EN

31.01.2024, 17:53 Wersja do druku

Sztuka snucia opowieści

„O dwóch takich, co ukradli księżyc” Kornela Makuszyńskiego w reż. Jarosława Kiliana w Teatrze Lalka w Warszawie. Pisze Paulina Sygnatowicz w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Marta Ankiersztejn / mat. teatru

„Jakoś to będzie” – powtarzają niczym refren Jacek i Placek, bohaterowie spektaklu „O dwóch takich, co ukradli księżyc”. Kwartet – Jarosław Kilian (reżyseria, adaptacja, teksty piosenek), Joanna Rusinek (scenografia), Grzegorz Turnau (muzyka) i Emil Wesołowski (choreografia) nie wzięli sobie tego motta do serca. Na scenie warszawskiego Teatru Lalka nie jest „jakoś”. Jest „jakość” i to w najlepszym wydaniu.

Przed wejściem na widownię Teatru Lalka na ścianie wisi „10 przykazań Adama Kiliana”. Ten wybitny scenograf przez wiele lat był związany z warszawską Lalką jako kierownik plastyczny. Jego duch unosi się nad tą sceną do dziś. Duża w tym zasługa jego syna, Jarosława Kiliana, który od 2016 roku kieruje dziecięcą sceną w Pałacu Kultury i Nauki. Wyraźnie widać, że przykazania ojca przyświecały mu także podczas najnowszej inscenizacji. W „O dwóch takich, co ukradli księżyc” czerpie więc ze sztuki ludowej (szczególnie w pierwszej scenie, która przedstawia Zapiecek – małą wieś, z której uciekają Jacek i Placek), wykorzystuje różne formy teatru lalkowego (są cienie w scenie z niedźwiedziem i maski w sekwencji ze Zbójami). Stosuje „groteskę jako wyraz dowcipu i humoru, ale także dramatu i tragedii” (wprowadza postać Anioła Stróża, który robi co może, aby czuwać nad niesfornymi chłopakami – świetna, szalenie zabawna w tej roli jest Olga Ryl-Krystianowska). Przede wszystkim jednak udało mu się „posiąść magię oddziaływania na widza od lat pięciu do stu bez względu na jego smak artystyczny”. Ten sukces, rzecz jasna, ma wielu ojców (i matek).

Śpiewogra w plastycznej oprawie

Przeniesienie na scenę powieści drogi jest wyzwaniem nie tylko dla adaptatora i reżysera ale także dla scenografa. Jarosław Kilian przyznał, że gdyby chciał wystawić powieść Kornela Makuszyńskiego w całości, inscenizacja musiałaby trwać sześć godzin. Tymczasem udało mu się w zgrabny sposób stworzyć nieco ponad półtoragodzinny spektakl wciągający widza od pierwszej do ostatniej minuty. Znalazł bowiem bardzo wdzięczne rozwiązanie – piosenki, które dynamizują akcję, dopowiadają kontekst i, co najważniejsze, wpadają w dziecięce ucho. To spektakl bardzo muzyczny – przez cały czas aktorom towarzyszy znakomity akordeonista Rafał Grząka. Na żywo wyczarowuje klimat zapyziałego Zapiecka, mrocznych bagien czy gwarnego miasteczka. Muzyką, skomponowaną przez Grzegorza Turnaua, dopełnia obrazy „malowane” na scenie przez debiutującą w teatrze Joannę Rusinek. W jej scenografii widać doświadczenie zdobyte podczas ilustrowania książek dla dzieci. Choć dekoracja jest prosta i oszczędna, Rusinek używa form i kolorów w taki sposób, że młody widz bez problemu jest w stanie zorientować się, gdzie aktualnie rozgrywa się akcja. I wejść w ten świat całym sobą. Dużo dzieje się także w warstwie ruchowej. Swoją cegiełkę dokłada tu Emil Wesołowski, jeden z najlepszych polskich choreografów teatralnych. Ruchem dynamizuje i rytmizuje całą opowieść. Świetnie sobie z tym radzi zespół aktorski Lalki z Hanną Turnau (Jacek) i Magdaleną Pamułą (Placek) na czele. Ich energia rozsadza scenę.

Porządna teatralna robota

Kilian młodych odbiorców traktuje bardzo serio. Ta inscenizacja nie wdzięczy się do widza, nie próbuje przekupić go tanimi chwytami. Jest bardzo rzetelnie zrobionym teatrem. I na tym wygrywa. Dowód? Dużo większe zainteresowanie i wrażenie robi na małych widzach prosta scena wyścigu, w którym biorą udział Jacek i Placek, niż rój pszczół „grany” przez malutkie, świecące drony opanowujące scenę. Widzowie z ekscytacją podążają za wzrokiem aktorów, wstając z krzeseł i odwracając się do tyłu, aby przekonać się, gdzie w wyścigu jest „chłopak w czerwonych majtkach.” Aneta Harasimczuk, Roman Holc, Bartosz Krawczyk, Andrzej Perzyna, Wojciech Słupiński, Piotr Tworek z dużym urokiem i precyzją wcielają się w kolejne postaci, różnicując ich charaktery drobnymi gestami. Nie tracą przy tym nic z zespołowego charakteru sceny. To sprawia, że spektakl rekomendowany dla dzieci od lat 6 staje się także teatralną ucztą dla dorosłych.

Bez przesłania (?)

Od spektakli dla dzieci często oczekujemy, że będą miały mądre przesłanie. Jarosław Kilian mówił przed premierą, że to „przypowieść o synach marnotrawnych, o poszukiwaniu własnego człowieczeństwa i o tym, że aby dowiedzieć się, kim się jest – trzeba wyruszyć w świat i dostać cięgi od życia.” Ten wątek gubi się jednak w tej fantastycznie opowiedzianej historii. Czy to źle? Niekoniecznie. W czasach, gdy wszystkie zabawki muszą być edukacyjne, książeczki koniecznie mieć jakąś wartość, a bajki w telewizji kończyć morałem – wciągająca, piękna wizualnie opowieść, dająca zwykłą przyjemność obcowania ze sztuką, sama w sobie jest dużą wartością. A dzieci i tak wyciągną z tej opowieści coś dla siebie. Tak jak moja sześcioletnia córka, która po obejrzeniu spektaklu stwierdziła, że „choć mama cały czas karze sprzątać pokój, to bez mamy byłoby smutno”.

fot. Marta Ankiersztejn

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła