EN

25.04.2022, 10:40 Wersja do druku

Shit happens

„Prezydentki” Wernera Schwaba w reż. Radosława Stępnia w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Piotr Gaszczyński w Teatrze dla Wszystkich.


Fot. Klaudyna Schubert

Prezydentki Wernera Schwaba to najbardziej znana sztuka austriackiego skandalisty. Przenosząc na strony dramatu swoje lęki, fobie i niepokoje, autor zanurza czytelników we wszystkim co wyparte, brudne, niepokojące. Trzydzieści dwa lata po prapremierze utworu, najsłynniejszy teatralny tekst „fekalny” na sceniczne deski przeniósł Radek Stępień. Przedstawienie krakowskiego Teatru Ludowego opiera swoją koncepcję na sile słów skomponowanych przez Schwaba. To one są nośnikiem emocji, budują i burzą świat, zrodzony w chorych głowach trzech kobiet-symboli.

Kameralna Scena Pod Ratuszem świetnie nadaje się do spektaklu dziejącego się w klaustrofobicznej przestrzeni mieszkania jednej z bohaterek. Erna (Małgorzta Kochan), bo o niej mowa, to biedna emerytka, orbitująca pomiędzy telewizorem, gdzie ogląda relację z pielgrzymki Jana Pawła II do RFN, a pustymi ramkami na zdjęcia (oczekują na wnuki, których usilnie nie chce dać Ernie jej syn Herman). Zaniedbana, wlokąca się po mieszkaniu, zmęczona życiem starsza Pani żyje urojeniami. Jej wizje mają charakter dewocyjno-romantyczny. Niespełnienie Erny ma również swój wymiar erotyczny – namawianie syna do płodzenia wnuków jest projekcją własnych uczuć do lokalnego sprzedawcy mięsa – Karla Wottili (co w kontekście rozpoczynającej spektakl transmisji z papieskiej pielgrzymki ma swój dodatkowy, językowo dwuznaczny aspekt).

U Schwaba język zrywa z konwencją, przesuwa się do ekstremum. Stąd pełno w nim nie tyle wulgaryzmów, co odniesień do defekacji, nieczystości, fizjologii. Język jest taki, jak ludzie i społeczeństwo, które się nim posługuje. Mowa jest efektem myśli, jeśli rozum toczą traumy (a austriackie społeczeństwo zmagało się m.in. z nieprzepracowaną winą nazizmu, mieszczańską mentalnością i dewocyjnym katolicyzmem) – to słowa rodzące się z bólu będą tworzyły nie zdania a wymiociny.

Na drugim biegunie stoi Greta (Katarzyna Tlałka). Podchodząca w dość liberalny sposób do życia kobieta w średnim wieku (co oczywiście oburza Ernę), marzy o romansie, chce przeżyć szał uniesień, który wypełni pustkę po tym, jak kilka lat temu odsunęła się od niej córka. Wylegując się na kanapie u Erny snuje wizje o mężczyźnie, który potraktuje ją obcesowo, marzy o brutalu, którego zwierzęca siła będzie w stanie ją posiąść.

Uzupełnieniem tego osobliwego kobiecego duetu jest Maryjka (Zofia Stafiej) – najbardziej groteskowa i abstrakcyjna postać dramatu. Łączy w sobie chorą dewocyjność (zanim wypowie zdanie potrząsa liturgicznymi dzwonkami), z perwersyjnym upodobaniem do odtykania zatkanych klozetów gołymi rękami. Jej kontrowersyjność opiera się na oczywistej aluzyjności imienia oraz stroju – długiej szacie w zestawieniu z rajtuzami, przez które prześwituje dolna połowa jej ciała. Przez prawie cały czas trwania przedstawienia wykonuje dość konwulsyjne ruchy, jak gdyby coś ją rozrywało od środka. Groteskowe zestawienie sacrum z profanum osiąga w Prezydentkach zenit. Usuwanie nieczystości (bądź co bądź opisywane w zabawny sposób) jako symboliczne oczyszczanie świata z nieczystości (grzechu?) – takie rzeczy tylko u Schwaba.

fot. Klaudyna Schubert

Z czasem absurdalny korowód rozkręca się. Trójka kobiet łączy się we wspólnej fantazji. Opierając się na wspólnym zrębie fabularnym (zakrapiana impreza, dancing) bohaterki przeciągają struny opowieści (każda w swoją stronę). Zaczynają kłócić się między sobą jak gdyby prawo do opowiadana było jedynym, co zostało na świecie pozbawionym wszelkich złudzeń. Zatracenie się w słowie pozwala zapomnieć – o odtrąconej córce, wyrodnym synu, o pracy z ekskrementami. Fragment spektaklu, w którym kobiety rozkręcają się, jest najlepszą częścią przedstawienia. Wraz z potokiem kolejnych słów bohaterki ożywiają się, krzyczą, tańczą, zatracają się w szaleństwie. By przerwać obłąkańczą narrację, w Prezydentkach zostaje zastosowana iście farsowa wariacja deus ex machina. Nie wiadomo skąd pojawia się syn Erny i córka Grety. Pierwsza zostaje wraz z Karlem zamordowana przez Hermana, druga ląduje w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. Tylko Maryjka, u której brud ekskrementów zamienia się w złoty pył, unosi się w powietrze niczym w bluźnierczej parodii wniebowzięcia.

Po wszystkim, gdy obsesyjno-perwersyjny seans dobiega końca, wykończone kobiety wracają do swojego poprzedniego stanu. Na tym jednak nie koniec – Maryjka jest wyrzutem sumienia dla Grety i Erny, dlatego zostaje uduszona. Całość tragifarsy dopełnia stylizowany na lata 80. teledysk, w którym kobiety przebywają gdzieś w przedsionku nieba. Czy jest ono dla nich zamknięte? Tego nie wie nikt.

Prezydentki – niezwykle kontrowersyjny, ale równocześnie legendarny, utwór Wernera Schwaba – to skrajnie zbrutalizowana opowieść o traumach toczących austriackie społeczeństwo kilkadziesiąt lat temu (oczywiście niepozbawiona swojego uniwersalnego charakteru). Ciężko odpowiedzieć na pytanie co dziś, w kwietniu 2022 roku chciał powiedzieć Radek Stępień krakowskiej publiczności poprzez ten tekst. Jeśli pokazać kunszt aktorski – udało się. Jeśli diagnozować nasze społeczeństwo – to raczej nietrafiony pomysł, można wybrać do tego bardziej adekwatne i aktualne teksty.

Tytuł oryginalny

Shit happens

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Piotr Gaszczyński

Data publikacji oryginału:

24.04.2022