„Sen srebrny Salomei" Juliusza Słowackiego w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze im. H. Modrzejewskiej w Legnicy na 47. Opolskich Konfrontacjach Teatralnych „Klasyka Żywa”. Pisze Aniela Bocheńska z Nowej Siły Krytycznej.
Najlepszy teatr nie potrzebuje recenzji – należy go oglądać. Ale jakość teatru jest kwestią subiektywną, więc powiem inaczej – niełatwo pisać o ulubionym rodzaju teatru. Dla mnie to taki, który minimalizuje formę i maksymalizuje przekaz. Wykładowczyni literatury śmieje się, że kocham moralitety. Wobec powyższego z trudem przychodzi mi analizować „Sen srebrny Salomei” Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy.
Z obszernego dramatu Piotr Cieplak i Robert Urbański (konsultant dramaturgiczny) wykroili niezbędną fabułę, by nie stracić sensów i komunikatywności języka Juliusza Słowackiego. Inscenizacja jest niezwykle oszczędna. Scenografia Andrzeja Witkowskiego to stół i dwa krzesła stojące na tle ekranu, na którym w zależności od miejsca akcji i dramaturgii zmieniają się obrazy. To nierealistyczne projekcje, co tym bardziej pobudza wyobraźnię – pokazują na przykład krwiste zorze na niebie, poćwiartowane mięso wystające zza dwóch szarych desek zakrywających masakrę bohaterów.
„Sen srebrny Salomei” Cieplaka to historia o czasach, z których poodfruwały wszystkie anioły. Wernyhora to postać umowna, grana przez duet Joannę Gonschorek i Zuzannę Motorniuk, jego proroctwo zostaje wyśpiewane w nowoczesnej aranżacji, co podkreśla spełniającą się aktualność. Reżyser na spotkaniu z publicznością po festiwalowym pokazie podkreślał, że nie chciał aktorów przebierać w kostiumy z epoki, by nie kreować dodatkowego dystans pomiędzy światem przedstawionym a światem odbiorców. Bohaterowie chodzą we współczesnych ubraniach: garnitury, skórzane kurtki, o wytwornych sukniach Księżniczki informuje głos z offu. Rekwizyty w większości są umowne.
Tak przedstawiony „Sen srebrny Salomei” nie opowiada o Rzeczpospolitej Obojga Narodów, a o jej relacji z trzecim narodem. Twórcy przypomnieli, że pomiędzy napisaniem dramatu a koliszczyzną minęło około osiemdziesiąt lat – mniej więcej tyle, co pomiędzy rzezią na Wołyniu a współczesną wojną za wschodnią granicą. Relacje Polski z Ukrainą są wciąż w centrum politycznego dyskursu, ale legnicki spektakl mówi także o polskim kolonializmie, trudnych dla nas do przyjęcia tożsamościowych i historycznych kwestiach ukraińskiego narodu, wreszcie o polskim zakorzenieniu w poddaństwie.
Aktorzy świetnie radzą sobie z niełatwym wierszem Słowackiego. Wyróżniają się kreacje Gabrieli Fabian w roli Księżniczki, Bogdana Grzeszczaka wcielający się w Regimentarza i Pawła Wolaka jako Sawy. W scenach pomiędzy tą trójką nie ma cienia teatralnego fałszu. Zwłaszcza Fabian błyskotliwie tworzy ujmującą, zabawną, nieszczęśliwą, jednym słowem groteskową postać Księżniczki Wiśniowieckiej, która staje się równorzędną partnerką głównych bohaterów. Nie waham się powiedzieć, że dramat Juliusza Słowackiego w reżyserii Piotra Cieplaka to dzieło dwóch geniuszy polskiego teatru.
Aniela Bocheńska – studentka etnologii i antropologii kulturowej drugiego stopnia na Uniwersytecie Warszawskim.