„D'ARC” wg scen. i w reż. Krystiana Lady w Muzeum Powstania Warszawskiego. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w „Naszym Dzienniku”.
Co roku w program obchodów kolejnych rocznic Powstania Warszawskiego włączane są przedstawienia teatralne. Wydaje mi się, że na przestrzeni lat widziałam wszystkie spektakle. Można by zatem postawić pytanie: czy zaprezentowane dotąd widowiska wzbogaciły w jakiś sposób naszą wiedzę o Powstaniu? Czy zainspirowały do głębszej refleksji na temat wychowania patriotycznego i zastanowienia się, czym jest Ojczyzna i właściwie dlaczego ci wspaniali, inteligentni, w większości utalentowani literacko (i nie tylko) młodzi ludzie szli do Powstania, gotowi na śmierć za Polskę? Myślę, że reżyserzy zapraszani przez Jana Ołdakowskiego, dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego, nie zaprzątają sobie głowy takimi kwestiami. A sam dyrektor? Wydaje mi się, że także nie. Bo w przeciwnym razie nie oglądalibyśmy każdego roku haniebnych inscenizacji urągających pamięci powstańców i dobremu imieniu owego wielkiego zrywu niepodległościowego okupionego krwią naszych bohaterów.
Pod dyktando
Jeśli dobrze policzyłam, wśród 19 spektakli prezentowanych w ciągu 20 lat istnienia Muzeum Powstania Warszawskiego najwyżej 3 stanowiły wyjątek, pozostałe zaś - uwłaczające dziedzictwu związanemu z etosem powstańczym i hańbiące pamięć naszych bohaterów, którzy oddali życie za Ojczyznę - nie powinny mieć miejsca na żadnej scenie, a już tym bardziej w Muzeum Powstania Warszawskiego. Wielokrotnie wyrażałam swoje zdziwienie dziwnym doborem reżyserów promujących antywartości, dyskredytujących idee patriotyczne i w rezultacie ośmieszających Powstanie. A wszystkich - poza już wspomnianymi 3 przypadkami - łączy ten sam lewicowy kierunek.
Także i tegoroczne, ogromnie rozreklamowane w mediach przedstawienie „D'Arc", które jest jakoby operą, nie jest wolne od ideologii lewicowej. Ponadto dowodzi ono, iż ów nieszczęsny postmodernizm (jak wiadomo, o proweniencji lewicowej) nie odpuszcza. Toteż próżno szukać tu jakiejś uporządkowanej narracji, związków przyczynowo-skutkowych w prezentowanych scenach, czytelności fabuły itp. Uwagi, które najczęściej można było usłyszeć wśród publiczności, to m.in.: o czym to jest? co to ma wspólnego z Powstaniem Warszawskim? Dlaczego każą nam „biegać" wokół muzeum?
Głównym celem spektaklu, który reżyser Krystian Lada nazwał operą chodzoną, jest - tak to odbieram - propagowanie ideologii feministycznej z genderowymi akcentami. Bohaterkami są trzy kobiety żyjące w różnych miejscach na świecie i w różnym czasie historycznym. Nigdy nie zetknęły się ze sobą w rzeczywistości, spotykają się jedynie w snach. Joan (gra ją Agnieszka Grochowska) to współcześnie żyjąca i mieszkająca w Paryżu dziennikarka, fotografik pracująca w redakcji modnego magazynu dła kobiet. Jest zainteresowana strajkami klimatycznymi, które odbywają się w Paryżu.
Urodziła się we Francji jako córka emigrantów przybyłych z Polski w 1968 r. Po swojej babci otrzymała klisze fotograficzne ukazujące Warszawę w czasie Powstania. Jej babcia, Joanna, jest drugą główną postacią, żyła w przedwojennej Warszawie i w czasie Powstania jest wiolonczelistką. W tej roli Dobrawa Czocher. Trzecią postacią jest Jeanne, Dziewica Orleańska, czyli Joanna d'Arc, bohaterka Francji i zarazem święta żyjąca we Francji w XV w. (w tej roli Gabriela Legun, śpiewaczka). Te trzy bohaterki spotykają się w snach.
Feministyczna agitka
Spektakl odbywa się w kilku miejscach, publiczność podzielona na trzy grupy wędruje do kolejnych miejsc prezentacji wokół muzeum. Dwie sceny grane są wewnątrz budynku. W tym wielce wymowny finał, w którym wyraziście ukazany został propagandowy cel, jaki przyświecał twórcom tego stricte feministycznego spektaklu.
Zamiast bohaterskich mężczyzn widzimy jakieś karykaturalne „pokurcza" powykręcane w nienaturalny sposób, dziwacznie wyginające się, co można też odczytać jako szyderstwo z pomników poświęconych powstańcom. I jakby tego było mało, słyszymy wykrzykiwane przez bohaterki spektaklu nazwiska kobiet zasłużonych w dziejach, wśród nich m.in.: Róża Luksemburg, Barbara Labuda... No i nie mogło zabraknąć sygnału promigracyjnego, co tak właśnie odczytuję, gdy Agnieszka Grochowska ostentacyjnie zakłada tzw. arafatkę, chustę, którą nosił nieżyjący już Jasir Arafat, a obecnie noszą ją przedstawiciele świata islamskiego.
Można zadać pytania: co wspólnego z Powstaniem Warszawskim mają te trzy kobiety oraz cała reszta? I jak długo jeszcze dyrekcja Muzeum Powstania Warszawskiego będzie raczyć nas szyderstwami z Powstania i jego prawdziwych bohaterów?
***
„D'Arc" opera, reż., scenog., scenariusz Krystian Lada, Muzeum Powstania Warszawskiego, 2024 r