wiele zupełnie innych ról, by wspomnieć choćby Ozryka w „Hamlecie” w reżyserii Andrzeja Wajdy (z Edmundem Fettingiem w roli tytułowej), Ksińskiego w „Horsztyńskim” Słowackiego, a także role w sztukach Broszkiewicza, Weissa, Brechta, Wyspiańskiego, Iwaszkiewicza…
Film widział w Wojtychu przede wszystkim wykonawcę charakterystycznych epizodów, na co wpływ miała charakterystyczna właśnie fizjonomia aktora. To Wojtych, jeszcze jako „bim-bomowiec”, dekorował wystawę sklepu w „Do widzenia do jutra” Wajdy (1960), kradł tytułowego bohatera w serialu Jana Batorego „Karino” (1974), jako „Wujcio” pomógł porucznikowi Borewiczowi i sierżant Olszańskiej zlikwidować szajkę brutalnych włamywaczy w odcinku „Skok śmierci” serialu „07 zgłoś się” (1984), fotografował Bogusława Lindę i Agnieszkę Włodarczyk w „Sarze” Ślesickiego (1997). To tylko kilka przykładów, bo takich ról i rólek miał Wojtych w swoim dorobku bardzo wiele.
Prywatnie był człowiekiem bardzo miłym i sympatycznym. Gdy poprosiłem go o wypowiedź o Mariuszu Gorczyńskim na moją stronę – zgodził się od razu. Żałuję, że nie przeprowadziłem z nim dłuższego wywiadu na temat całej jego kariery. Rozmawialiśmy o tym kiedyś wstępnie. Oczywiście – w „naszym” sklepie. Ale jakoś nie mogliśmy się potem umówić. Żegnam pana Tadeusza z wielkim smutkiem.