Logo
Magazyn

Sielsko-anielsko, czyli jak w rodzinie

18.06.2025, 15:08 Wersja do druku
Jeszcze na dobre nie opadły emocje po majowej premierze, a uczestnicy warsztatów dla dorosłych znów wyjdą na scenę kameralną Teatru im. Adama Mickiewicza. Zobaczymy ich w środę, 18 czerwca o godz. 17.00 i 19.00.

fot. Piotr Dłubak/ mat. teatru

„Sielsko-anielsko” to efekt czteromiesięcznych warsztatów teatralnych dla dorosłych, które w tym roku zorganizowano już po raz szósty. Uczestniczyło w nich 23 pasjonatów, którzy pod okiem Marka Ślosarskiego (reżysera) oraz Marzeny Lamch-Łoniewskiej (odpowiedzialnej za przygotowanie wokalne) i Michała Walczaka (twórcy aranżacji), a także opieką Ewy Oleś (koordynatorki i pomysłodawczyni warsztatów) tygodniami pracowali nad spektaklem „Sielsko-anielsko”.

Majowa premiera

Premierowo można ich było oklaskiwać 22 maja. Muzyczna produkcja grana była dwukrotnie przy pełnej sali (konieczne były też dostawki!), a zainteresowanych było znacznie więcej niż dostępnych na scenie kameralnej miejsc. Stąd od razu (bo bilety wyprzedano w mgnieniu oka) padło pytanie o powtórkę. Na nią przyjdzie pora właśnie w środę, 18 czerwca o godz. 17.00 i 19.00. Uwaga: podobno zostało dosłownie kilka wolnych miejsc na pierwszą godzinę, ale zweryfikujcie to w kasie częstochowskiego teatru.

Skąd to zainteresowanie? Nie ma w tym nic dziwnego, bowiem takiego ładunku pozytywnej energii na scenie nie spotyka się często. Jest kolorowo, tanecznie, rozśpiewanie. Jest miejsce na „Zielono mi” i „Gaj”. Jest głośno, jest radośnie, jest na folkową nutę. I nie da się nie przytupywać do rytmu.

Na scenie i na co dzień

I co jeszcze jest ważne? Atmosfera. Rodzinna. Swobodna. Przyjacielska. Bo warsztatowicze (niektórzy trwają od pierwszej edycji) lubią się na scenie i poza nią. I to się czuje, bo tego nie da się zagrać.

Potwierdza to Paulina Piasecka-Florczyk, która w warsztatach uczestniczyła po raz szósty (zapewnia, że z pewnością nie ostatni!). - Jako grupa przez te lata teatralnych spotkań staliśmy się sobie bardzo bliscy, jesteśmy niemal jak rodzina. Skład zmienił się nieznacznie, ubyło kilku osób, w to miejsce pojawiło się kilka nowych – a każda od razu stawała się „nasza”. Nie ma między nami barier i podziałów – na weteranów i świeżaków. Po prostu jesteśmy razem, staramy się zrobić coś ciekawego jak najlepiej potrafimy – w jak największej uważności na siebie nawzajem – mówi. - Czujemy się ze sobą dobrze nie tylko w ramach prób i występów. Jesteśmy w stałym kontakcie, pamiętamy o sobie na co dzień. I to jest piękne, wyjątkowe, bo wytworzyła się między nami niezwykła więź. Na scenie i podczas przygotowań do spektakli odzieramy się z masek codzienności, zostajemy my, nasze emocje, doświadczenia, odczucia. Tym się ze sobą dzielimy. To wielka wartość.

Podobny do Pauliny staż, ma Katarzyna Ziębińska. Dla niej „Sielsko-anielsko” to taki powiew prawdziwości, powrót do korzeni. - W tym przedstawieniu każda wstążka, każda chusta, każdy kolor, każda zaśpiewana piosenka, pokazują, co kształtuje człowieka. To, jakie są nasze korzenie, po co jesteśmy… A to może pozwoli nam zrozumieć - dokąd idziemy – wyjaśnia. - Na wsiach kiedyś nie było widzów, wszyscy grali, śpiewali, tańczyli. Na weselach ktoś nieco wypił i się nikt nie wstydził, tylko śpiewał, jak mu w duszy grało i czego go życie nauczyło. To nie było oglądanie, słuchanie i podziwianie „frontmenów”, w tych spektaklach wiejskich się uczestniczyło. I w naszym spektaklu powracamy do tej tradycji. Żywiołowe uczestnictwo wszystkich było priorytetem naszego reżysera - Marka Ślosarskiego. Tutaj wszyscy grają, cieszą się, śpiewają i tańczą na scenie. I jest nam wyjątkowo dobrze - razem.

Zarówno Katarzyna jak i Paulina odważyły się na scenie zarapować… fragment „Chłopów” (tak, jest to możliwe!). Co ciekawe, pierwsza z wymienionych przed warsztatami nigdy nie zaśpiewała publicznie piosenki.

– No może tylko dzieciom czy wnukom, ale one kochają nas za to, że jesteśmy mamą czy babcią, a nie za to, jak śpiewamy – śmieje się. – Wcześniej gdzieś tam chowałam się po kątach, a tu musiałam wyjść, odsłonić siebie i zobaczyć, do czego jestem zdolna. Myślę każdy z nas również czuje się w jakiś sposób dumny, bo znalazł fragment swojego „ja”, z którego na co dzień nie zdawaliśmy sobie sprawy. Właśnie tu w teatrze i w tej grupie, w której czujemy się bezpiecznie, każdy zyskał coś niepowtarzalnego.

Klucz do sukcesu

Ale wróćmy do rodziny. W tym roku w grupie pojawił się jeszcze jeden taki duet (choć znam takich, co powtarzają "żona to nie rodzina"). W 2024 r. do grupy dołączyła Jolanta Siwek-Kita, teraz zaś także jej mąż Artur. Co ciekawe, i o czym niewiele osób pamięta (ja na przykład nie bardzo), to Artur Kita (animator lokalnej kultury) swoich sił w warsztatowaniu próbował jednak jako raz pierwszy. – To było w 2020 r., przygotowywaliśmy wtedy „Małe stacyjki”, wybuchła pandemia i wszystko rozwlekło się w czasie. Zmieniałem pracę i nie mogłem wrócić już na zajęcia. Teraz miałem więcej wolnego i postanowiłem znów spróbować. Namawiałem oczywiście żonę, że to ona powinna dołączyć do grupy – mówi Kita.

–To nie było takie proste, bo w tym czasie związałam się ze Studiem Piosenki „Metro”, w którym śpiewa również nasza koleżanka z warsztatów – Dorota Goliniewska. Tak naprawdę to ona przekonała mnie do udziału, wiedząc, że gustuję w piosence aktorskiej – dodaje Siwek-Kita.

Jak małżeństwo odnajduje się na scenie? – Udajemy, że się nie znamy – śmieje się żona. - To klucz do sukcesu, więc siedzimy zawsze po przeciwnej stronie i nie mamy wspólnych scen. Oczywiście w domu wspieramy się, ćwiczymy, śpiewamy i… wtedy cierpią nasze dzieci, bo dla mnie śpiewanie to nowość. Ale tak naprawdę to – dzięki tym warsztatom – przede wszystkim świetnie się bawimy – wtrąca mąż.

I ta świetna zabawa udziela się również publiczności. Gwarantuję, bo widziałam „Sielsko-anielsko” premierowo i teraz znów zafunduję sobie tę przyjemność. Jeśli nie załapiecie się w czerwcu, zdradzę, że spektakl powróci w nowym sezonie.

Z taty na córkę

Razem. To najważniejsze słowo dla tej grupy. Jak w rodzinie. To kolejna wartość. I tu ciekawostka, bo choć wszyscy czują te więzi, to na scenie mamy spotkanie dwóch prawdziwych rodzin. Cztery lata temu w grupie pojawił się bowiem Bartek Modrof, a po roku od debiutu do teatralnej przygody dołączyła jego córka – Nikola.

– Niesamowite, że ten czas tak pędzi. To już cztery lata, a ja wracam tutaj ,żeby spotkać się znowu z tymi ludźmi z pasją, którzy są pozytywnie zakręceni. Robimy tutaj rzeczy, których normalnie na co dzień byśmy nie zrobili. Traktuję też te spotkania jak terapię, która mnie oczyszcza i relaksuje. Oczywiście jest to również nauka i nabywanie cennych doświadczeń – opowiada Bartek.

Modrof nie kryje, że to warsztaty w Teatrze im. Adama Mickiewicza dały mu impuls do dalszego rozwoju. Bo na występach z tą grupą się nie skończyło! – Miałem też przyjemność wystąpić w koncercie fundacji Ajutro dwa lata temu, oraz zagrać postać Hansa w bajce „Kraina Lodu”, którą obejrzało ponad tysiąc dzieciaków. W tym roku natomiast zaśpiewałem kolejny raz ze swoją córą w koncercie „Osiecka Tribute” w Klubie Politechnik. Wrażenia były wspaniałe, kiedy podczas finałowej piosenki wszyscy śpiewali z nami. Kolejną teatralną grupą, do której trafiłem jest „Z Łapanki”, którą prowadzi Adam Hutyra. Zagrałem już księdza prałata w spektaklu „Rzeka”, a ostatnio… grabarza w sztuce „Mąż zmarł, ale już mu lepiej”. Jestem najstarszym uczestnikiem, ale na próbach tego nie czuję, więc śmieję się, że te spotkania są jak sesje odmładzające dla ciała i ducha. I mam nadzieję, że jeszcze wiele wyzwań aktorskich i wokalnych przede mną. A wszystko zaczęło się w teatrze... – mówi.

Z kolei Nikola poszła o krok dalej i zdecydowała, że chce swoją zawodową przyszłość związać z aktorstwem. Niedawno rozpoczęła więc naukę w Szkole Aktorskiej SPOT w Krakowie. – Łączę to z dodatkową pracą i innymi przedsięwzięciami artystycznymi, jak na przykład charytatywne występy dla fundacji Ajutro. Aktualnie nie mogę narzekać na nadmiar wolnego czasu, ale - mimo to - postanowiłam kontynuować przygodę z czteromiesięcznymi warsztatami, choć wymagają one sporego zaangażowania i dyspozycyjności. Dlaczego? Bo wiedziałam, że atmosfera w grupie będzie niezmiennie elektryzująca i motywująca do działania. I tak było, a do tego przygotowaliśmy spektakl, który niesie ze sobą śmiech, nostalgię, możliwość powrotu do korzeni. Było warto, choć zgrać wszystko było wyzwaniem! – wyjaśnia najmłodsza z grupy warsztatowiczów.

Dodam tylko, co z pewnością czujni obserwatorzy social mediów CGK dobrze wiedzą, że Paulina, Kasia, Bartek i Nikola wystąpili również w rolce promującej zbliżający się IV Festiwal im. Piotra Machalicy. Zobaczcie koniecznie! To dowód, że umiejętności wykorzystują nie tylko na scenie.

Tytuł oryginalny

Sielsko-anielsko, czyli jak w rodzinie

Źródło:

cgk.czestochowa.pl
Link do źródła

Autor:

Zuzanna Suliga

Data publikacji oryginału:

17.06.2025

Sprawdź także