EN

2.08.2021, 08:47 Wersja do druku

Snująca się po scenie drętwota

"Małe zbrodnie małżeńskie" Erica Emmanuela Schmitta w reż. Marka Pasiecznego w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Waldemar Sulisz w Dzienniku Wschodnim.

fot. Malwina Majer / mat. teatru

Premiera Jedno jest ważne - masz być szczęśliwa/ O mnie już nie troszcz się,/ Lecz zanim wszystko się skończy,/ Nim los nas rozłączy,/ Tę jedną niedzielę daj mi - śpiewała na premierowym spektaklu w Teatrze Osterwy Marta Ledwoń.



Zamysł był dobry. Znakomici muzycy na scenie, w tym na fortepianie Jacek Bylica, pianista Ewy Demarczyk, szlagiery śpiewane na żywo przez Martę Ledwoń i sztuka Erica Emanuela Schmitta „Małe zbrodnie małżeńskie”, w reżyserii Marka Pasiecznego, który kilka razy już ten spektakl w Polsce zrobił. A nawet w Warszawie obsadził w „Małych zbrodniach małżeńskich” aktorskie małżeństwo. Historię miłości Lisy i Gellesa zagrali Emilia Komarnicka-Klynstra i Redbad Klynstra-Komarnicki, dziś dyrektor Teatru Osterwy. Na lubelskiej premierze na scenie też zagrało aktorskie małżeństwo: Marta Ledwoń i Marek Szkoda. I co?

Nie pomogli znakomici muzycy na scenie, nie pomogły szlagiery, śpiewane przez Martę Ledwoń. Spektakl miał być szlachetnie powściągliwy, był drętwy. Tekst Erica Emanuela Schmitta opowiada o kryzysie w małżeństwie i łatwo tu popaść w patos, kicz, a nawet ckliwość. Marek Pasieczny, reżyser doświadczony, postanowił pokazać relacje łączące małżonków w sposób oszczędny. Niepostrzeżenie, z minuty na minutę, miłość bohaterów zarasta rutyną. Tak jak termity niszczą konstrukcję domu, tak małe, codzienne zbrodnie małżeńskie podcinają więzi miłości. I choć finał spektaklu jest zaskakujący i mocno pozytywny, to w pamięci zostaje uczucie zmęczenia po snującej się ze sceny drętwocie. No chyba, że drętwota była po mistrzowsku zagrana i miała być psychoterapią dla widzów. Nie sądzę.



Ale pierwsze koty z płoty i życzę aktorom, żeby się na scenie dograli i zbudowali spektakl, który ogląda się z zapartym tchem. Przykładu daleko szukać nie trzeba. Wystarczy znaleźć w sieci fragmenty spektaklu z Teatru Mazowieckiego i zobaczyć jak radzi sobie na scenie Redbad Klynstra-Komarnicki, kiedy spektakl ogląda się jak dobry mecz tenisa. A może dobrze by było, żeby dyrektor Teatru Osterwy zagrał Gellesa na zmianę z mężem Marty Ledwoń? Jak by nie było, poprawienie premierowej wersji to gra warta świeczki z dwóch powodów. Po pierwsze, to ważny tekst, który niczym matryca może mocno odbić się w sercach widzów i zaowocować. Po drugie, Teatr Osterwy powraca do idei Reduty Juliusza Osterwy (Osterwa stawiał na uproszczenie dekoracji i małą scenę zapewniającą intymny kontakt z publicznością), a „Małe zbrodnie małżeńskie” zostaną pokazane w serii objazdów w co najmniej 10 miejscach naszego województwa. Brawo. A skoro tak, to warto nad wersją premierową popracować, by spektakl dostał wiatru w żagle, zanim wyruszy w redutowy rejs.

Eric Emmanuel Schmitt, Małe zbrodnie małżeńskie

Reżyseria: Marek Pasieczny, kostiumy: Barbara Wołosiuk, reżyseria świateł: Piotr Bartoszewicz.

Obsada: Marta Ledwoń (Lisa), Marek Szkoda (Gilles). Oraz Jacek Bylica, Grzegorz Frankowski, Piotr Kopietz (muzyka na żywo). Premiera 31 lipca 2021.

Tytuł oryginalny

Premiera w Osterwie. Snująca się po scenie drętwota

Źródło:

„Dziennik Wschodni” online

Link do źródła