Kiedy grała role, z którymi się utożsamiała – wtedy czasami traciła dystans między sobą a postacią, uderzając w ton patetyczny, raczej obcy jej nowoczesnemu aktorstwu. Zyskiwała jednak w ten sposób porozumienie z widownią. Pisze Michał Smolis w Raptularzu e-teatru.
1.
Niewiele aktorek doczekało się pomnika i tak kompetentnej biografii jak książka pióra Joanny Krakowskiej. Niewiele ma swoją scenę, a dzięki determinacji Macieja Prusa, przyjaciela aktorki i ówczesnego dyrektora warszawskiego Teatru Dramatycznego – jego dawna Sala Prób od 19 stycznia 1991 nosi imię Haliny Mikołajskiej. Uroczystość nadania imienia uświetnił występ Zofii Kucówny i Henryka Bisty w Krzesłach Ionesco, tytule wybranym nieprzypadkowo. W przedstawieniu tego awangardowego w swoim czasie dramatu Mikołajska odniosła wielki triumf (reż. Ludwik René, Teatr Dramatyczny, 1957).
Stara, postać, którą zagrała w tamtym przedstawieniu, nie odpowiadała ani wiekowi artystki, ani jej predyspozycjom fizycznym. A jednak takich charakterystycznych ról we współczesnej dramaturgii zagrała Mikołajska więcej (Szen Te i Szui Ta w Dobrym człowieku z Seczuanu Brechta, Alicja w Kurce Wodnej i tytułowa Matka w sztukach Witkiewicza czy Winnie w Radosnych dniach Becketta). Drugi typ ról Mikołajskiej wiąże się z dramatem realistycznym, wykorzystującym intuicję i empatię (Ruth w Niemcach Kruczkowskiego, Irina i Olga w Trzech siostrach, Raniewska w Wiśniowym sadzie Czechowa, Gunhilda w Janie Gabrielu Borkmanie, Pani Alving w Upiorach Ibsena). Wreszcie typ trzeci, uprawiany najrzadziej, to postaci tragedii antycznych: Kasandra w Agamemnonie Ajschylosa czy tytułowa Medea w dramacie Eurypidesa, repertuar niezwykle wymagający dla aktora.
Mikołajska traktowała swój zawód serio, umiała poskromić aktorską próżność. Karierę zaczynała – w zgodzie z warunkami – od ról amantek, które karmią aktorskie ego i są uwielbiane przez publiczność. Jednak szybko zrozumiała, że nie musi podobać się publiczności, a czasem wręcz nie powinna. Jej stosunek do pracy określiło pochodzenie społeczne. Była rasową inteligentką. „Dla każdego z […] autorów szukała osobnego stylu, dla każdej roli osobnej formy. Wspierały ją w tym silna uczuciowość i wyjątkowa inteligencja. Charakter narzucał jej osobiste […] spojrzenie w rozmaity sposób motywowane, czasem psychologicznie, czasem moralnie, zawsze uzasadnione intelektualnie. Jeżeli termin intelektualny może w odniesieniu do teatru mieć jakikolwiek sens […] to Mikołajska była jedyną w Polsce aktorką, do której ten przymiotnik wolno zastosować”[1]. Dlatego jej sztukę krytycy porównywali z aktorstwem Gustawa Holoubka. Jednak Mikołajska nie obnażała na scenie prywatnej osobowości tak ostentacyjnie jak Holoubek, który jako dojrzały aktor niemal całkowicie odrzucał charakteryzację.
Kiedy grała role, z którymi się utożsamiała – wtedy czasami traciła dystans między sobą a postacią[2], uderzając w ton patetyczny, raczej obcy jej nowoczesnemu aktorstwu. Zyskiwała jednak w ten sposób porozumienie z widownią.
Podjęta w 1976 roku decyzja wstąpienia do KOR[3] w konsekwencji, jak się wkrótce okazało, zwichnęła karierę aktorską Mikołajskiej. Poskutkowała przemilczaniem, zakazem występów w filmie, radio i telewizji. Kiedy – po powrocie z internowania w stanie wojennym – Mikołajska weszła na scenę Teatru Polskiego jako Hestia w Wyzwoleniu Wyspiańskiego, publiczność przywitała ją huraganem oklasków. Blisko cztery dekady pracy zawodowej przysłoniła kilkuletnia działalność publiczna. Mikołajska, daleka od egzaltacji, odczuła dwuznaczność tej sytuacji i rozgoryczona odeszła z instytucjonalnego teatru. Związała się z teatralnym drugim obiegiem, gdzie prezentowała monodramy.
2.
Filmowych śladów po Mikołajskiej pozostało niewiele, chociaż jej drugoplanowe role współczesnych kobiet w obrazach w reżyserii Krzysztofa Zanussiego (Życie rodzinne, Bilans kwartalny, Barwy ochronne) przeczą obiegowej opinii, że Mikołajska była aktorką par excellence teatralną. Częściej pracowała w Teatrze Telewizji (Róża w Cudzoziemce według Marii Kuncewiczowej, 1970; Magdalena Béjart w Molierze, czyli Zmowie Świętoszków Bułhakowa, 1981). Prawdziwym odkryciem okazał się telewizyjny „półkownik”, Lalka z łóżka numer 21 Lebovicia (1970), którego pierwsza emisja odbyła się dopiero 19 marca 2019 roku w TVP Kultura, blisko pięćdziesiąt lat po nagraniu. Halina Mikołajska wystąpiła w roli Wilmy Reiner, dawnej więźniarki obozu koncentracyjnego, zmuszonej do prostytucji w obozowym domu publicznym.
Akcja kameralnego dramatu toczy się dwadzieścia lat po zakończeniu drugiej wojny światowej. Wilmę odnajduje Emil Grabner (Henryk Borowski), były esesman i szef obozowego burdelu, obecnie szanowany adwokat. Grabnerowi depcze po piętach sprawiedliwość, grozi mu proces za zbrodniczą działalność, dlatego chce skłonić świadka, Wilmę, do milczenia. Bohaterka Mikołajskiej staje przed dylematem: czy wyznać przed sądem prawdę i doprowadzić do skazania oprawcy, czy wybrać milczenie, chroniące ją przed społeczną stygmatyzacją. Mikołajska gra oszczędnymi środkami, od pierwszej sceny emocje trzyma na wodzy, chociaż nietrudno dostrzec, że jest kłębkiem nerwów. Pomimo pancerza, którym otoczyła się, by przetrwać, wewnątrz przeżywa piekło: i to obozowe, wyparte, i to współczesne. Zakryje twarz w dłoniach dopiero gdy zrozumie, że mąż (Stanisław Zaczyk) nie wybaczy jej obozowej przeszłości. Przegrywa życie dwa razy, za każdym razem jako ofiara mężczyzn.
Imperatyw i poczucie sprawiedliwości nakazywały aktorce bronić racji granej bohaterki, to jedna z tych ról współczesnych kobiet, których los mogła zrozumieć – drugą wojnę światową Mikołajska znała z autopsji, przypadła na czas jej dojrzewania i wczesnej młodości. Ale swojego życia aktorka nie przegrała.
3.
Przegrała za to walkę o pamięć. Znamienny jest fakt, że Sejm RP nie zainteresował się – zgłoszoną przez Instytut Teatralny – propozycją ustanowienia 2025, w którym obchodzimy stulecie urodzin aktorki (ur. 22 marca 1925 roku) rokiem Haliny Mikołajskiej. Pomnik tej wybitnej artystki i patriotki, zaprojektowany przez Krystynę Fałdygę-Solską, stoi na tyłach gmachu parlamentu od 2012 roku i jak widać, najwyraźniej nie jest przez posłów i senatorów zauważany.
Mam świadomość, że czas politycznej, medialnej i społecznej aktywności dawnych przyjaciół Mikołajskiej z kręgów solidarnościowej opozycji, skupionych najpierw w Unii Demokratycznej, a później w Unii Wolności, dobiega kresu. Sprawującej rządy klasie politycznej nazwisko aktorki zapewne z niczym się nie kojarzy – nie zagrała roli w „kultowym” filmie, nie występowała w popularnych serialach, pracowała przede wszystkim w teatrze, który pozostaje dziedziną niszową. Jej nazwisko zna dziś tylko garstka wtajemniczonych. Jednak trudno znaleźć usprawiedliwienie dla faktu, że władza wywodząca się z solidarnościowych elit zapomniała postać heroicznej opozycjonistki, jednej z założycielek Komitetu Obrony Robotników, prześladowanej przez Służbę Bezpieczeństwa, internowanej w stanie wojennym przez reżim Jaruzelskiego. Nazwiska aktorki nie wzięły na sztandar również ani organizacje feministyczne, ani społeczni aktywiści.
Do biograficznej legendy Haliny Mikołajskiej przeszedł fakt o randze symbolu – ciężko chora aktorka, głosująca w wyborach 4 czerwca 1989, do lokalu wyborczego została przyniesiona na noszach. „Chciałoby się wierzyć, że triumf wyborczy Solidarności zdążył sprawić jej radość, że pozwolił dostrzec głęboki doczesny sens własnego życia”[4] – skomentowała autorka monografii. Mikołajska umarła niecałe trzy tygodnie później – 21 czerwca 1989 roku.
Przypisy:
[1] Erwin Axer, Halina Mikołajska [w:] tenże, Z pamięci, Warszawa 2006, s. 220.
[2] Zob. E. Axer, dz. cyt., s. 222–223.
[3] Szerzej o działalności opozycyjnej Haliny Mikołajskiej opowiada Teresa Bogucka w niniejszym numerze „Raptularza”.
[4] Joanna Krakowska, Halina Mikołajska. Teatr i PRL, Warszawa 2011, s. 468.