"Matka Joanna od Aniołów" Jarosława Iwaszkiewicza w reż. Macieja Gorczyńskiego w Teatrze Barakah w Krakowie. Pisze Piotr Gaszczyński w Teatrze dla Wszystkich.
Po kolejnym, miejmy nadzieję że już ostatnim, zamknięciu instytucji kultury, od końca maja znowu możemy cieszyć się wizytami w teatrach „na żywo”. Nie inaczej było w krakowskim Barakah, gdzie wystawiono, pierwotnie zaplanowaną na marzec, premierę Matki Joanny od Aniołów. Jedno z najbardziej znanych opowiadań Iwaszkiewicza przeżywa ostatnio swój renesans – po premierach w warszawskich Nowym i Narodowym (odpowiednio Jana Klaty i Wojciecha Farugi), opowieść o opętaniu w Ludyniu dotarła również na Paulińską w Krakowie.
W spektaklu Macieja Gorczyńskiego do opowieści o opętanych (?) zakonnicach włączono historię żony Jarosława Iwaszkiewicza – cierpiącej na chorobę psychiczną Anny, a także niezwykły wiersz poety – Piosenka dla zmarłej. Z tego połączenia powstało przedstawienie o cierpieniu, samotności, niezrealizowanych pragnieniach i ambicjach, dla których rzekome działania złego ducha wydają się być jedynie wygodnym pretekstem.
Od samego początku Matki Joanny… granica między rzeczywistością a chorobą zaciera się, linia oddzielająca żarliwą religijność od klinicznego obłędu zostaje rozmyta. Pełniący funkcję narratora ksiądz Brym (Paweł Plewa) występuje w lekarskim kitlu, klasztorna cela przypomina bardziej szpitalny pokój, w którym oprócz łóżka i lustra nie ma zupełnie nic (scenografia autorstwa Iwony Bandzarewicz). Widzę w tym zabiegu dalekie echa Trylogii Jana Klaty, gdzie narodowe traumy leczono urojonymi wojnami toczącymi się w głowach bohaterów, skaczących po zdezelowanych materacach. Zachowując proporcje, tu również mamy do czynienia z wiwisekcją ludzkich uczuć i fobii. Jednak w przeciwieństwie do spektakularnego widowiska byłego dyrektora Starego Teatru, Barakah zaprasza widzów do bardziej intymnego spotkania jeden na jeden, zetknięcia oko w oko z szaleństwem w skali indywidualnej, nie zbiorowej.
Ana Nowicka jako Matka Joanna wraz dwiema towarzyszącymi jej na scenie efemerycznymi zakonnicami (przykuwające uwagę Aleksandra Nowakowska i Agata Jędrzejczak) tworzą trójkąt pełen niejednoznaczności. Przekomarzają się z Surynem (Paweł Charyton), uwodzą go, straszą, manipulują nim, prowadzą grę, w której młody kleryk nie umie się odnaleźć. Matka Joanna występuje na scenie w sutannie – jest to jednoznaczny gest stanowiący wyzwanie dla przybyłego do klasztoru egzorcysty. Taki zabieg wpisuje się również w założenia teoretyczne spektaklu, o których czytamy w jego opisie, gdzie opowiadanie Iwaszkiewicza traktowane jest jako przypowieść o ofierze rozumianej m.in. jako „ (…) niewinne ofiary dominującego (również współcześnie) patriarchalnego dyskursu wykluczającego z narracyjnych form języka (…)”. Pomijając fakt, że nie zgadzam się z cytowanym zdaniem, jako widz po prostu nie znalazłem na scenie realizacji opresyjnego, patriarchalnego dyskursu. Owszem, obserwujemy relację egzorcyści kontra podległe im zakonnice, ale wynika ona z samej struktury kościoła jako instytucji i sytuacji o jakiej mówi opowiadanie (spektakl). Zakonnice są teoretycznie opętane, przybyli księża mają wypędzić demony, w sferze duchowej sytuacja jest jasna – reprezentant sił dobra ma ujarzmić siły zła. Nie ma tu pola do negocjacji.
Jeśli mówić o Matce Joannie od Aniołów jako przypowieści o pewnego rodzaju walce z opresją, to z pewnością opowiadanie Iwaszkiewicza traktuje o tabu, jakim jest miłość i prawo do miłości (również cielesnej) osób duchownych. W tym kontekście relacja Matka Joanna – Suryn jest wołaniem o uznanie ich uczucia za prawdziwe, legalne. W wykorzystanej w spektaklu Piosence dla zmarłej czytamy : „Która leżysz w trumnie / Pomiędzy kwiatami / Wiedz że Dionizos / Modli się za nami /”. Te kilka wersów, przywołujących Bakchosa jako patrona miłości jednoznacznie mówią o cielesności, radości z fizycznego zbliżenia, uniesienia pokonującego granicę życia i śmierci (jak wiadomo, mało które postacie są tak mocno splecione jak Eros i Tanatos). Rozwinięcia tego wątku zabrakło mi w krakowskim przedstawieniu. Efektowne sceny wypędzania diabła nie zostały zrównoważone z dwuznaczną relacją księdza i zakonnicy.
Ważną rolę w spektaklu odgrywa poruszająca się na wózku inwalidzkim siostra Małgorzata (Monika Kufel). Wdaje się być przeciwieństwem Joanny, jest dużo bardziej racjonalna w słowach i działaniach. Wraz z Wołodkowiczem (Damian Sosnowski) tworzą interesujące tło dla scenicznych wydarzeń. Warto wspomnieć o niepokojącej muzyce Piotra Korzeniaka (m.in. wwiercające się w głowę nieustanne tykanie zegara), która dobrze oddaje nastrój i rytm przedstawienia.
Podsumowując, Matka Joanna od Aniołów w krakowskim Barakah to spektakl, który intryguje, ale nie wykorzystuje w pełni potencjału tekstu Iwaszkiewicza. Warto wybrać się na egzorcyzmy przy Paulińskiej, żeby na własnej skórze przekonać się czy diabeł tkwi w zakonnicach, czy może w nas samych.