„Sen srebrny Salomei” Juliusza Słowackiego w reż. Piotra Cieplaka z Teatru Modrzejewskiej w Legnicy w TVP Kultura. Pisze Krzysztof Krzak w Teatrze Dla Wszystkich.
Odwagą było sięgnięcie przez Piotra Cieplaka po „Sen srebrny Salomei” Juliusza Słowackiego i wystawienie go na deskach Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy w listopadzie 2022 roku, gdy od dziewięciu już miesięcy trwała napaść zbrojna Rosji na Ukrainę, a do Polski przybywały, szukając schronienia i pomocy, rzesze uchodźców z regionu naszych wschodnich sąsiadów. Odwagą kierownictwa Teatru Telewizji było również przeniesienie tego spektaklu na mały ekran i pokazanie go ogromnej publiczności TVP Kultura 25 września 2024 r. , a więc w czasie, gdy wojna za naszą granicą wciąż trwa i jej rychłego końca trudno oczekiwać, a w społeczeństwie polskim stosunek do Ukraińców staje się delikatnie powiedziawszy ambiwalentny.
Abstrahując jednakowoż od bieżących konotacji polityczno–społecznych, należy powiedzieć nie mniej wyraźnie, że spektakl ów to również dowód na to, iż bardzo dużo i dobitnie mówi o współczesności, wykorzystując do tego tekst sprzed blisko dwustu lat, w dodatku pochodzący z – mało strawnego dla przeciętnego czytelnika – okresu twórczości Juliusza Słowackiego zwanego mistycznym. Aby się jednak tak stało, trzeba dokonać pewnych zmian, szczególnie w zakresie języka, które zrozumienie przesłania tego „romansu dramatycznego w pięciu aktach” by ułatwiło, a jednocześnie nie usunęłoby ducha utworu. Ten zabieg udał się Piotrowi Cieplakowi i współpracującemu z nim w charakterze konsultanta dramaturgicznego Robertowi Urbańskiemu znakomicie. Panowie uaktualnili nieco leksykę, ujęli kwiecistości stylowi pisarskiemu Słowackiego, skrócili wypowiedzi bohaterów (zwłaszcza ich monologi) i zaprezentowali widzowi w pełni zrozumiałą historię. Tym bardziej, że odzywający się kilka razy z offu lektor (Łukasz Kucharzewski) informuje o jej czasie (1768 rok), miejscu (Podole, wschodnie rubieże Rzeczypospolitej, które niebawem przejmie Rosja), tle historycznym (krwawy bunt ukraińskich chłopów przeciwko polskim panom). W percepcji spektaklu bynajmniej nie przeszkadza pozostawione przez adaptatorów oddziaływanie na los bohaterów przepowiedni, snów, wizji, wieszczeń. Przeciwnie, powodują one zaciekawienie przebiegiem akcji i wzrost napięcia z każdą kolejną opowieścią. Ogląda się więc „Sen srebrny Salomei” trochę jak dramat sensacyjny.
Uwspółcześnienie dramatu Słowackiego widać też wyraźnie w sferze wizualnej spektaklu. Andrzej Witkowski ograniczył scenografię do absolutnego minimum (didaskalia Słowackiego czyta lektor), a XVIII–wiecznych bohaterów ubrał w kostiumy znane obecnemu widzowi z autopsji (dżinsy, garnitury, golfy, skórzane kurtki). Oszczędni w grze, acz bardzo wyraziści są także aktorzy, którzy bez stosowania wyszukanych czy przesadnych środków wyrazu scenicznego stworzyli postaci niezwykle wyraziste. Na tle jedenastoosobowego zespołu na plan pierwszy wybija się, w mojej ocenie, Mateusz Krzyk, po mistrzowsku przekazujący dwoistość natury granego przez siebie Semenki, który pod maską oddanego kompana skrywa mściwość spowodowaną niespełnioną miłością. Intrygujące pod względem artystycznym wizerunki postaci stworzyli także: Bogdan Grzeszczak (Regimentarz Stempowski), Tomasz Lulek (Gruszczyński) i Magda Biegańska (tytułowa Salomea Gruszczyńska). Ciekawym zabiegiem inscenizacyjnym było powierzenie roli Wernyhory dwóm aktorkom: Zuzie Motorniuk i Ewie Galusińskiej. Generalnie cała obsada dołożyła starań, by widzowi nie umknęło to, co zdaje się być najważniejsze w tej inscenizacji – słowo. Znakomicie jego wagę podkreślała też nowocześnie brzmiąca muzyka skomponowana przez Pawła Czepułkowskiego. Zaś zdecydowanie najważniejszym walorem „Snu…” z Teatru Modrzejewskiej w Legnicy jest inspirowanie do rozmowy na temat wzajemnych relacji między narodem polskim i ukraińskim. Niełatwej, ale potrzebnej, wręcz koniecznej.