"Rosemary" Magdy Fertacz w reż. Wojciecha Farugi w Teatrze Śląskim w Katowicach online. Pisze Artur Stanek.
Kolejną odsłoną cyklu „Teatr Śląski w twoim domu” była sobotnia transmisja online spektaklu „Rosemary” Magdy Fertacz w reżyserii Wojciecha Farugi. Przedstawienie porusza problem molestowania seksualnego kobiet, nawiązuje do ruchu #MeToo, a także odwołuje się do kultowego filmu Romana Polańskiego „Dziecko Rosemary”. U Fertacz i Farugi źródło zła i opresji tkwi w drugim człowieku.
Akcja „Rosemary” dzieje się we współczesnym amerykańskim świecie artystyczno-filmowym. Główna postać spektaklu - Rose (Aleksandra Przybył) doświadcza przemocy seksualnej ze strony męża Guy’a (Piotr Bułka), w sąsiedztwie mieszka dziwne, demoniczne rodzeństwo Minnie (Bogumiła Murzyńska) i Roman-pedofil (w tej roli Antoni Gryzik), pojawia się także popełniająca samobójstwo nastoletnia Samantha (Alicja Hudeczek). Atmosfera przemocy i zła gęstnieje wokół głównej bohaterki przedstawienia.
Spektakl rozczarowuje przede wszystkim dramaturgicznie, gdyż tekst Magdy Fertacz jest za bardzo publicystyczny (np. wprost wspomina się, że Roman Polański był oskarżony o molestowanie seksualne, wymieniane są także inne osoby ze świata polityki i kultury), a kwestie wypowiadane na scenie nierzadko brzmią tak, jakby były cytowane z gazety. W katowickim przedstawieniu zabrakło właściwego stopniowania napięcia, charakterystycznego dla arcydzieła Polańskiego. Z kolei scena gwałtu, przez niektórych widzów odbierana jako zbyt naturalistyczna, jest w takim kształcie niepotrzebna i stanowi wyraz niemocy twórców, a chęć szokowania zastępuje dobrą dramaturgię.
Nierówne, a chwilami ocierające się o farsę, aktorstwo to również cecha spektaklu w reżyserii Wojciecha Farugi. Aleksandra Przybył nawet stara się, by wiarygodnie zbudować postać Rose, aczkolwiek nie zawsze z powodzeniem (np. aktorka śpiewa piosenkę-protest w taki sposób, że utwór nie brzmi przejmująco, lecz śmiesznie i karykaturalnie). Natomiast Piotr Bułka w roli Guy’a, męża Rose, wypada papierowo i sztucznie - podobnie bezbarwnie aktor zagrał wcześniej rolę Nicka, męża Mabel, w wybitnym przedstawieniu „Pod presją” w reżyserii Mai Kleczewskiej. Pozostali aktorzy również nie zachwycili.
Spektakl został lokalnie doceniony - otrzymał w województwie śląskim dwie Złote Maski: za najlepsze przedstawienie 2019 roku i dla Aleksandry Przybył za najlepszą rolę żeńską. Nie podzielam entuzjazmu jurorów przyznających nagrody. Moim zdaniem ze Sceny Kameralnej wiało teatralną nudą, nieprzekonywującym aktorstwem, a natłok publicystyki to za mało, by powstało udane przedstawienie na ważny społecznie temat.
W prima aprilis Teatr Śląski napisał, że na premierę 5 kwietnia 2019 roku przyjedzie Roman Polański. Mam nadzieję, że wybitny reżyser nie przeczytał tego żartu. Nie warto przyjeżdżać do Katowic na „Rosemary”, ani oglądać online.