„Książę” Karola Smacznego w reż. autora w Teatrze Wolność w Białymstoku. Pisze Marek Waszkiel na swoim blogu.
Kiedy w połowie 2021 roku recenzowałem na tym blogu Podmieńca Karola Smacznego i Marcina Tomkiela sugerowałem, że może to zapowiedź nowej lalkarskiej grupy teatralnej. I rzeczywiście, niedługo potem powstała Grupa Wolność. Jej kolejny spektakl, Syn, objechał już sporo festiwali, zdobył ważne nagrody i pewnie na długo pozostanie w repertuarze, bo ten niezależny teatr umacnia się i krzepnie. Ogromnym wysiłkiem i nakładem własnych środków Karol Smaczny doprowadził do otwarcia nowej, maleńkiej sceny w Białymstoku (z przylegającą do niej imponującą przestrzenią pracowni teatralnej) i przed kilkoma dniami wystąpił z inauguracyjną autorską premierą spektaklu Książę.
Wciąż jestem pod wrażeniem tego spektaklu, przesuwają mi się przed oczyma obrazy z przedstawienia, rozgrywającego się jakby na śmietniku współczesnej cywilizacji, na którym w końcu zostaje osamotniona i pełna strachu jednostka. Karol Smaczny zamyka całość jak gdyby przebudzeniem ze snu, co być może ma osłabić napięcie, zasugerować, że to co oglądaliśmy to tylko majaki, przywidzenia, ale wcześniejsze obrazy, ich związek z rzeczywistością, ich lalkowa, więc nadrzeczywista ekspresja wyklucza taką interpretację. To jednak wizja współczesnego świata, który od dwóch tysięcy lat nieprzerwanie zmierza do zagłady, ujarzmienia ludzkiej wolności i całkowitej nad nią kontroli.
Skąd te dwa tysiące lat? Ano stąd, że spektakl zaczyna może przydługi, ale przejmujący monolog Smacznego recytującego Apokalipsę św. Jana w staropolskim przekładzie Jakuba Wujka, na tle czarnej folii z wyświetlonym olbrzymim ludzkim okiem, powoli przekształcającym się w powiększającą się kulę globu, zasłoniętego chmurami, cieniami i mgłą. Źrenica oka – kula ziemska –antropocen. Przywołanie apokaliptycznego strachu człowieka zderzone zostaje z aktorską improwizacją Smacznego o naszym strachu tu i teraz: wobec przestępstw, machinacji, wizji sztucznej inteligencji zastępującej człowieka. I kiedy wreszcie podnosi się czarna folia-kurtyna oglądamy niemal zgliszcza, wypalone i zdegradowane przedmioty, kawałki ludzkich protez, walające się po podłodze sceny małe figurki-lalki, pokruszone kawałki pleksi. To przestrzeń z Becketta, Ionesco, a może z Małego księcia, bo inspiracje Smacznego związane są z setną rocznicą wydania powieści Antoine’a de Saint-Exupéry’ego. Te asocjacje każdego z nas mogą być różne, lecz klimat przestrzeni i pojawiających się obrazów, aura pięknych kompozycji dźwiękowo-muzycznych Michała Górczyńskiego, działania Karola Smacznego i towarzyszącej mu Emmy Kováčovej, ujmującej zwłaszcza plastycznością swojego ciała, przenoszą nas w świat naszej samotności i ludzkiego strachu. To nic, że w którymś momencie padają ze sceny piękne słowa, że strachu przecież nie ma, on nie istnieje fizycznie, jest jedynie wytworem naszej wyobraźni, bo mimo wszystko nie potrafimy się od niego uwolnić.
Strach i związana z nim samotność jest tematem wszystkich scen Smacznego z pojawiającymi się animantami, ludzkimi kadłubkami, zminiaturyzowanymi postaciami bez nóg, protezami, pustymi korpusami, ale czasem także ludzkimi hybrydami czy lalkowymi partnerami. On sam, człowiek, jest otoczony wyłącznie światem zdegradowanej materii, którą jednakże ożywić może tylko on. I choć budowane obrazy, kolejne sceny przyciągają uwagę, chwilami nawet wydają się czarujące, płynące z nich sensy napawają raczej smutkiem.
W jakimś sensie to spektakl z gatunku work in progress, chyba jeszcze nie zamknięty. Data premiery wiąże się z koniecznością rozliczenia stypendialnego grantu prezydenta m. Białegostoku. Ale już obecny kształt przedstawienia fascynuje. Troszkę mi szkoda, że większość użytych animantów, nieco w stylu Michaela Vogla, jawi się jako fantomy zagrożenia, elementy osaczające bohatera. Nawet pięknie podświetlony kurpus z kobiecą głową, w którym wydawać by się mogło Smaczny znajduje ukojenie, okazuje się tak naprawdę pustą wydmuszką, mirażem. Tyle, że animanty nie muszą nas uspokajać, może nawet te elementy ożywionej materii powinny drażnić, szokować, a jeśli tak – spełniają swoją rolę znakomicie. Zwłaszcza, że są piękne, jak zresztą całość wizualna spektaklu.
Pewnie za kilka miesięcy poznamy dokąd uda się dotrzeć Karolowi Smacznemu w pracy nad Księciem, choć już dziś spotkanie z jego talentem, wrażliwością i błyskotliwą obserwacją otaczającego nas świata wzbudza niekłamany zachwyt.