W piątkowy wieczór, 20 września, publiczność Filharmonii Dolnośląskiej w Jeleniej Górze miała okazję zobaczyć spektakl, który raczej nie aspiruje do miana „wielkiej sztuki”, ale za to zapewnia solidną porcję śmiechu. Na scenie wystawiono komedię „Triathlon story, czyli chłopaki z żelaza” autorstwa Doroty Truskolaskiej–Alibert, w reżyserii Piotra Nowaka. Co ciekawe, Nowak – reżyser – zagrał też jedną z głównych ról.
Duet Truskolaska–Alibert i Nowak znany jest już z lekkich, farsowych produkcji takich jak „Dobry wieczór kawalerski” czy „Pierwszy do raju”. Tym razem ponownie postawili na prosty, sytuacyjny humor. Nie ma tu miejsca na intelektualne łamańce – zamiast tego jest szybkie tempo, gagi i dużo dialogów „z życia wziętych”.
Akcja spektaklu rozgrywa się w hotelowym pokoju, tuż przed triathlonem. Czterej mężczyźni – kompletnie różni – spotykają się w jednym miejscu, co oczywiście staje się źródłem absurdalnych sytuacji i spięć. Mieszko (Andrzej Deskur) to debiutant, trochę zagubiony, trochę wystraszony. Tomasz Jelonek (Waldemar Błaszczyk) to typowy samiec alfa – doświadczony triathlonista, który musi być pierwszy wszędzie i zawsze. Alek (Piotr Nowak) ma swoje własne, nie do końca sportowe powody, by znaleźć się na starcie. A Krystian Luszek (Marcin Rogacewicz) z Hajnówki pojawił się z czystej ciekawości – bo akurat miał urlop i… pociąg zgubił jego bagaż.
Nie brakuje tu przerysowanych postaci, ciętych ripost i języka, który miejscami może wydać się zbyt bezpośredni, ale właśnie dzięki temu całość sprawia wrażenie autentycznej. Widzowie z łatwością mogą odnaleźć w bohaterach kogoś znajomego – kolegę z pracy, kumpla z siłowni, a może nawet… samych siebie.
„Triathlon story” to lekka rozrywka z przymrużeniem oka. Spektakl, który nie próbuje być niczym więcej, niż jest – i chwała mu za to. Bo czasem dobrze jest po prostu pośmiać się z rzeczywistości, nawet jeśli ta przychodzi w postaci zagubionej torby, kontuzjowanego kolana i czterech facetów, którzy próbują dogadać się w jednym pokoju.