EN

6.03.2024, 12:52 Wersja do druku

Ściany padały ze śmiechu

„Premiera, która poszła nie tak” Henry’ego Lewisa, Jonathana Sayera i Henry’ego Shieldsa w reż. Janusza Szydłowskiego w Teatrze Variete w Krakowie. Pisze Mateusz Leon Rychlak w Teatrze Dla Wszystkich.

fot. Łukasz Popielarczyk / mat. teatru

,,Nie umieć to pestka, ale udawać,

że się nie umie to dopiero sztuka’’
– Edward Dziewoński

Wybrać się na premierowy pokaz spektaklu, który już w tytule ostrzega, że może się wydarzyć w nim wszystko, jest pomysłem iście kaskaderskim dla przyszłego autora recenzji. Co w spektaklu, który skupia się na tym, jak bardzo nie wychodzi przedstawienie w przedstawieniu, można wziąć pod uwagę? Takie oto pytanie zadawałem sobie oglądając ,,Premierę, która poszła nie tak’’ w reż. Janusza Szydłowskiego, ale idąc za opinią słynnego Dudka miałem ułatwione zadanie.

Pierwsze pytanie: czy czułem się przekonany, że te wszystkie wydarzenia, łamiące się rekwizyty, zapomniane kwestie, pękające żarówki i niezamierzony wgląd w kulisy wypadają przekonująco na tyle, bym zapomniał o ich pełnej premedytacji? Zdecydowanie tak, spektakl wciągał w atmosferę nieprzygotowania jeszcze przed oficjalnym rozpoczęciem – ostatnie poprawki aktorów w rolach techników czy angażowanie przybyłych nieco wcześniej na widownię widzów w pomoc ekipie. Całość scenografii, przygotowanej by „walić się” w określonych momentach lub wytrzymać nie krócej niż to jest wymagane, operowanie wystrojem wnętrza przez aktorów na tyle umiejętnie, by było to zarówno nieporadne z pozoru i precyzyjne od strony warsztatu, wszystko to bezbłędnie przekonywało o tym, że w samej rzeczy przedsięwzięcie jest w rozsypce. Naturalnie spory udział w całości tego wrażenia ma precyzyjnie rozpisany scenariusz i niewidoczna praca ekipy technicznej, jednak w obrębie wszystkich interakcji scenicznych precyzja ruchu wymagana dla stworzenia efektu komediowej nieudolności była pierwszorzędna.

Pytanie drugie: czy gotowy byłem uznać aktorów za zupełnych dyletantów i amatorów, pozbawionych podstawowego warsztatu aktorskiego? Niestety, nie. Nie pozwoliłem się przez większość czasu oszukać, że komuś w samej rzeczy dzieje się krzywda, ani że efekt powtarzany przez aktora, by wywołać oklaski, rzeczywiście jest obliczony na wywołanie braw. W ciągu całego spektaklu jedynie trzy razy zadrżała we mnie struna niepokoju o los aktorów. Pierwsza podczas zderzenia Trevora (Michał Felczak) ze ścianą, drugi wraz ze spadającym na Jonathana (Cezary Kołacz) żyrandolem i trzeci, gdy Dennis (Karol Wolski) z wielkim wysiłkiem uginał się pod ciężarem szezlonga. Z drugiej strony jedno zespołowi aktorskiemu z pewnością się udało – zamiast czekać na kolejne gagi i efekty związane ze scenografią, niemalże namiętnie śledziłem fabułę spektaklu ,,Morderstwo we dworze Haversham’’, nie zaś ,,Premiery, która poszła nie tak’’. Być może z tego właśnie powodu większość małych katastrof, z jakimi zderzały się postacie, była tym bardziej zaskakująca, więc być może aktorzy spełnili swoje zadanie wyśmienicie, a ja jedynie niewłaściwie to postrzegam.

Pytanie trzecie: czy jest sens w wystawianiu spektakli niemalże żywcem skopiowanych z Broadwayu czy West Endu, przetłumaczonych i umieszczonych niemalże jeden do jednego wraz z projektami scenografii, ruchu scenicznego i kostiumów? Zdecydowanie tak. Dostępność tego typu przeżyć zarówno na odpowiednio przygotowanej scenie, do której widz ma dostęp, oraz możliwość śledzenia wydarzeń w macierzystym (bądź ojczystym) języku jest nie do podrobienia pod kątem emocjonalnym i niemożliwym do zastąpienia nawet zakładając, że któryś z widzów wybierze się na to samo przedstawienie np. w Londynie.

Pomimo, że bilety nawet w miesiąc po premierze sprzedają się jak szalone, wydaje mi się drogi czytelniku, że warto w poszukiwaniu teatralnej rozrywki przyjrzeć się propozycji z Teatru Variete, zwłaszcza, że nie tak często tego typu literatura teatralna pojawia się na krakowskich deskach scenicznych.

Tytuł oryginalny

Ściany padały ze śmiechu

Źródło:

Materiał nadesłany
Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Mateusz Leon Rychlak

Data publikacji oryginału:

06.03.2024