EN

16.10.2023, 16:08 Wersja do druku

Sami razem

Inne aktualności

Dramatopisarzom na wieść o tegorocznym wyborze Akademii Szwedzkiej laureata literackiej Nagrody Nobla zabiło mocniej serce. Jon Fosse nieoczekiwanie wzbudził jesienną radość, motyle w brzuchu w wielu środowiskach literackich, teatralnych i okołoteatralnych. Poczuliśmy siłę jego słów, z którymi pozostajemy sami, podobnie jak jego bohaterowie, ale przez tę chwilę razem.

Bardzo lubię Jona Fossego. Przyglądam się jego zdjęciom, staram się wyczytać z pisania i rozmawiania o nim informacje niedotyczące li tylko jego literatury, ale narysować jego portret na prywatny użytek. Pisarza, który budzi się wcześnie rano, raz na fiordzie, czasem w prestiżowym miejscu Oslo, Grotten, tuż obok Pałacu Królewskiego, czasem pod Wiedniem. Jest niewymuszenie skromny. Przeszedł alkoholową traumę. Odbywa podróż religijną z kilkoma stacjami, choć pewnie większość napisałaby, że to podróż duchowa. Pisze w języku nynorsk, który jest dowodem norweskiej demokracji i potwierdza od ponad stu lat prawo do własnego języka, tym samym do własnego świata.

Fosse tą nagrodą otrzymał jeszcze raz własne imię, nie po Ibsenie, Beckecie, Bernhardzie, Bergmanie. Jest pisarzem o zasięgu światowym, tłumaczonym na około 50 języków, mającym w dziejach scenicznych swych dramatów blisko 1000 realizacji. Jest poetą i muzykiem w każdym rodzaju literackim, który uprawia. Dzisiaj Jon Fosse, czwarty Norweg doceniony literackim Noblem, po Bjørnstjerne Bjørnsonie (1903), Knucie Hamsunie (1920) i Sigrid Undset (1928), ma 64 lata. Stąd prawie rówieśnicza ciekawość odczytania w jego dziele śladów i tropów do własnych zmagań codziennych, poszukiwanie w jego drodze znaków albo tylko cząstkowego potwierdzenia, samozrozumienia.

Jego twórczość jest egzystencjalna i przepojona duchowością, piszą zgodnie krytycy i publicyści różnych proweniencji badawczych. Czasem zwracają uwagę na specyfikę odczytania jego dzieła w swoim kraju, na przykład w laickiej Francji; Noa Liev (Pamięć i głos umarłych w teatrze Jona Fossego) uważa, że mistyczny wymiar jego dzieła został we Francji źle rozumiany. Porównywany do Becketta w minimalizmie swojego języka, jest jednak mniej zdesperowany, twierdzi Liev, ponieważ ma związek z duchowością i śmiercią, związek, który nie jest nihilistyczny.

Fosse usuwa zasady między czasem a przestrzenią, usuwa granice między życiem a śmiercią. Usuwa też zasady interpunkcji. Tym samym przestrzeń i czas mieszczą się w słowach.

Język nas stwarza i językiem się bronimy, rani i pozwala uniknąć ran, a milczenie, nienazwanie staje się naszym najskuteczniejszym orężem.

Jon Fosse zdaje się odmierzać swój indywidualny czas i wybiera słowa jeszcze czytelniej. Wybiera i pozwala stać się wybranym. Przyznaje, że nie rozpoczyna procesu pisania z pełnym strukturalnym zamysłem kompozycji, pozwala nieść się swojemu pisaniu, które rządzi się i nieznanym czy niepoznanym, tajemnicą aktu twórczego, do którego jest potrzebne jeszcze coś więcej, niż wydobywanie ze swojego strumienia świadomych myśli i nieświadomych przeczuć – słów, potrzebna jest transmisja nieuchwytnego.

Chcę wierzyć, że radość z tego wyróżnienia łączy nas nie dlatego, że Jon Fosse nie jest pisarzem politycznym. To literackie babie lato przywiało także docenienie jego teatru intymnego, przede wszystkim dlatego, że równo z nim stajemy przed tymi samymi pytaniami i przed tą samą próbą. Chociaż próby przecież nie będzie.

2.

To, które nie przyjdzie

Norweski pisarz wszedł do polskiego krwiobiegu przez szklany ekran. Pierwszą polską inscenizacją jego dramatu było Dziecko w reżyserii Mariusza Fronta, reżysera i malarza, pokazane w ramach telewizyjnego cyklu Pokolenie 2000. Samo przedstawienie powstało w 1999 roku dla Studia Teatralnego Dwójki (niedzielnego późnowieczornego pasma, którego już nie ma) i było drugą realizacją Mariusza Fronta w Teatrze Telewizji, po udanym debiucie w 1998 roku: polskiej prapremierze Wariacji enigmatycznych Érica-Emmanuela Schmitta z duetem aktorskim Wojciecha Pszoniaka i Jana Frycza.

Jon Fosse był wówczas autorem mało znanym, a może należy napisać nieznanym w Polsce, chociaż w 1999 roku miał już w swoim dorobku powieści, poezję i sztuki teatralne. Od jego norweskiego teatralnego debiutu utworem I nigdy się nie rozstaniemy minęło 5 lat. Dziecko, sztuka z 1997 roku, połączyła młodych, startujących twórców – reżysera Mariusza Fronta i aktorów Elżbietę Piekacz i Piotra Starzyńskiego, by mogli wspólnie opowiedzieć w pastelowym stylu o tajemnicy bliskości, rodzącej się miłości, opisać stratę i zmierzyć się z rozpaczą. Dziecko zostało przeniesione w okolicę i scenerię polskiego blokowiska. Powstał diariusz czasu oczekiwania i nienadejścia, pokazany filmowo, niemal dokumentalną kamerą (zdjęcia Andrzeja Musiała), która rejestrowała, obserwowała mikrozachowania, z pozoru nieznaczące reakcje bohaterów. Intymność tego świata nie stała się ani pretensjonalna, ani ekshibicjonistyczna. Kolorystyka telewizyjnego obrazu została zredukowana do gamy szarości i błękitów, kadry czasem prześwietlone, czasem z ostrym światłem słonecznym. Dynamika kamery i faktura ujęć imitowały amatorski film wideo, z szybkimi zmianami pozycji obiektywu, „nieporadnościami”, przypadkowymi „wejściami” w kadr, tym samym powiększając złudzenie autentyczności i naturalności przeżyć postaci. Sekwencje Dziecka wypełnione zostały szumami ulicy, zlepami odgłosów domowej codzienności, szpitalnymi ciągami dźwięków. W tej ciszy bez dialogów, z pauzami na myśli i emocje, słowa, które padają, znaczą więcej. Zapis zwyczajności tragicznego doświadczenia bohaterów Dziecka w spotkaniu Fosse – Front, stwarza ich niezwykłość.

Najbliżsi obcy

Cztery lata później, już dla sceny poniedziałkowej Teatru Telewizji, powstał spektakl Matka i dziecko, sztuka Jona Fossego badająca inną bolesną rodzinną relację. Była to ostatnia artystyczna wypowiedź fabularna Stanisława Różewicza. Spektakl może bardziej klasyczny w formie telewizyjnej od Dziecka, ale równie przejmujący i dotkliwy. Postaci tytułowe reżyser powierzył Dorocie Segdzie (Matka) i Dariuszowi Wnukowi (Syn).

Obcy sobie najbliżsi: matka i syn. Niewiele o sobie wiedzą, właściwie nie znali się. Matka wyjechała na studia do Oslo i poświęciła się karierze. Zostawiła syna pod opieką swojej matki i męża. Teraz, po latach, pokaleczeni, próbują się poznać i zrozumieć powody porzucenia. Oskarżają się i bronią. Syn chce dowiedzieć się od Matki, czy dokonałaby aborcji, gdyby miała zezwolenie władz. Dzisiaj jest dorosły i wykształcony, ale podczas spotkania z Matką mówi monosylabami. Matka zalewa Syna słowotokiem banalnych pytań. Nie znają języka emocji, nie radzą sobie z nimi w komunikacji, a może ich również nie mają, skoro nie potrafią ich wyrazić. Stanisław Różewicz mówił o sztuce Jona Fossego: „To sztuka o samotności i potrzebie miłości. Sztuka o czasach pośpiechu. Matka nie ma czasu dla dziecka. Odpowiada za jego narodzenie. Szkoda, że w dzisiejszych czasach żyjemy płyciej, powierzchowniej”. Telewizyjny spektakl jest przykładem idealnego dopasowania wrażliwości reżysera do tekstu dramatu. Za Stanisławem Różewiczem stoi całe jego filmowe i literackie doświadczenie, również doświadczenie całego życia, niosące głęboko wyjątkowość i rozpoznanie twórczości brata Tadeusza. Bez jego dramatopisarstwa nie powstałby teatr Fosse – Różewicz, teatr najwyższego artystycznego głosu.

„Nie możesz odejść”

Paweł Miśkiewicz w „Rozmowach po zmroku” w radiowej Dwójce, poświęconych rozważaniom o dziele noblisty (9 października 2023), podzielił się smutną refleksją. Reżyser wątpi, czy dzisiaj podjąłby się realizacji dramatów Jona Fossego, ponieważ obawia się, że nie znalazłby do nich aktorów tej klasy i świadomości w budowaniu roli, jak miało to miejsce przy podwójnej realizacji Snu o jesieni w 2006 roku, w Teatrze im. Jaracza w Łodzi w kwietniu i w Teatrze Telewizji w listopadzie. Dzisiaj poziom wymagań, jakie stawia Fosse współcześnie kształconemu aktorowi, zdaje się – mówi Miśkiewicz – nie być dla niego osiągalny, jak było to możliwe w przypadku starej szkoły aktorskiej. Z obsady telewizyjnego Snu o jesieni Miśkiewicza żyje dzisiaj tylko Barbara Marszałek (Żona). Odeszli Piotr Machalica (Mężczyzna), Halina Skoczyńska (Kobieta), Mirosława Dubrawska (Matka), Ignacy Gogolewski (Ojciec), co po siedemnastu latach od premiery daje temu spektaklowi pozateatralny kontekst, nadając mu jeszcze więcej przejmujących sensów i nie tylko metaforycznych znaczeń. Te sensy pomaga też budować niezwykle telewizyjna scenografia Barbary Hanickiej. Sen o jesieni zapętla czas i tym samym przesuwa granice między światem żywych i już umarłych.

3.

Polskie sceniczne realizacje sztuk Jona Fossego, w znakomitych przekładach Haliny Thylwe, Elżbiety Frątczak-Nowotny, Ewy Partygi, miały szczęście do reżyserów. Imię wystawili Agnieszka Glińska, Tomasz Man, Anna Augustynowicz, Matkę i dziecko oraz Letni dzień – Izabela Cywińska, Dziewczynę na kanapie – Natalia Sołtysik, Odwiedziny – Paweł Szkotak, Sen o jesieni – Paweł Miśkiewicz, Mariusz Wojciechowski, Jan Maciejowski, Tomasz Hynek, Zimę – Grażyna Kania, Ktoś tu przyjdzie – Katarzyna Łęcka.

Fosse jest z powodzeniem grany na świecie, po jego dzieła sięgają najwięksi. Wspomnijmy inscenizację Trylogii w reżyserii Luca Percevala w Teatrze Norweskim w Oslo (Det Norske Teatret) w 2019, spektakl nagrodzony i uznany przez krytykę za wybitny. W 2020 Perceval otrzymał nagrodę Heddaprisenza adaptację i inscenizację powieści. Jako najlepszą aktorkę uhonorowano Gjertrud Jynge, która gra główną bohaterkę, również nagrodą krytyków.

Doskonałą inicjatywą Teatru Norweskiego w Oslo jest też międzynarodowy festiwalu jego twórczości Den Internasjonale Fosse Festivalen, który we wrześniu tego roku odbył się po raz trzeci. Program festiwalu stara się spojrzeć na dzieło Fossego z różnych perspektyw. W tegorocznej edycji, pojawiło się przedstawienie z Teatru Baj w Warszawie w reżyserii Ewy Piotrowskiej Dziewczynka ze skrzypcami (premiera w kwietniu 2023), oparte na filozoficznej powiastce dla dzieci. Spektakl jest obecny w repertuarze teatru i dzisiaj jest jedynym dostępnym opartym na utworze Fossego na scenach polskich. Wskazuje on, jak wiele teatralnych możliwości stwarza dzieło nagrodzonego pisarza.

Czy pojawiające się w recenzjach przedstawień z dramatów Fossego opinie o percepcyjnej trudności w obcowaniu z nimi, dające się wyłowić wątpliwości dotyczące powolności rytmu, braku akcji i klasycznego scenicznego dziania się, minimalistyczne, refreniczne dialogi otworzą, czy raczej zamkną drogę tej dramaturgii do polskich teatrów?

Może ten dobry czas dla autora Septologii pozwoli twórcom na podjęcie się wystawień jego niegranych w Polsce dramatów czy adaptacji wychodzącego w polskim przekładzie (jest pierwszy tom) opus magnum.

Polsko-norweski reżyser Piotr Chołodziński, który w ubiegłym roku wystawił sztukę Fossego Ktoś tu przyjdzie we włoskim Teatro Manini di Narni (Teatr Miejski Umbrii), starał się znaleźć w tym utworze przestrzeń dla groteski i ironii, zastosował dla poetyckiego minimalistycznego dialogu – rap. Włoscy aktorzy z tak odmiennymi przyzwyczajeniami mówienia dialogu niż to, które proponuje autor sztuki, dodatkowo zostali skonfrontowani z obcym; Mężczyznę zagrał fiński aktor Samuli Nordberg.

Na szczęście nie ustalił się kanon grania Jona Fossego, o czym najlepiej zaświadczają jego telewizyjne, tak odmienne inscenizacje, podporządkowane charakterom pisma i wrażliwości reżyserów. Nie ustalił się też katalog pytań, które pisarz nam stawia, tym bardziej nie ma prawidłowych odpowiedzi, poukrywanych w różnorodności możliwych interpretacji jego dzieła.

Tytuł oryginalny

SAMI RAZEM

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Ludzie