Zasłużeni dyrektorzy tracą dyrekcje po objęciu sejmików przez PiS. Konkursy budzą kontrowersje. Sceny są niszczone - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.
Polityczny walec demoluje życie teatralne głównie tam, gdzie doszło do zmian po wyborach samorządowych w sejmikach wojewódzkich jesienią 2018 r. i gdzie władzę zdobyło PiS. Dobrze obrazuje to sytuacja w Lubelskiem. Od dawno było wiadomo, że dyrektorce Teatru im. Osterwy Dorocie Ignatjew kontrakt wygasa 31 sierpnia 2020 r. O tym, że dyrektor Ignatjew nie podoba się samorządowcom PiS, również mówiło się od dawna. Bez znaczenia było, że cieszy się opinią jednej z lepszych w kraju. Po udanej dyrekcji w Sosnowcu, w Lublinie uporządkowała finanse, a spektakle przygotowane za jej dyrekcji były zapraszane na najważniejsze festiwale. „Kowboje" Anny Smolar zdobyły Grand Prix na Prapremierach w Bydgoszczy, „Wieczór trzech króli" był w finale Festiwalu Szekspirowskiego, „Trzy siostry" były grane na krakowskiej „Nie-Boskiej komedii".
Dyrektorskie posady
Dyrektor Ignatjew, przewidując, jaka sytuacja ją czeka, zrezygnowała z ubiegania się o kolejną kadencję, ostatecznie wystartowała w konkursie na prośbę zespołu. Przebieg konkursu był dziwny: wbrew ogólnym zwyczajom przesłuchania odbywały się bez ujawnienia nazwisk kandydatów. Poinformowano tylko, że dopuszczono do udziału sześciu. W komisji, zgodnie z ustawą, były trzy osoby reprezentujące organizatora i dwie - Ministerstwo Kultury. 17 czerwca głosami większości zdecydowano, że nikt z uczestników nie spełnił oczekiwań.
Każdy znawca życia teatralnego zdaje sobie sprawę, że wprowadzanie nowego dyrektora do teatru jesienią to faktyczna strata czasu w całym sezonie. Jednak zarząd województwa od dwóch miesięcy zwleka z decyzją. Jeszcze raz okazało się, że PiS, dążąc do zmian w instytucjach, mając w wyborach poparcie większości obywateli - nie ma odpowiednich fachowców i kompetencji do zarządzania instytucjami wyższej rangi. Z kolei ministerstwo znajduje się w klinczu: atakują resort pisowscy radykałowie, którzy domagają się większej „wycinki" w teatrach, a opozycji nie udało się wejść z MKiDN w dialog, co nie jest zresztą łatwe.
- By nie paraliżować pracy teatru, wyznaczyłam datę rozpoczęcia prób „Psiego serca" Bułhakowa w reżyserii Igora Gorzkowskiego na tydzień po 10 sierpnia oraz jesienną premierę na listopad -powiedziała nam Ignatjew.
- Marszałek wrócił z urlopu 11 sierpnia, a na podjęcie decyzji zarząd województwa ma czas do końca sierpnia - powiedział nam rzecznik Remigiusz Małecki z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Lubelskiego. Problem polega na tym, że teatr to nie piekarnia. Spektakli nie da się przygotować z dnia na dzień. Wydarzenia skomentował na FB senator KO Jacek Bury, wyrażając obawę, że PiS zamierza wstawić do teatru swoją „marionetkę", a to może zakończyć się tak jak dyrekcja Cezarego Morawskiego w Teatrze Polskim we Wrocławiu, którego resort kultury odwołał po kontroli NIK.
Zwraca uwagę rozrost administracji w lubelskim teatrze. Zmieniono statut. Ma być tam trzech dyrektorów, co oznacza łup w postaci stanowisk.
Ciekawa wizja
Do zawirowań doszło również w Teatrze im. Jaracza w Łodzi, którym kierował artystycznie Waldemar Zawodziński. Scena zawdzięczała mu stabilność - z krótką przerwą - od lat 90. Ale kilka miesięcy temu urząd marszałkowski, zdominowany przez PiS, oskarżył dyrektora „na podstawie uchybień i nieprawidłowości w zakresie stosowania obowiązujących procedur wewnętrznych teatru i nieprzestrzeganiu zapisów ustawy o finansach publicznych".
Komentowane jest to, że cała sytuacja wydarzyła się bezpośrednio po tym, gdy dyrektor Zawodziński zatrudnił do realizacji przedstawienia Jana Klatę, jednego z najważniejszych polskich reżyserów, laureata Europejskiej Nagrody Teatralnej, ale też z konfliktem z wicepremierem i ministrem kultury Piotrem Glińskim, gdy Klata był dyrektorem Narodowego Starego Teatru. Klata przegrał konkurs w Krakowie o drugą kadencję, wygrał go Piotr Mikos, Stary jest w stanie rozkładu i sam wicepremier Głiński przyznał, że popełnił personalną pomyłkę. Łatwo uwierzyć, że nie ingerował w sytuację w Teatrze im. Jaracza. Jednak lokalni politycy mogli wykazać się nadgorliwością, poza tym teatr to posady do przejęcia.
Zarząd nie przejął się apelem związku zawodowego, który błagał, by zarzuty stawiane dyrektorowi Zawodzińskiemu były rozpatrywane przez właściwego rzecznika dyscypliny finansów publicznych, bo na tym poziomie była sprawa. „Odpalono bombę, nie zastanawiając się nad konsekwencjami. To przeczy wszelkiej logice i rozwadze" - pisali związkowcy. „Nie chcemy dołączyć do zniszczonych Teatrów - Polskiego we Wrocławiu i Starego w Krakowie, nie chcemy podzielić losu radiowej Trójki. Zgrozą napawa nas praktyka zastępowania profesjonalistów - dyletantami".
A jednak dyrektor Zawodziński został odwołany 20 lipca. Zapytaliśmy, jaka jest podstawa odwołania. Wydział Prasowy Kancelarii Marszałka Urzędu Marszałkowskiego Województwa Łódzkiego poinformował nas: „Województwo Łódzkie nie wszczęło żadnego postępowania przeciwko byłemu dyrektorowi Teatru im. Stefana Jaracza w Łodzi, Panu Waldemarowi Zawodzińskiemu". To nie koniec: na tym tle zwraca uwagę bezprecedensowo niski poziom wymagań od przyszłego dyrektora. Staż, jaki trzeba mieć w instytucjach kultury, to jedynie rok, gdy zwyczajowo wymaga się pięciu lat. To budzi komentarze, że konkurs jest organizowany pod konkretną osobę. Urząd Marszałkowski komentuje: „Roczny staż pracy na stanowisku kierowniczym ma na celu poszerzenie grona potencjalnych kandydatów, którzy będą mogli zaprezentować świeżą i ciekawą wizję dalszego rozwoju Teatru, jak również alternatywne sposoby prezentacji spektakli, w tym w przestrzeni wirtualnej".
Teraz obowiązki dyrektora teatru pełni Małgorzata Kowalska, dotychczasowa zastępczyni dyrektora do spraw finansowo-administracyjnych. Jak poinformowała nas inspektor Dorota Walczak z Wydziału Kultury, koniec postępowania konkursowego przewidziany jest 8 września. Komisja przedstawi kandydata zarządowi województwa, ten podejmie decyzję.
Marazm w Nowym
Nierozwiązana pozostaje sytuacja w drugim, równie utytułowanym teatrze łódzkim - Nowym im. Dejmka, który podlega samorządowi miasta Łodzi, zdominowanemu przez Platformę Obywatelską. Przez ostatnie cztery lata kierował teatrem Krzysztof Dudek, były szef Narodowego Centrum Kultury. Teatr przeżywał jednak zmiany związane z kierownictwem artystycznym. Dwa lata temu Dudek rozstał się z wybitnym pisarzem Andrzejem Bartem, który nie mógł się poszczyć artystycznymi sukcesami w Nowym. Jego miejsce zajął utytułowany reżyser i dramatopisarz Maciej Wojtyszko. Na łamach łódzkiej prasy został zaatakowany, przez Remigiusza Cabana. W latach 1991-1992 kierował działem literackim Nowego.
Tak się składa, że wcześniej startował w konkursie na dyrektora razem z Krzysztofem Dudkiem i z nim przegrał. Gdy kadencja Dudka się skończyła, ponownie stanął z nim do rywalizacji. Obaj kandydaci nie zdobyli jednak poparcia większości komisji, a uwagę środowiska teatralnego zwracało również to, że konkurs rozpisany przez łódzki magistrat nie przyciągnął innych kandydatów, chociaż Nowy to jeden z najbardziej atrakcyjnych adresów teatralnych w Polsce. Wiceprezydent Małgorzata Moskwa-Wodnicka powiedziała nam, że rozpoczęcie nowej procedury konkursowej nastąpi niezwłocznie. Do powołania nowego dyrektora pełnienie obowiązków zostanie powierzone dotychczasowemu - Krzysztofowi Dudkowi.
Z planem przebiega konkurs na dyrektora Teatru Polskiego w Bydgoszczy. 12 sierpnia otwarto koperty z nazwiskami 12 kandydatów. Wśród nich jest wybitna scenografka Justyna Łagowska, Grzegorze Reske, m.in kurator lubelskich Konfrontacji oraz reżyser Wojciech Faruga. Wszyscy pracowali w Polskim. Rozmowy z kandydatami odbędą się pod koniec września.