„Sen nocy letniej” wg Szekspira w reżyserii Jakuba Skrzywanka i Justyny Sobczyk w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. Pisze Daniel Źródlewski na swoim blogu Teksty Źródłowe.
Seks i niepełnosprawność. To we współczesnej Polsce wciąż tematy tabu (tak, jest 2023 rok). Przemilczane, nierozpoznane, niezrozumiałe, a często zapomniane. Potrzeby seksualne osób niepełnosprawnych dla ogółu polskiego społeczeństwa (czyli dla Nas, prawda?) są czystą abstrakcją. Według wielu takie dziwactwa mogą się zdarzyć jedynie w wynaturzonej literackiej fikcji. W „normalnym” świecie dla takich fanaberii nie powinno być miejsca. By unaocznić ów „problem” twórcy spektaklu zabierają nas (ogół?) do pełnego elfów i innych nieprawdopodobnych stworów baśniowego Lasu Ateńskiego. Tylko tutaj zwyrodniała miłość może się wydarzyć, a przy tym nie zadziwić, nie zniesmaczyć i nie oburzyć? Ta brutalnie ironiczna metafora jest punktem wyjścia „Snu nocy letniej” w formie bezkompromisowej teatralnej interwencji Justyny Sobczyk, twórczyni Teatru 21 oraz Jakuba Skrzywanka (tekst we współpracy z Moniką Świerkosz). Terapeutyczny szok (roz)poznawczy odbywa się przy pomocy dość skomplikowanej teatralnej struktury z wykorzystaniem wielu form i technik.
Dramat Szekspira jest tu jedynie zaznaczony, w co istotniejszych fragmentach zacytowany i przede wszystkim zdekonstruowany. Sobczyk i Skrzywanek wydobyli z utworu hipokryzję pokazując jego przemocowy charakter, pochwałę klasowości i dominację nieznoszącego sprzeciwu patriarchatu. Wnikliwe wczytanie, w uchodzący za ikonę miłosnej opowieści, utwór przeczy dotychczasowej powszechnej, lecz powierzchownej interpretacji. Tym razem nie zobaczyliśmy przaśnej baśni z czarami i zabawnymi elfami, a ponurą i brutalną sagę z wyższych ateńskich sfer. Dojrzałe spojrzenie na utwór podkreśliło powierzenie ról zakochanych atenek doświadczonym aktorkom – Iwonie Kowalskiej (Helena) i Joannie Matuszak (Hermia). Obie panie zbudowały postaci stanowcze i świadome kobiecości. Zdekonstruowane „szczęśliwe zakończenie” nie ma tu formuły radosnej ceremonii, a gorzkiego, smutnego, wymuszonego obwieszczenia. Tezeusz, książę Aten nie jest już wszechmocnym i silnym władcą, a ledwo trzymającym się na nogach, cherlającym starcem (bardzo dobra rola Pawła Adamskiego). Zmierzch patriarchatu? Burzy się nie tylko struktura i wymowa dramatu, ale także samego baśniowego lasu. O upadkach chorych, spróchniałych, drzew ateńskiego lasu ostrzega Hipolita (świetna Magdalena Myszkiewicz). Jej „Leeeeeciiii!” staje się nieprzyjemną mantrą, zapowiedzią czegoś nieuchronnego. Dziś także My, niezależnie od geograficznej szerokości, coraz częściej to słyszymy, albo i sami musimy wykrzyczeć, że „Leeeecciiii!”. Ta sekwencja ma ciekawą funkcję w rytmie poszczególnych scen, podkreśla czy puentuje konkretne znaczenia i słowa. Nie bez znaczenia jest tutaj przeszywający dźwięk oraz wykorzystanie, wbudowanych przed kilkoma laty pod fotelami widownii, głośników superniskotonowych (subwooferów). To zapewnia doznania nie tylko dźwiękowe. Twórcy spektaklu zdecydowali się także na „oderwanie” pokazu amatorskiej trupy teatralnej od finałowej, ślubnej sceny. Powierzyli ją zespołowi niepełnosprawnych performerów, którzy zanegowali i odrzucili infantylny charakter sceny. To udana metafora postrzegania i klasyfikowania sztuki realizowanej przez osoby niepełnosprawne. Justyna Sobczyk, prowadząc słynny Teatr 21 udowadnia od lat, że można inaczej! Dowód? Ubiegłoroczny triumf jej spektaklu "Rewolucja, której nie było" na KONTRAPUNKT - Przegląd Teatrów Małych Form.
Jakub Skrzywanek w dwóch ostatnich realizacjach – „Śmierć Jana Pawła II” w Teatr Polski w Poznaniu od 1875 oraz „Spartakus. Miłość w czasach zarazy” w macierzystym Współczesnym – eksperymentuje z teatralną rekonstrukcją. Odrzuca literaturę, na rzecz możliwie wiernego odtworzenia sytuacji i emocji. Tym razem to zainspirowana autentyczną historią oraz wpisem w mediach społecznościowych wizyta niepełnosprawnego Jakuba u seksworkerki. Jako, że polskie prawo nie zezwala na takie kontakty, pozbawiając osoby niepełnosprawne prawa do miłości, ów chłopak wraz z siostrą musiał udać się do Brukseli. W rolę marzącego o czułości chłopaka wcielił się Roman Słonina, niepełnosprawny aktor gryfińskiego Teatr Bomba Bomba, prowadzonego przez Violinę Janiszewską. Zauroczył nie tylko sprawnym i świadomym aktorstwem, odwagą, ale przede wszystkim czujnością i dowcipem. Partnerująca mu Barbara Lewandowska (jako jego siostra Anna), znacznie przekroczyła typowe „zadania” aktorskie, stając się czułą, odpowiedzialną przyjaciółką i przewodniczką. Podobnego przekroczenia, także w obyczajowym rozumieniu, dokonała seksworkerka – Helena Urbańska. Ileż w jej roli – mimo przecież erotycznego charakteru - subtelności, wyczucia, niezwykłej lekkości i humoru. Wszystkie trzy kreacje tego wątku to aktorska brawura! Zaś sama rekonstrukcja wywraca wyobrażenia na temat seksu wśród osób z niepełnosprawnością. Daje każdemu z nas wielkiego, notabene zasłużonego, kopa w dupę, za to, że nie potrafiliśmy (My, ogół) prawdziwie rozpoznać problemu. Do miłości każdy powinien mieć prawo. Bez wyjątku. Tak jak obnażenie znaczeń dramatu Szekspira, tak ta sekwencja, otworzyła wielu osobom nie tylko oczy…
Członkowie Adoratorów Miłości Prawdziwej w skrócie KAMP (przezabawni Grażyna Madej, Konrad Pawicki i Wiesław Orłowski), niczym Świadkowie Jehowy, witają widzów już na schodach teatru i zachęcają do lektury swojego arcykonserwatywnego manifestu. Głoszą siłę Miłości Prawdziwej (w skrócie MP), która jako jedyna może „uspokoić ciało i niezdrowo pobudzoną wyobraźnię” oraz „uwolnić z sideł zwierzęcego instynktu”. Chwilę później, już na scenie Strażnicy Moralności będą próbowali niepełnosprawnym aktorom wybić z głowy sprośne myśli i zamierzenia. Wkroczą z nimi w przestrzeń szekspirowskiej opowieści, wnikną w baśniowy ateński las, wprowadzą ich do dramatu. Amelia Blus, Jolanta Niemira, Justyna Utracka oraz Bogusław Krasnodębski wcielą się zbiorowo w Puka i rzucą czar. Ich rapowane zaklęcie okaże się rozpaczliwym apelem o pomoc. To prośba o prawo do kochania i bycia kochanym, o prawo do pragnienia, prawo do czułości, prawo do dotyku, prawo do własnego ciała, wreszcie prawo do orgazmu! Nieczuli na to członkowie KAMPu przerwą rekonstrukcję wizyty u seksworkerki, co uzasadnią pełnymi oburzenia głosami katolików, publikowanych jako komentarze do internetowego wpisu Jakuba i jego siostry Anny. Ta scena, w której do niewielkiego umownego pokoiku, wtargną Strażnicy Moralności oraz wszystkie szekspirowskie postaci zasługuje na szczególną uwagę. Jest nie tylko jednym z najbardziej wymownych momentów samego spektaklu, ale kluczem do zrozumienia powodów jego realizacji. W finale przedstawienia bardzo ważny głos należeć będzie jeszcze do Ewy Sobiech (co matek na tej scenie zagrała wiele) – głos w imieniu rodzin osób niepełnosprawnych. Nie bez znaczenie będzie jej ogniste spojrzenie, szczególnie to w kierunku gmachu szczecińskiego ZUS-u przy placu Rodła.
To przedstawienie bardzo atrakcyjne wizualnie, co jest zasługą scenografii Agaty Skwarczyńskiej oraz kostiumów Anny Rogóż. Ich pracę świetnie podkreśla misternie wyreżyserowane zimne światło. Kapitalne, lecz niepokojące dźwięki oraz muzykę zaproponował Jacaszek. Bez wyjątku przepyszne role stworzył zespół aktorski szczecińskiego Teatru Współczesnego, podobnie jak partnerujący im (z tożsamym artystycznym efektem) performerzy niepełnosprawni. To wszystko sprawia, że „Sen nocy letniej” jest wielopoziomowym, nie tylko znaczeniowo, widowiskiem o wielkim inscenizacyjnym rozmachu.
Nie do końca udało się zespolić wszystkie opowieści czy narracyjne przestrzenie. To mankament tej eklektycznej realizacji. Walka Sobczyk i Skrzywanka o szacunek i prawo do miłości osób niepełnosprawnych jest arcyważny i zrozumiały, ale trudna struktura samego spektaklu jest momentami nieczytelna. To zdefragmentowany i zdeformowany szekspirowski dramat, który płynnie przechodzi w teatralną rekonstrukcję, przerwany komediowymi sekwencjami i opatrzony dokumentalnym zapisem społecznych reakcji. Tego nie pomieści nawet określenie „eklektyczna realizacja”. Mimo, to „Sen nocy letniej” w stu procentach realizuje hasło pod jakim odbywa się we Współczesnym bieżący sezon artystyczny, czyli „Miłość”. Przedstawienie zapewne na długo trafi też do „portfela” artystycznych interwencji sceny z Wałów Chrobrego. To tu sztuka, nie tyle co zastępuje, co tworzy równoległy, ale sprawiedliwszy, lepszy i piękniejszy świat. To gotowe scenariusze na zmianę. Nie DOBRĄ, ale JESZCZE LEPSZĄ!
Dla pewności i dla tych, co do Szczecina przybyć nie będą mogli, pozwolę sobie przywołać w całości zaklęcie Puków, niech się szerzy i czaruje (odczarowuje?):
Mieszkam tu
w Atenach, w Szczecinie, w Berlinie, w Gryfinie
Pomiędzy wami
jedno oko patrzy w jedną stronę
drugie oko patrzy w drugą stronę
co byś zrobił? Jak byś żył?
Czy twoje ciało by się schowało?
(…)
Jestem PUK
mieszkam tu
w Atenach, w Szczecinie, w Berlinie, w Gryfinie
Pomiędzy wami
Puk ma dla was za cichy głos
Co?
Ale wiesz?
Chcę powiedzieć ci na ucho
Chcę powiedzieć ci STOP
Nie chcę już twoich bajek
Nie chcę już
Już nie chcę
Pragnę obecności
Pragnę prawa do miłości
Moje ciało krzyczy:
Ja pragnę
Pragnę
Jestem PUK
mieszkam tu
w Atenach, w Szczecinie, w Berlinie, w Gryfinie
Pomiędzy wami
Jechałam wczoraj z Tobą tramwajem. Widziałeś mnie?
Robiłyśmy wczoraj razem zakupy w supermarkecie. Widziałaś mnie?
Byliśmy wczoraj razem w kościele. Widziałaś mnie?
Przechodziłam wczoraj obok ciebie na ulicy. Widziałeś mnie?
Daniel Źródlewski – kulturoznawca, animator i menedżer kultury, dziennikarz prasowy i prezenter telewizyjny, konferansjer oraz PR-owiec. Rzecznik prasowy Muzeum Narodowego w Szczecinie. Założyciel i reżyser szczecińskiego niezależnego Teatru Karton.