Po sześciu miesiącach od premiery w Nowej Zelandii zawitała do nas sztuka, która odmieniła tamtejszą politykę. Czy tak będzie i w Polsce? Pisze Marek Kochan w felietonie dla „Teatrologii.info”.
Warto w tym kontekście wspomnieć o postulatach Jacques’a Rancière’a, który domagał się, by sztuka zyskała poczucie sprawczości. By uwolniła się od zakazu polityczności i świadomie dążyła do widocznych konsekwencji swoich aktów twórczych. Teraz, po tym, co stało się w Nowej Zelandii jesienią 2024 roku, Rancière pewnie zaciera łapki z satysfakcji. Może już niedługo, na osiemdziesiąte piąte urodziny, dostanie wreszcie prezent, o którym marzył. Jego proroctwa wypełniają się na naszych oczach.
Do rzeczy jednak. Po kolei.
Sztuka, o której tu mowa, jest przedsięwzięciem artystycznym nowozelandzkiej pisarki, reżyserki i performerki o figlarnym pseudonimie Stinky. Artystka nie tylko dramat ów napisała i wyreżyserowała, ale też skomponowała do niego muzykę, którą wykonuje podczas spektaklu, używając wymiennie digeridoo i ukulele. Zagrała też w nim główną rolę. Można więc mówić, że to w pełni autorskie dzieło.
Bohaterką sztuki jest Golriz Ghahraman, wcześniej prawniczka ONZ, zajmująca się prawami człowieka, a potem posłanka do nowozelandzkiego parlamentu z ramienia Zielonych, pierwsza w historii posłanka-imigrantka (jako dziecko przyjechała do tego kraju z Iranu wraz z rodzicami). Ghahraman, jak wiadomo, zrezygnowała z mandatu poselskiego po ujawnieniu w styczniu zeszłego roku nagrań ze sklepu, ukazujących jak przejmuje ona (a konkretnie wkłada do swojej dużej torby) niewielką luksusową torebkę Isseya Miyakego, o wartości szacowanej na około tysiąc dolarów (torebki takie kosztują od niecałych trzystu do tysiąca sześciuset dolarów). Do trzech aktów przejęcia torebek przez Ghahraman doszło, jak pamiętamy z mediów, odpowiednio 23 października oraz 21 i 23 grudnia 2023.
Te wydarzenia w spektaklu Stinky, który miał premierę w prestiżowym Bats Theatre w Wellington wczesną jesienią 2024, niecały rok po tych wydarzeniach, są tylko sygnalizowane przez wideoprojekcje, ukazujące nagłówki miejscowych i zamorskich gazet z tamtego czasu, a także samplujące sławny film z butiku Scotties, na którym widać finezyjnie przeprowadzoną przez Ghahramen operację przejęcia torebki Isseya Miyakego.
Właściwy spektakl rozpoczyna się dopiero wtedy, gdy na scenę wkracza Stinky jako Golriz Ghahraman. Performerka, choć nie jest bynajmniej „woman of colour”, a przeciwnie, jest radykalnie i bezwstydnie biała, lecz przy tym tak perfekcyjnie ucharakteryzowana, że można się pomylić – wygląda jak prawdziwa Golriz. Rozpoczyna ona swój pobyt na scenie krótkim kilkuminutowym monologiem, który jest niemal jeden do jednego wzorowany na sławnym oświadczeniu Ghahraman po ujawnieniu afery torebkowej. Stinky/Golriz chodzi na czworakach w kółko i mówi, że zawiodła wiele osób i jest jej przykro; że bierze pełną odpowiedzialność za swoje działania, których żałuje; że tego co zrobiła nie da się w żaden sposób wyjaśnić, bo nie jest to w żaden sposób racjonalne; że jej działania nie spełniły wysokich standardów stawianych parlamentarzystom. Potem mówi, że nie chce swoich działań usprawiedliwiać, a tylko je wyjaśniać. Pojawia się deklaracja, iż parlamentarzystka po ocenie medycznej rozumie, że nie jest w dobrym stanie. Dalej słyszmy znane wszystkim argumenty o tym, że jej działanie jest reakcją na skrajny stres, jakiemu była poddana w czasie poprzedzającym incydenty, a ponadto może mieć związek z nierozpoznaną wcześniej traumą. Słowa o „reakcji na skrajny stres” (extreme stress response) i „związku z nierozpoznaną wcześniej traumą” (previously unrecognised trauma) są wyświetlane na telebimach, a ich wypowiadaniu towarzyszy śpiew chóru. Stają się one swoistym refrenem spektaklu, będą wracały w nim potem jeszcze wielokrotnie.
Pod koniec monologu Stinky/Golriz deklaruje, że zrezygnuje z mandatu poselskiego i wypowiada swoją sławną obietnicę, iż teraz skupi się na tym, by wrócić do zdrowia i na znalezieniu innych dróg, by pracować na rzecz pozytywnej zmiany świata (to work for positive change in the world).
Monolog kończy rozpaczliwa solówka na ukulele, po której serca widzów są niemal rozerwane od smutku i wibrują od współczucia. Stinky/Golriz niknie za kulisami.
Wyciszeniu emocji służy głos podobny do głosu Jamesa Shawa, partyjnego kolegi Ghahraman z partii Zielonych, który deklaruje grubym barytonem, iż wprawdzie parlament jest miejscem stresującym dla wszystkich, jednak to, czemu była poddana Ghahraman, przekracza normy stresu, który da się wytrzymać. Opowiada o tym, co ją spotkało, o groźbach przemocy fizycznej, seksualnej i śmierci, którym była poddawana. Scena ta jest podana jako operowa aria, z towarzyszeniem orkiestry, co zwiększa diapazon emocji.
Kolejna scena podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej. Na scenę wkracza chór nienawistników, którzy agresywnymi głosami cytują nagłówki i fragmenty publikacji hejtujących działanie Ghahraman, cytując najgorsze pojęcia tej fali okropnego thiefshamingu, który spotkał bohaterkę sztuki. W tym czasie Stinky przygrywa zza kulis na swoim digeridoo, co buduje potrzebne napięcie.
To jest moment spektaklu, w którym publiczność ma już wyrobione zdanie na temat sprawy i oczekuje od bohaterki działania. I oczekiwania te zostają spełnione. Stinky/Golriz wkracza na scenę w campowej kreacji rewolucjonistki i rozpoczyna swoją krucjatę przeciwko thiefshamingowi. Demaskuje podłość lokalnego prawa, które pozwala skazać na karę do siedmiu lat więzienia za czyn tak błahy jak przejęcie dóbr o wartości tysiąca dolarów nowozelandzkich (około dwa i pół tysiąca złotych), a także pozbawić mandatu parlamentarnego kogoś, kto został skazany na karę dwóch lat pozbawienia wolności. Domaga się zmiany tego okrutnego prawa i deklaruje powołanie wolnościowego Ruchu Wyzwolenia Torebek (w oryginale Free Bags Movement, co można oddać też jako Ruch Swobodnych Torebek), który pozwoli wszystkim zestresowanym życiem obywatelom (a któż nie jest dziś zestresowany) odreagować „nierozpoznane wcześniej traumy” właśnie poprzez uwalnianie torebek. Torebek, dodaje Stinky/Golriz, bezdusznie uwięzionych przez producentów i dystrybutorów w sklepach i skazanych w ten sposób na uprzedmiotowienie, a także na cierpienia, związane z wykonywaniem na nich transakcji o charakterze czysto handlowym.
Czy ty chciałabyś/chciałbyś być towarem? – pyta retorycznie Stinky/Golriz, pokazując w stronę widowni palcem, a potem zaczyna gromko skandować swój sławny slogan: „uwolnić torebki” (liberate the bags).
Jej melorecytowane monologi mówią także o konieczności zmiany języka, zastąpienia hejterskich pojęć językiem afirmacyjnym i inkluzywnym. Stinky/Golriz mówi jak skrzyżowanie Buddy i Jezusa Chrystusa: zaprawdę powiadam wam, powiada, nie złodziej (thief), lecz wyzwoliciel (liberator), nie kradzież (shoplifting), lecz wyzwolenie (liberation) albo przejęcie (takeover). Zapiekłych konserwatystów namawia, by – jeśli nie mogą mówić „wyzwoliciel” zamiast „złodziej”, to niech przynajmniej mówią „osoba złodziejska” (thieving person). Przecież oni mają swoje stresy! – mówi Stinky/Golriz – choćby te związane z samym zawodem: wszak samo wyzwalanie dóbr jest czynnością stresującą. Inni ludzie się gapią, do tego wszędzie kamery, ochroniarze dookoła. Osoby złodziejskie muszą potem jakoś odreagować ten stres, muszą znowu przejmować. I kółko się zamyka. One są ofiarami tej sytuacji, to opresywne społeczeństwo wpędza je w traumy. Czy to tak trudno zauważyć?
W kolejnych scenach przedstawienia Stinky z wrażliwością prawdziwej dokumentalistki relacjonuje, jak Ruch Wyzwolenia Torebek rósł w siłę, włączając kolejne grupy ludzi żyjących w stresie i potrzebujących rozładowania tego stres przez przejmowanie/wyzwalanie torebek. Albo jakichkolwiek innych dóbr.
Nie sposób w krótkim, bo zaledwie trzygodzinnym, spektaklu przedstawić wszystkich zdarzeń z historii ogromnego ruchu społecznego, ale siłą przedstawienia jest detal. Oto na przykład jeden tylko świetny epizod: do RWT przyłącza się peryferyjna i niewielka z początku grupa HAL (Household Appliances Liberation, czyli Ruch Wyzwolenia AGD), która demonstruje, jak przejęte ze sklepów podczas zamieszek golarki, elektryczne szczoteczki do zębów czy inne drobne sprzęty domowe pozwalają im zredukować stres, któremu są codziennie poddawani. Wzruszająca jest zwłaszcza scena z mikserem, gdy jeden z aktywistów HAL-u demonstruje, jak odgłos tej niewielkiej maszyny uwolnionej z hipermarketu koi jego nierozpoznane wcześniej traumy.
Oczywiście zmiana nie jest łatwa. Spektakl przedstawia uczciwie, jak silny jest wróg, czyli wszelkiej maści reakcjoniści i konserwatyści, wspomagani przez skorumpowanych oligarchów oraz urzędników, za którymi stoją, jakże by inaczej, producenci uwalnianych dóbr, niegodzący się na ich wyzwalanie, wyłącznie w imię swoich krwawych zysków. Gdy na scenę wkracza jeden z nich, ucharakteryzowany na Emmanuela Goldsteina z 1984, i zaczyna żalić się, że na skutek masowych działań RMT-u spadają mu przychody oraz dochody, i z tego powodu będzie musiał sprzedać swój studwudziestometrowy jacht, wywołuje to furię u widzów. Zaczynają oni głośno sarkać, smarkać i popluwać ze złości, jak na prawdziwym orwellowskim seansie nienawiści.
Kolejne etapy historii RWT-u, prorokowanej przez Stinky, czyli przekształcenie się tego ruchu w BLP, Partię Wyzwolenia Torebek (Bags Liberation Party), wygraną tej partii w wyborach i objęcie steru rządów w Nowej Zelandii przez Golriz Ghahraman jesienią 2024 roku, są pokazane z nieustępliwą dokładnością.
I może dlatego to, co wymyśliła sobie dramatopisarka zmieniło się w rzeczywistość, ziściło się.
Kulminacją spektaklu Stinky jest parlamentarne exposé Golriz, w którym zapowiada ona powszechną szczęśliwość i sprawiedliwość, kiedy wszystkie okrutne prawa piętnujące przejmowanie dóbr (thiefshaming) zostaną zniesione i „wszystkie torebki świata będą wolne” (all bags in the world will be free). Kiedy Stinky w roli nowej premierki wkręca się w wysokie tony, można mieć wrażenie, że to przemówił sam Martin Luther King i znów wypowiada swoje legendarne I have a dream.
Słowa te mają wielką siłę. I może właśnie dlatego wszystkie wydarzenia przedstawione w spektaklu niedługo po jego premierze stały się faktem, a Golriz Ghahraman wróciła do polityki na czele swojej nowej partii by, jak sama wcześniej zadeklarowała, pracować na rzecz pozytywnej zmiany świata (to work for positive change in the world), wygrała wybory i wygłosiła identyczne exposé w nowozelandzkim parlamencie, co do słowa zgodne z partyturą napisaną wcześniej przez Stinky.
Aż trudno uwierzyć, że to wszystko działo się zaledwie rok temu i już dziś, wiosną 2025 roku, sześć miesięcy po premierze spektaklu w Bats Theatre możemy go oglądać w warszawskim Teatrze Traumatycznym. Czy przedstawienie zapoczątkuje zmianę społeczną na miarę tej, która zaszła w Nowej Zelandii? Czy w najbliższych wyborach prezydenckich dokona się wreszcie Prawdziwa Zmiana?
Nie jest to oczywiste. Cóż, powiedzmy sobie szczerze, że polska wersja sztuki o Golriz Ghahraman i o Ruchu Wyzwolenia Torebek, wystawiona w Teatrze Traumatycznym przez Twórczy Kolektyw Wąsy Młodej Ciotki, odbiega nieco od oryginału. Zupełnie niepotrzebne są lokalne wtręty i nasycanie spektaklu naszą polską, prowincjonalną kulturą. Wyzwolenie Wyspiańskiego nie pasuje wcale do nowozelandzkiego dramatu (może poza samym tytułem), a poza tym po co galwanizować żabę? W czasach, gdy udało się wreszcie wyrzucić z listy lektur okropne ramoty Sienkiewicza, Mickiewicza, Żeromskiego czy Szekspira, natrętne przypominanie, że istniał jakiś tam Wyspiański, musi budzić odruchy wymiotne.
Wy… z tym Wyspiańskim, chciałoby się zatwittować stanowczo i napisać to, co wszyscy myślą, nie ukrywając emocji.
Podobnie z muzyką. Wymiana ukulele i digeridoo na skrzypeczki i tamburyn, wygrywające podczas spektaklu melodie swojskich mazurków i oberków, jak na jakimś przaśnym wiejskim weselu, jest zupełnie niepotrzebną ingerencją w dramat Stinky. I nie ratuje tych nieporadności realizacyjnych nawet grająca główną rolę sławna Kaja Obczaj-Ewka, na widok której widzowie na premierze zaczęli wołać „adoptuj muchę”, co zupełnie wypaczyło przesłanie spektaklu, poruszającego przecież zupełnie inny temat.
Czy więc spełnią się proroctwa Rancière’a, wieszczącego sztukę, która zmienia świat? Czy lokalni producenci i sprzedawcy torebek okażą się na tyle wpływowi, by zablokować rewolucję i wyzwolenie? Czy miejscowi hejterzy powściągną swoje niewyparzone gęby i nauczą się wreszcie mówić językiem inkluzywnym i nieraniącym uczuć osób złodziejskich?
Chciałbym wierzyć, że postęp w końcu zwycięży.
Warto zobaczyć ten spektakl. I kupić znaczek stylizowanej Wolnej Torebki, który na pewno stanie się najbardziej hot gadżetem, bez którego żaden szanujący się hipster nie będzie miał odwagi pojawić się tej wiosny na Zbawixie.
Jedno jest pewne: to bardzo odważne i ważne przedstawienie, zapowiedź nowej prawdziwej sztuki, jawnie i bezwstydnie politycznej. Frazy „reakcja na skrajny stres” (extreme stress response) i „ma to związek z nierozpoznaną wcześniej traumą” (relating to previously unrecognised trauma) wejdą na stałe do języka polskiego, pozwalając nam zrozumieć te wszystkie rzeczy, które robimy, czy też które możemy i powinniśmy robić, których nie da się usprawiedliwić: można je tylko zrozumieć.
Bo przecież, jak pisał Rancière, „przedmiot sztuki rozpoznaje się po tym, że w jego zmysłowej formie następuje utożsamienie myślenia i niemyślenia, aktywności woli, która chce realizować swoje pomysły oraz intencje i radykalnej pasywności zmysłowego bycia-tu-oto [l’être-lá]”.