„Inne rozkosze” Jerzego Pilcha w reż. Jacka Głomba w Teatrze Narodowym. Pisze AK [Aneta Kyzioł] w „Polityce”.
Jak broni się po trzech dekadach od premiery powieść Jerzego Pilcha o beztroskim weterynarzu z Wisły Pawle Kohoutku, który wpada w popłoch, gdy kolejna Aktualna Kobieta poważnie traktuje jego zapewnienia o planach wspólnego życia i z walizką staje w progu jego domu, grożąc ujawnieniem romansu rodzinie, z żoną na czele? Nieźle, to wciąż świetna literatura z frazami, których się nie zapomina (jak słynne „nadludzką pracą w nieludzkich warunkach"). Zabawny, przesycony ciepłą ironią portret niedojrzałego mężczyzny, traktowanego z pobłażliwością przez otoczenie, który nagle musi się skonfrontować ze swoimi czynami i pragnieniami i nie idzie mu to dobrze. Poruszający portret rodziny i społeczności (ewangelików augsburskich z Beskidu Śląskiego) - instytucji, w których za poczucie przynależności i wzajemną opiekę płaci się wejściem w role, w koleiny, tłumieniem i ukrywaniem tego, co nie pasuje i odstaje. Jacek Głomb, wystawiający „Inne rozkosze" w Teatrze Narodowym, nie ma ambicji odkrywania Pilcha na nowo, nie próbuje czytać go pod włos, szukać współczesnych perspektyw, nie eksperymentuje też z formą. Półtoragodzinne przedstawienie to teatr tradycyjny, można by rzec - do bólu, gdyby nie to, że słuchanie Pilcha to wciąż przyjemność. Do tego Oskar Hamerski w roli Kohoutka ma sporo uroku, Monika Dryl jako jego żona pokazuje mądrość i siłę, a Beata Fudalej grająca matkę - charyzmę.