„Wirujący seks. Polskie love story” wg scenariusza i w reż. Tadeusza Kabicza w Teatrze Rampa w Warszawie. Pisze Maciej Gogołkiewicz na stronie Musicalowe.Info Podcast.
Reżyser i autor scenariusza Tadeusz Kabicz wraz z niesamowitym zespołem realizatorów i artystów stworzył "własny happy end" w najnowszej produkcji Teatru Rampa, w musicalu "Wirujący seks. Polske love story". Coś czuję, że za ileś lat jego zekranizowana wersja może trafić do "dystrybucji kinowo-magnetowidowej". A tak całkiem poważenie: Musical Kabicza zabiera widza na najlepsze wesele i podnosi poziom endorfin, ale i rozprawia się z komediami romantycznymi, by przekonać nas, że w życiu jednak nie jest tak jak w kinie.
Gośćmi tego odcinka podcastu są: reżyser Tadeusz Kabicz oraz Kamila Boruta - Marszałek, Anna Mierzwa, Agata Ewa Mociak, Krzysztof Róg, Maciej Pawlak, Przemysław Niedzielski, Wojciech Kurcjusz i Konrad Marszałek.
POSŁUCHAJ NA YOUTUBE, SPOTIFY, APPLE PODCAST
Poniżej dzielę się wrażeniami po obejrzeniu spektaklu. Zapraszam do lektury. Jeśli nie masz czasu na czytanie posłuchaj podcastu.
Cytując Patryka, bohatera musicalu: "Taniec jest do smakowania", a "Wirujący seks" Tadeusza Kabicza jest do... delektowania się zaszytymi w scenariuszu nawiązaniami do filmów i romantycznych stereotypów. Gdy Mania (marząca o zatańczeniu pierwszego tańca do hitu z "Dirty Dancing") pyta "Gdzie są moje buty?" od razu wiem, że "trza być w butach na weselu" jak przekonywał Stanisław Wyspiański w swoim "Weselu". Wideo (podkreślmy - powstające na żywo!) z ważnej dla Mani i Henia uroczystości, z charakterystycznymi dla kaset VHS znacznikami, to skojarzenie z modnymi filmami z wesel, często nagrywanymi longiem, ale i z "Weselem" Smarzowskiego. Jest i zgon (z gitarą w rękach), więc mamy brytyjską komedię "Cztery wesela i pogrzeb". Szybko dostrzegamy "Ghost" ("Uwierzyć w ducha") i... scenę z "Titanica". I jak tu nie smakować tego musicalu. Oczywiście najwięcej tu nawiązań do "Dirty dancing". Te dostrzeżemy w muzyce, ruchu, tańcu i... owocowych rekwizytach. Oczywiście jak przystało na dobre wesele (na które poszło "tyle kasy i kiełbasy") nie brakuje zabaw, przyśpiewek i toastów, choć alkohol jakoś przesadnie tu się nie leje.
W weselny "trans" zamiast alkoholu wprowadza nas muzyka Grzegorza Rdzaka. Tego kompozytora poznałem podczas nagrania odcinka podcastu po premierze "Mock. Czarna burleska" w Teatrze Capitol we Wrocławiu. Wtedy 23-latek, zrobił na mnie ogromne wrażenie, a songi z "Mocka" są do dziś przeze mnie najczęściej słuchane spośród polskich musicali dostępnych w streamingu. Mam nadzieję, że wkrótce "Wirujący seks" będzie tam dostępny. Muzyka Rdzaka to nie tylko autorskie utwory, ale i genialne aranżacje utworów: "Private Dancer" czy "Windą do nieba". Szlagier z filmu "Dirty Dancing" - "Time of my life" aranżacyjnie muśnięty, raczej bliski oryginałowi. Muzyka bardzo zróżnicowana klimatycznie od brzmień lekkich, w rytmie disco, latino ("Lekcja mambo"), przez mroczne, transowe, aż po cudowne momenty a capella ("Spowiedź Dawida"). Muzyka spektaklu jest nagrana, ale towarzyszy jej dwóch muzyków, grających na żywo: Nathan Williams na trąbce i Mateusz Pisulak na saksofonie tenorowym (jeśli się nie mylę). Autorami tekstów oryginalnych piosenek są: Tadeusz Kabicz, Grzegorz Rdzak i Marta Podobas.
Muzyka Grzegorza Rdzaka to niesamowicie plastyczna materia, z której użytek zrobił Michał Cyran, autor choreografii. Cyran już od dawna jest w moim osobistym TOP 3 musicalowych choreografów obok Eweliny Adamskiej-Porczyk i duetu Jarosław Staniek - Katarzyna Zielonka. Cyran doskonale prowadzi ruch aktorów w spektaklu. Wszystkie taneczne choreografie przyciągają wzrok, począwszy od otwierającej musical: "Ten wielki dzień", przez "Lekcję mambo" i wykorzystującą boczne balkony "Jedną chwilę", aż po "Spowiedź Dawida" ze swoiskim polonezem. Absolutnie wyjątkowy jest "Private dancer" (ja obejrzałem go w wykonaniu Macieja Pawlaka). Sprawia wrażenie tanecznej improwizacji, ale uważniej się przyglądając można dostrzec doskonale ułożoną choreografię. "Time of my life" - perfekcyjne! Z obowiązkowym podniesieniem, ale piękne jest to, że Mania ląduje na rękach prawie całego zespołu, a nie tylko Henryka.
Scenografię i kostiumy do spektaklu przygotowała Natalia Kitamikado i tu oczywiście głównie kreacje Pań przyciągają uwagę, w tym szczególnie ta, którą nosi musicalowa Żaneta. Światło w spektaklu wyreżyserował Michał Głaszczka. Subtelnie całość dopełniają projekcje Karoliny Jacewicz (jej praca zachwyciła mnie przy okazji "Deszczowej piosenki" w Teatrze Muzycznym w Poznaniu), zwłaszcza te, które wyświetlane były nad sceną. Te komputerowe, gamingowe z "Excela Henryka" wywołały u mnie bardzo miłe skojarzenia. Moją uwagę zwrócił także niesamowity efekt refleksów świetlnych w utworze "Tak bywa w kinie". Świetnym pomysłem było wykorzystanie frontowej ściany nad proscenium: to tu widzimy obrazy z pałacowego monitoringu, streaming z bloga Katarzyny "Get Dirty" czy "nagrywane" z ręki na VHSie obrazki z wesela. Jedna ze scen - z wykorzystaniem tego elementu - bardzo mnie poruszyła. To początek drugiego aktu gdy ojciec prowadzi Manię do ślubu. Początkowo sądziłem, że to przygotowane wcześniej nagranie, szybko jednak dostrzegłem znajome foyer Teatru Rampa. Towarzysząca tej scenie piosenka "Windą do nieba" tworzy bardzo wzruszający moment spektaklu.
W rolę Mani (poniższe dotyczy obsady z 23 kwietnia 2024) wciela się Agata Łabno i to jej wykonanie "Windą do nieba" niesamowicie mnie poruszyło. Łabno przeprowadzą swoją bohaterkę przez labirynt emocji, wzlotów i zawodów oraz trudnych decyzji. Między songiem z pierwszego aktu "Ja się nie mylę", a tym z prawie końca musicalu "Mania, dość!" Agata Łabno odkrywa przed widzami przemianę Mani. Towarzyszący jej Krzysztof Róg, w roli Henia z Podkarpacia kupuje publiczność excelowym hitem. Maciek Pawlak jako Patryk zawrócił w głowie nie tylko Mani. "Private dancer" w jego wykonaniu rzuca na kolana zarówno wokalnie, jak i tanecznie. W oglądanym przeze mnie spektaklu był to pierwszy moment, kiedy publiczność zareagowała oklaskami. Anna Mierzwa - wulkan energii. Eksploduje emocjami, gdy dowiaduje się, że mogła przyczynić się do śmieci Jerzego. Fantastyczny song w wykonaniu Mierzwy oraz genialne "Toasty" w duecie z Konradem Marszałkiem, nazywanym w spektaklu "podróbą Top Guna". W "Toastach" iskry lecą ze sceny! Przyznam, że to jedna z lepszych musicalowych małżeńskich kłótni. Wojciech Kurcjusz w roli Dawida, perfekcyjny w roli weselnego wodzireja, a jednocześnie mistrzowsko wyśpiewujący "Spowiedź". Mam niedosyt związany z postacią Żanety, trochę jej mało, tym bardziej, że grająca tę rolę Kamila Boruta-Marszałek aktorsko ma wiele do zaoferowania. Świetna scena w toalecie, no i zmysłowa taneczna solówka na zakończenie pierwszego aktu. W przypadku "Wirującego seksu. Polskiego Love Story" trudno mówić o rolach pierwszoplanowych czy drugoplanowych. Ewidentnie zespołowa praca wpływa na odbiór tego musicalu, stąd moje wyrazy uznania dla Justyny Cichomskiej (walecznej Aldony), Agaty Ewy Mociak (marzycielki Roxy), Łukasza Kamińskiego (bohaterskiego Benka) i Przemysława Niedzielskiego grającego Ryszarda. W rolę Jerzego oraz wujka (eksperta od kiełbas) wcielił się Julian Mere.
Podsumowując: "Włączcie stopy" i idźcie do teatru; "wyłączcie myślenie" i dobrze się bawcie na polskim love story w Rampie. I pamiętajcie "każdy błąd to nowa lekcja, każdy dół to trampolina".
A na zakończenie moje doświadczenia z filmem "Dirty Dancing", który pierwszy raz - choć nie w całości - obejrzałem w trakcie oczekiwania na wyniki w konkursie recytatorskim poezji rosyjskiej. To chyba była 7 klasa podstawówki. Rok później w Turnieju Klas Ósmych w trzy pary zatańczyliśmy choreografię do "Time of my life". Nasz występ oceniono najniżej, bo rzekomo był zbyt wulgarny.