„Łatwe rzeczy” w reż. Anny Karasińskiej z Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie na 43. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Reda Paweł Haddad w Teatrze dla Wszystkich.
Łatwe rzeczy, z Teatru Stefana Jaracza w Olsztynie na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych, to nie jest zwykły spektakl.
Wchodzimy naprawdę głęboko w bebechy teatru, a konkretniej dwóch aktorek. Chociaż może, w kontekście tego przedstawienia, należałoby powiedzieć wchodzimy naprawdę w bebechy dwóch kobiet, a może po prostu dwóch żywych, performujących ciał? Jedno ma wielkie teatralne doświadczenie (debiut w 1969 roku), drugie (debiut w 2004) jest w centrum wieku kobiety i jednocześnie ma już dużo eksperiencji, które definiują ją jako reprezentantkę kulturowej płci i osobę występującą na scenie, osobę pracującą w teatrze – jako aktorkę, która dobrze zna okoliczności wykonywania swojego zawodu.
Meta-teatr
Irena Telesz-Burczyk i Milena Gauer są na scenie „sobą” (na tyle na ile jest możliwe „bycie sobą” na teatralnej scenie, oświetlonej teatralnym parkiem świetlnym i będąc obserwowanym przez widzów, którzy zapłacili za bilety, a potem biją brawa i gdy, po spektaklu, widz jedzie do domu, aktor idzie do kasy.) Czy da się więc na scenie „nie grać”, tylko „być sobą”? Czy jednak, tak naprawdę, fenomenologicznie rzecz biorąc, można tylko udawać, że „jest się sobą” i udawać, czyli grać, że się nie gra?
Obie kobiety są bardzo naturalne i szczere. Zafascynowani słuchamy ich metateatralnych opowieści o zadaniach aktora i teatralnych konwencjach. Dopuszczają nas blisko do tajemnic swojego warsztatu i świata swojej duszy. Do lęków, pragnień, niepokojów. Gruzińskie przysłowie mówi, że aktor jest jak płonąca świeca. Teatr jest tym płomieniem, gdzie nasze ziemskie jestestwo może uwierzyć w skończoność albo przeczuć nieśmiertelność i tajemniczą mistykę ludzkiego losu. Osobie reżyserującej (Anna Karasińska) i osobom aktorskim (Irena Telesz-Burczyk oraz Milena Gauer) to się udało. „Grając siebie” opowiedziały cały ludzki los.
To nie są łatwe rzeczy
„Życie jest tylko przechodnim półcieniem,
Nędznym aktorem, który swą rolę
Przez parę godzin wygrawszy na scenie
W nicość przepada – powieścią idioty,
Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą”. *
A może jednak także:
„Istota Drogi nie jest określona,
Na szlaku wielu wędrówek
Istnieją nazwy, lecz natura słów
Pozostaje nieuchwytna
Bezimienne jest źródło tworzenia.
Chociaż rzeczy wszystkie
Wspólną mają macierz
A ona ma imię”. **
O tym jest ten performance/spektakl/wypowiedź. Twórczyniom udało się to opowiedzieć nie grając, nie mistyfikując, nie udając nikogo innego niż są. Tenebrystyczny teatr światła i cienia. Tak jak w filozofii zen lub w tao yang-yin. Pełnia wyrażona przez pustkę; dźwięk głośny przez ciszę i i kłamstwo teatru, które wydobywa prawdę o życiu.
* Makbet, William Shakespeare
** Lao Tsy