"Nowe szaty TindiElli" Piotra Pluty w reż. Anny Wolszczak w Teatrze Kameralnym w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak.
Ostatnio istnieje trend do sytuowania akcji dramatycznych na wyspach. W ubiegłym sezonie oglądałam „Wyspę” stworzoną na motywach „Piotrusia Pana” w Teatrze im. Wilama Horzycy w Toruniu oraz „Wyspę” opartą na musicalu Stewarta Meltona „Islander” przygotowaną przez zespół Teatru Kameralnego w Bydgoszczy i prezentowaną na gościnnych deskach Sali Kameralnej Opery Nova.
Inspirowana baśnią Andersena akcja najnowszego spektaklu Teatru Kameralnego „Nowe szaty TindiElli”, Piotra Pluty w reżyserii Anny Wolszczak, pokazana w odrestaurowanej siedzibie przy ul. Grodzkiej, też rozgrywa się na wyspie. Czyżby efekt pandemicznej izolacji ludzi w niewielkich enklawach, w których łatwiej analizować problemy psychologiczne?
Wyspa Pluty, Instagramija jest ogromna a jednocześnie bardzo ciasna i ograniczająca jej „mieszkańców”. To świat Internetu, w którym jak w krzywym zwierciadle odbija się spaczona mentalność współczesnego społeczeństwa. Królestwo szmat i mazideł. Królowa TindiElla mieszka w pałacu usypanym z różnobarwnych łachów opatrzonych metkami najsłynniejszych kreatorów. Całe jej życie to codzienne zaskakiwanie fanów nowymi kreacjami, oczarowującym makijażem i rozkoszowanie się lajkami. Emotikony zachwytu pojawiają się na falującej tiulowej chmurce, symbolizującej ulotność wartości społecznościowych portali.
Julia Rzepecka nie tylko znakomicie gra pustą lalkę, manipulowaną przez rzesze doradców, krawców, kosmetyczek, ale równocześnie doskonale oddaje wewnętrzny lęk i ten powierzchowny przed zdemaskowaniem jej prawdziwego oblicza, i ten głębszy, przed zatraceniem swoich prawdziwych wartości zapacykowanych make- up’ ami i przesłanianych sztucznością wytuszowanych rzęs.
To bardzo inteligentnie prowadzona na kilku płaszczyznach postać. Rozpoczyna się i kończy Ellą. Pokazuje jak zwykła dziewczyna ulegając presji współczesnej mody na wizualną doskonałość, wchodzi w nieswoją rolę i jak potem udaje się jej wrócić do siebie.
Aktorsko bardzo ciekawie prezentuje się tu też Julia Witulska jako Dzwoneczek, niezwykle oryginalnie operując głosem i wiele treści przekazując ruchem. Bawi publiczność też para Strażników- Matylda Matuszak i Michał Rybak.
Oprócz planu żywego w spektaklu grają oryginalne, ogromnych rozmiarów lalki zaprojektowane przez Martę Kodeniec - sztuczne rzęsy nadmuchiwany biust, do absurdu powiększone usta. Poruszane przez aktorów wykonują przekomicznie pląsy po scenie w rytm muzyki Katarzyny Bem.
A muzyka w tle całego przedstawienia brzmi przecudnie. To jedyny element prezentowanej na scenie współczesnej mody, który udowadnia swój związek z prawdziwą sztuką.
Ten spektakl powinna zobaczyć nie tylko każda dziewczyna, ale i każda współczesna kobieta.