To żart. Zmontowałem nagranie z trzech różnych kawałków. Powstało w ubiegłym wieku, nie pamiętam dokładnie kiedy. Jurek Trela miał zaśpiewać tę piosenkę, bodaj w programie, który przygotowywał Andrzej Maj dla telewizji krakowskiej. Zarzekał się, że nie potrafi, że nie da rady, nie śpiewa. Na co Stasio, że mu podrzuci podkład. Wziąłem podkład instrumentalny, gitarę, nagrałem Stasia w studiu w Starym Teatrze, a potem dołożyłem Jurka. Przypomniałem sobie o tej kołysance niedawno, wspominając Stanisława Radwana.
Andrzej Kaczmarczyk i Stanisław Radwan, studio nagrań w Starym Teatrze w Krakowie; archiwum Andrzeja Kaczmarczyka
Nasze pierwsze spotkanie miało miejsce w 1971 roku, to był jednocześnie mój pierwszy sezon pracy w Starym Teatrze – Szewcy w reżyserii Jerzego Jarockiego. Potem było sześćdziesiąt sześć premier z różnymi reżyserami: Jerzy Grzegorzewski, Andrzej Wajda, Tadeusz Malak, Krystian Lupa, Giovanni Pampiglione, Zygmunt Hübner, Tadeusz Bradecki, Krzysztof Babicki, Andrzej Dziuk, Romana Próchnicka, Rudolf Zioło, Andreas Wirth, Marek Pasieczny, Waldemar Śmigasiewicz, Ludwik Flaszen, Agnieszka Glińska, Agnieszka Lipiec-Wróblewska, Mikołaj Grabowski, Ewa Kutryś, Piotr Cieplak… Przez te lata stał się dla mnie symbolem teatralnego geniuszu. Zawsze doskonale wpasowywał się swoimi kompozycjami w klimat przedstawień tak różnych twórców, często stawały się one kluczowym ich elementem. Podczas Z biegiem lat, z biegiem dni… Wajdy grał na fortepianie na każdym przedstawieniu (trwało osiem godzin, pokazywano je jako serial przez trzy kolejne dni, a w soboty jako całość), tworzył atmosferę nie do powtórzenia. To była esencja krakowskiego świata z przełomu ubiegłych wieków i jednocześnie żywe tło scenicznych działań.
Częścią naszego teatralnego folkloru stało się pytanie „Gdzie jest Radwan?”. Potrafił zniknąć w najmniej oczekiwanych momentach. Mimo to, gdy przyszło do wyboru następcy Jana Pawła Gawlika, wskazanie zespołu padło niemal jednomyślne na Staszka – był człowiekiem o niezwykłej charyzmie. Jego dyrekcja to złota dekada w historii Starego Teatru.
Ceniłem go za jego serdeczność, umiejętność bycia obecnym mimo fizycznej nieobecności. Jego skromność i miłość do ludzi były inspirujące. Człowiek o wielkim sercu, nawet gdy podupadł na zdrowiu, pozostał osobą ciepłą i otwartą. Nie zapomnę naszych spotkań w kawiarni czy w jego domu. Stosunki, jakie udało mi się z nim nawiązać, były ponadprzeciętne. Przywołując te wspomnienia, czuję ogromną wdzięczność, że miałem szansę być częścią jego świata, świata pełnego dźwięków, które tworzył z taką pasją i zaangażowaniem.
notowała Maryla Zielińska, Kraków, 24 XI 2023
Dziękujemy Dorocie Segdzie za udostępnienie nagrania.